Takiego meczu nie pamiętają chyba najbardziej dojrzali kibice Rawysa CEO. Nie dość, że to spotkanie z liderem, to jeszcze cuda widziane w końcówce - ważny punkt wyrwany w ostatnich sekundach meczu. Stadion szalał, zaś piłkarze z niedowierzania łapali się za głowy.
Rawys CEO Raciąż - Victoria Czernikowo 3:3 (1:0). Bramki: Dominik Rybacki (42), Damian Rybacki (58, 90+3)
Rawys CEO: Borowa, Prusaczyk, Narloch, Damian Rybacki, Dominik Rybacki, Dudzik, Kurs, Paprocki, G. Kokoladze (70 Stenwak), Ostrowski, Froelke
Ducha nie gaście - ten znane słowa, ale z zupełnie innego kontekstu mogłyby być mottem meczu Rawysa CEO w Wielką Sobotę. Gdy w doliczonym czasie rywal strzelił gola, niewielu liczyło na cud, ów jednak nastąpił minutę później w ostatniej akcji meczu. To ligowe starcie jest oddzielną kartą historii Rawysa CEO, jednak zacznijmy od początku.
Mecz z Victorią miał być trudnym sprawdzianem dla Borowiaków, którzy w rundzie wiosennej prezentują się wybornie, bo mają już w miarę stabilne miejsce w tabeli dzięki skutecznemu gromadzeniu punktów. Victoria Czernikowo przoduje w zestawieniu ligowym i było to widać po pierwszym gwizdku - goście z powiatu toruńskiego ruszyli ostro na raciążan i w pierwszych chwilach nie wyglądało to najlepiej dla gospodarzy. Dwa rzuty wolne, kotłowanina w polu bramkowym, trzy rzuty rożne i ostro bite podania na głowę sprawiały, że już od początku drżały serca kibicom. Szybka, silna i agresywna gra czernikowian nie pozwalała od razu zaatakować, ale okazja dla Rawysa CEO miała miejsce już w 6 minucie, gdy Piotr Dudzik po kontrze znalazł się blisko bramkarza przyjezdnych. Nic jednak z tego nie wyszło, a w odpowiedzi goście uderzali z ostrego kąta, jednak strzał został zablokowany. W 17 minucie strzał z wolnego obronił Hubert Borowa, a w innych sytuacjach stworzonych przez Victorię dwa razy idealnie zażegnał niebezpieczeństwo Arkadiusz Narloch. To był świetny mecz tego piłkarza.
Później napastnicy Rawysa CEO nie ustawiali się dobrze, byli za daleko od piłki, nie wychodzili w odpowiednim tempie do podań. Ponadto precyzyjnie była ustawiona obrona Victorii. Nie było możliwości oddania strzału z dystansu. Dokładnie pilnowany był Dominik Rybacki, a w 36 minucie za brutalny faul na nim gracz gości obejrzał tylko żółtą kartkę. Tych w całym meczu dla gości było sporo, szczególnie w drugiej połowie. W świetnej sytuacji podbramkowej na kilka minut przed zejściem do szatni znalazł się Guladi Kokoladze, jednak przestrzelił. Gra Rawysa się w końcu ułożyła na tyle dobrze w stosunku do gry gości, że mecz był wyrównany. Młodszy z braci Rybackich oddał strzał z pola karnego - nad okienkiem bramki przyjezdnych. Skutecznie trafił trzy minuty przed końcem pierwszej odsłony, gdy sprytnym strzałem umieścił piłkę w bramce przy bliższym słupku.
Końcówka - trudno było w nią uwierzyć
Wszyscy wiedzieli, że batalia w drugiej połowie będzie trudna dla obu drużyn. Po wznowieniu gry to Borowiacy mogli podwyższyć - w 47 minucie kilka szybkich podań otworzyło drogę do bramki, jednak strzał głową Guladiego Kokoladze był chybiony. Raz w obronie pomylili sie raciążanie i mogło się to źle skończyć. Strata piłki i wyjście sam na sam z Borową zakończyło się obroną tego ostatniego. Westchnienie ulgi wydarło się z piersi zawodników, a na analizę tej akcji nie było czasu, bo szalone tempo meczu kazało śledzić wszystko tu i teraz.
W końcu Victoria osiągnęła swoje - po mocnej kontrze strzał głową pomocnika gości dał wyrównanie. Od tego momentu mecz zyskał nowe oblicze, a działo się w krótkim czasie tyle, że wydarzeniami można by obdzielić kilka meczów. Dość powiedzieć, że w ciągu pięciu minut wpadły trzy gole (łącznie w tym wyrównującym). Chwilę po skutecznym strzale gości w polu karnym został podcięty Dominik Rybacki, a jego starszy brat pokonał bramkarza rywali z jedenastu metrów. W 60 minucie rzut wolny goście rozegrali wzorowo i kolejny ras doścignęli wynik. Przy stanie 2:2 napięcie było potężne - każde potknięcie mogło zakończyć się stratą trzech punktów dla jednych, a zyskiem dla drugich.
Około 70 minuty Rawys zaczął grać mniej składnie i notował pomyłki. Było dużo chaosu i nietrafionych zagrań, niedokładności, braku zgrania. Rywal częściej był przy piłce i coraz śmielej zapuszczał się na pole karne raciążan. Goście dochodzili do kilku akcji, z których najbardziej dogodna to ta z 86 minuty, kiedy fatalnie i z bliska nie trafił do raciąskiej bramki napastnik Victorii zamykający akcję. Był niepilnowany, jednak Rawys CEO miał tu dużo szczęścia.
Gra w doliczonym czasie gry mogłaby być oddzielnym materiałem na osobny artykuł. Dramat Rawysa - wówczas wydawało się, że nie do odwrócenia - nastąpił w doliczonym czasie gry. Sędzia zarządził dodatkowe trzy minuty meczu. W jednej z akcji błąd popełnił Hubert Borowa - faulował atakującego go napastnika. Rzut karny był jak wyrok dla raciążan - goście prowadzili 3:2. Nie wiadomo, czy był ktoś, kto wierzył, że Rawys uratuje jeden punkt, ale w ostatnich sekundach nastąpił cud. Rozpaczliwa akcja na bramkę gości zakończyła się płaskim i skutecznym strzałem Damiana Rybackiego, który utonął w ramionach kolegów. Stadion w Raciążu oszalał z radości, a zawodnicy nie wierzyli w wydarzenia na boisku.
Remis został uratowany. Rawys CEO pokazał charakter wsparty ostrym podejściem do meczu trenera Andrzeja Borowskiego. Jeszcze jedno: zespół z Czernikowa to bodajże drużyna z najwyższym w lidze poziomem kultury osobistej mimo ostrej gry. Postawa fair po meczu i gratulacje dla raciążan, wiele pochlebnych słów o grze Borowiaków z ust przyjezdnych mówiły same za siebie.
ZDJĘCIA:
[FOTORELACJA]4149[/FOTORELACJA]
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tygodnik.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz