Swoją życiową pasję Kamil Szarmach spełnia zawodowo i sportowo. Uczestnik wielu krajowych i międzynarodowych zawodów drwali wrócił z Estonii spełniony i szczęśliwy. Miejsce, które zajął na mistrzostwach globu, przerosło jego oczekiwania.
Kamil Szarmach bez ogródek mówi, że w oczach pojawiły się łzy wzruszenia, gdy zobaczył oficjalne rankingi po zakończeniu Mistrzostw Świata Drwali w estońskim Tartu (19-22 kwietnia). Borowiak był jednym z reprezentantów Polski podczas najważniejszego na świecie wydarzenia mającego na celu wyłonić najlepszych drwali.
Kamil Szarmach trafił do kadry dzięki swoim osiągnięciom na krajowych arenach. Każdy kraj ma własne zasady kwalifikowania zawodników do międzynarodowych zawodów. Zebrane punkty podczas krajowych startów pozwoliły Borowiakowi znaleźć się w wąskim gronie kadry narodowej.
- Do Estonii polecieliśmy jako pięcioosobowa kadra narodowa - opowiada Kamil Szarmach. - Była wśród nas jedna pani, także reprezentantka biało - czerwonych barw. Trzy osoby z ekipy tworzyły team walczący w kategorii PRO, czyli seniorskiej. Tu moje nazwisko znalazło się na liście zawodników. Maciej Pilarski, absolwent tucholskiego technikum i mój były uczeń, startował w kategorii junior (do 24 lat). Oddzielnie prowadzono klasyfikację kobiet. Zdobyte punkty liczyły się też do rywalizacji drużynowej.
W mistrzostwach świata wzięło udział dwadzieścia reprezentacji, w tym Japończycy jako jedyny kraj spoza starego kontynentu. Każdy startujący dysponował w poszczególnych konkurencjach własnym sprzętem zatwierdzonym przez odpowiednią komisję. Sędziowie byli wyznaczenia przez światową federację IALC (International Association Logging Championships).
Zmiana łańcucha w 10 sekund
Królową konkurencji, jak mówi dziewiąty drwal na świecie, jest ścinka. Lata temu prezentowano ją m.in. na zawodach "Superdrwal" w Czersku, Szlachcie i Śliwicach. Podcięcie potężnej kłody tak, by upadła na oddalony o piętnaście metrów palik wkopany w ziemię, wymaga zegarmistrzowskiej precyzji. Kibice, a było ich sporo z racji tego, że mistrzostwa były łączone z targami leśno - rolnymi, mogli oklaskiwać wyczyny Polaków, bo każdy z orzełkiem na piersi trafił niemalże idealnie w słupek. Zadowolenia nie krył także trener kadry Polski Robert Glazer (absolwent tucholskiego "Leśnika"). Również zawodnik z numerem 18 na plecach, czyli Kamil Szarmach, uznał swój początek za udany. Niezwykły popis dał tucholanin podczas drugiej konkurencji - zmiany łańcucha w pilarce. Trudno w to uwierzyć, ale... wystarczyło 10 sekund z setnymi, by zadanie zostało wykonane bez zastrzeżeń.
- Pobiłem własny rekord życiowy z czasem 10,03 sekundy - wyznaje Kamil Szarmach. - Było czym się satysfakcjonować, jednak jeden z Czechów ustanowił rekord świata - zmienił łańcuch z 8,27 sekundy. Warto zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. W tej konkurencji trzeba pracę wykonać tak, by na skórze dłoni nie było żadnej ranki. Komisja ogląda dłonie przed startem i po nim; za ślady krwi na rękach są punkty karne. Gdy ranki są przed startem, sędziowie oznaczają je markerem. Jest to bodajże najtrudniejszy start, bo ręce mogą drżeć, zakrętka uciec; zawodzą tu nawet faworyci.
Pierwsza przerzynka wyszła Polakowi zadowalająco, bo Kamil Szarmach po tej konkurencji awansował na siódme miejsce. Tu trzeba było kłodę leżącą na stojakach nacinać najpierw z dołu, potem z góry, by po odcięciu kłoda była bez nierówności. Druga przerzynka nie była już powodem do zadowolenia Borowiaka, który przyznaje, że był tu zbyt ostrożny, bo zostawił dwa duże tzw. niedopiły. Należało odciąć plaster od kłody tak, by nie zarysować kolorowej deski, na której kłoda leżała. Liczyła się precyzja, a była ona ważna o tyle, że fatalny start w tej konkurencji potrafił zepchnąć zawodnika ostro w dół klasyfikacji.
Wolniej, ale dokładniej - ta zasada dyktowała ruchy pilarki Kamila podczas ostatniej konkurencji - okrzesywania. Cała sztuka polega tu na odcięciu trzydziestu kołków zamontowanych sztucznie na kłodzie. Liczyły się jak zwykle czas i precyzja. Trzeba odcinać "gałęzie" równo z płaszczyzną kłody. Kamil wykonał to zadanie w dłuższym czasie, zadbał jednak szczególnie o dokładność. Zajęło mu to 20,30 sekundy.
Ogrom wzruszeń, bitwa na żyletki
W mistrzostwach świata Kamil Szarmach zajął ostatecznie dziewiąte miejsce wśród sześćdziesięciu mężczyzn. Był najwyżej sklasyfikowanym Polakiem. Mistrzem świata został Austriak Mathias Morgenstern (1673 pkt.). Wicemistrzem globu został Norweg Ole Harald L. Kveseth (1670 pkt.). Na najniższym stopniu podium stanął kolejny Austriak Jürgen Erlacher (1667 pkt.). Zawodników dzieliły idealnie po trzy oczka różnicy, co jest - jak określił to Polak - bitwą na żyletki. Dlaczego?
- Tak minimalne różnice punktowe na poziomie mistrzostw świata to rzecz niezwykła - mówi reprezentant Polski. - To jak grubość żyletki, inaczej nie da się tego określić. Co do mnie, to jestem w pełni szczęśliwy i na koniec zawodów pojawiły się u mnie łzy w oczach - dyskretne, niezauważalne. Miałem plan minimum - zdobyć 1600 punktów. Wejście do pierwszej dwudziestki uznałbym za wielki sukces, tymczasem znalazłem się wśród dziesięciu najlepszych na świecie. Teraz, z perspektywy czasu, gdy patrzę na swoich uczniów, wiem, że warto piąć się we wszystkim, co piękne i ważne. Zaczynałem jak ci młodzi chłopcy, którzy też mają potencjał. Element stresu, napięcia podczas zawodów, przeżycie tego całym sobą od stóp do głów - nie można tego zapomnieć. Podstawą wszystkiego jest pasja, która motywuje do ciągłej pracy. Powiem wprost: życzę sobie startów jeszcze przez kolejne dekady. Na mistrzostwach niektórzy startują, mając sześćdziesiąt lat. Startowałem już pięć razy w mistrzostwach świata, jestem też mistrzem Polski z 2017 roku. Wciąż mi mało.
W klasyfikacji drużynowej Polacy znaleźli się dopiero na 18. pozycji. Przed finałem Polacy zajmowali 6. pozycję, jednak fatalne zrządzenie losu sprawiło, że znaleźli się prawie na końcu stawki. Jednemu z naszych reprezentantów spadł łańcuch z prowadnicy pilarki. Nie było już czasu ani możliwości, by nadrobić straty w zespole. Najlepszą ekipą świata okazała się Austria przed Szwajcarią i Niemcami. Mistrzostwa rozpoczęły się paradą kadr narodowych przez miasto, a zakończyło się bankietem dla uczestników i organizatorów. Była to okazja do cennej wymiany doświadczeń i zawarcia znajomości w międzynarodowym towarzystwie.
Nasi na mistrzostwach Europy od 31 maja!
Przed kadrą narodową kolejne zawody. Od 31 maja do 4 czerwca odbędą się w norweskim Kongsbergu Mistrzostwa Europy Szkół w Umiejętnościach Leśnych. W Estonii Kamil Szarmach był zawodnikiem, w skandynawskim kraju będzie trenerem młodych drwali ze szkół leśnych, konkretnie z TL-u w Tucholi. Z kolei za rok planowane jest rozegranie kolejnych mistrzostw świata w Austrii. Dla dziewiątego zawodnika globu to na pewno wyzwanie i okazja do kolejnych sukcesów.
Kadra narodowa:
Maskotka na szczęście od bliskich:
Kamil Szarmach wraz z absolwentami Technikum Leśnego w Tucholi podczas tegorocznego pożegnania. Przed grupą mistrzostwa Europy umiejętności leśnych (fot. Piotr Paterski:
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz