Piotr Iwicki prowadzi plantację borówki amerykańskiej. Nie nazywa siebie rolnikiem, a raczej przedsiębiorcą. Jednak trafiając do worka z innymi sadownikami spotyka się z podobnymi wyzwaniami, co cała ta grupa. „Działkę” borówek – dosłownie i w przenosi – przejął po swoich rodzicach. Pomagał im w tym biznesie już od 14. roku życia. Wówczas, ok. 2000 roku, pracował w punktach sprzedaży, od targów po giełdę owoców i warzyw. Teraz ma pole i doświadczenie do analizy. W tamtych latach dopiero zaczęła kreować się świadomość, czym jest borówka. Przez wygląd mylono ją nawet z jagodami.
Gdyby szukać podobieństw w smaku, to chyba bliżej borówce do truskawek – zastanawia się Piotr Iwicki. Borówka „amerykańska” to nazwa potoczna. Generalnie na naszej półkuli da się uprawiać tylko northern hemisphere blueberry’s – NHB i SHB to grupy gatunków.
Iwicki zwraca uwagę, że – w związku z wielkością – plantacja nie jest głównym źródłem utrzymania dla jego rodziny. Ale jeśliby się uprzeć i wprowadzić dywersyfikację, rozszerzając działalność o dodatkowe gałęzie, byłoby to możliwe. Mieszkaniec gminy Lubiewo nie chce iść w masówkę i rozbudowywać szerzej plantacji.
Chcemy pozostać w produkcji przeznaczonej dla klienta lokalnego i końcowego. W tym przypadku widzę perspektywę dla branży
– mówi Piotr Iwicki, który stawia na krótki łańcuch dostaw. Jego produkcję można nazwać manufakturą, wielu klientów ma na miejscu. Owoce z tej plantacji trafiają do całej Bydgoszczy. W Tucholi w detalu ich nie kupimy.
REKLAMA
Dla lokalnego, małego plantatora lepiej jest – i nie chodzi tu tylko o borówki, ale o cały handel – by marża zostawała na miejscu i nie było potrzeby dzielenia z kolejnymi pośrednikami. Poza tym plantator, dzięki krótkiej linii sprzedaży, ma pełną kontrolę nad tym, co dzieje się z jego owocami. Sprzedaje to, co wyprodukował, nikt po drodze nie wpływa na jakość produktu. Chce sprzedawać to, co dałby do zjedzenia swoim dzieciom. Stali klienci osobiście przyjeżdżają na tę plantacją położoną na skraju lasu.
Nie chciałbym dojść do sytuacji, w której to odbiorca będzie decydować za mnie i mówić, w jakiej cenie może kupić moje owoce
– zastrzega Piotr Iwicki. Zauważa, że w jego przypadku rośnie procent klientów detalicznych, tzw. końcowych. Kiedyś to był ułamek całej sprzedaży, teraz jest już to nawet 20 procent całości. Pojawia się tutaj trend większej świadomości klienta i popularności wytwórcy lokalnego czy regionalnego. Ludzie chcą z większą pewnością wiedzieć, co dokładnie spożywają.
Moim celem nigdy nie było prowadzenie sprzedaży wielkim odbiorcom. Są oczywiście plantacje, które mają po kilkaset hektarów i to właśnie robią. Oni są w stanie bez problemu obniżyć cenę produktu o złotówkę. Przy naszej skali produkcji byłoby to za dużo
– wyjaśnia podstawową różnicę ekonomiczną między małym a dużym plantatorem. Duży używa innych środków, ma inne sposoby przechowywania owoców. Zresztą w Borach Tucholskich trudno byłoby zostać dużym producentem. Zdecydowanie lepsze tereny dla wielkich plantatorów w Polsce są np. na Lubelszczyźnie.
Jak większość plantacji, także borówka zależna jest od pogody przez cały rok: od długości zimowania, przez czas rozrostu i owocowania po zbiory. Pogoda sadowników nie rozpieszcza, choć w ubiegłym roku bardziej oszczędziła województwo kujawsko-pomorskie. W maju 2024 r. przez media przetoczyła się informacja o niespodziewanych przymrozkach, które zagroziły całym winnicom w zachodniej Polsce i wielu zakątkach Europy. Plantatorzy z mrozem walczyli ogniem. Dla nieznających realiów takiego przeciwstawiania się zagrożeniu, zaskakujące były zdjęcia setek małych ognisk przy krzakach owocowych. Po takie rozwiązania akurat w ubiegłym roku nie musiała sięgać lokalna plantacja borówek.
Warto zwrócić uwagę, że borówka jest względnie odporna na pogodę. W okresie zimowania – przy zastosowaniu rozwiązań profilaktycznych – potrafi wytrzymać do -20/30 stopni C. Wymaga to intensywnej pracy, bo każdy krzak musi być obsypany kopczykiem z odpowiedniego materiału, np. trocin. Gdy rozpoczyna się faza nabrzmiewania pąków, odpowiednio zabezpieczona borówka wytrzymuje do ok. -10 stopni C w przymrozku. Na drugim biegunie jest susza i bardzo wysokie temperatury, które w tej części Polski są już regułą. Kwatery plantacji Iwickiego mają swój system nawadniania. W sytuacjach, kiedy owoc, jest już dojrzały, liczy się czas reakcji i szybkie przeprowadzenie zbiorów. W przypadku utrzymywania się bardzo wysokiej temperatury powietrza, owocom może grozić nawet zagotowanie. Plantacje, jak ta którą odwiedzamy, stosuje rozwiązanie technologiczne, aby w krótkim okresie – do momentu przyjazdu klienta – móc przechowywać borówkę po zbiorze. Jedną z pierwszych decyzji Piotra Iwickiego, gdy wziął całą odpowiedzialność za plantację na siebie, była budowa chłodni.
Pogoda warunkuje naszą pracę i zbiory. Wielokrotnie przechodziliśmy przez przymrozki. Próbowaliśmy ochrony czynnej i ubezpieczeniowej. Ale ostatecznie to nie działa. Przyrodzie trzeba się poddać. Z walki z żywiołem masz tylko tyle, że się nie wyśpisz
– podsumowuje ten wątek Piotr Iwicki i wspomina widok zamarzniętych borówek z kilkucentymetrowymi soplami.
REKLAMA
Ile borówki daje plantacja Iwickiego rocznie? Widełki ustawione są szeroko: od kilkunastu do kilkudziesięciu ton. O poziomie w dużym stopniu decyduje pogoda. W ubiegłym roku sprzedawał borówkę w cenie 20 zł/kg.
To fakt, że borówka jest odporna. Ratuje nas dywersyfikacja odmian i stanowisko. Oraz to, że nie rosną one w jednej, wielkiej monokulturze. Znaczenie ma fakt, że nie jesteśmy olbrzymią plantacją. Możemy produkować owoce zdrowie, a całą produkcję rozciągnąć w czasie
– tłumaczy plantator. Okres produkcji co roku zależy od tego, kiedy zaczyna się wiosna. Jak będzie w tym roku, trudno powiedzieć. Niedobrze jest, gdy styczeń albo luty jest ciepły, bo to pobudza roślinę do wzrostu. Potem przymrozki mogą wiele zniweczyć.
W tym roku pogoda nie przyniosła jeszcze nic nadzwyczajnego. Myślę, że sprzedaż zaczniemy zgodnie z harmonogramem, a więc w połowie lipca
– prognozuje Iwicki.
Właściciela planacji pytamy, z jakim najważniejszym problemem musi się borykać. Nie wskazuje tu wcale pogody, a materię, której używa do zabezpieczania plantacji.
Najbardziej boli nas brak dostępności materii organicznej. Borówka, żeby dobrze rosnąć, potrzebuje trocin. W dalszej kolejności: torfu czy węgla. Należy tę materię jej dostarczać. Trociny robią się niespotykanie drogie, a jest to związane z „zieloną przemianą” na świecie, która ma wpływ chyba na każdy biznes. Widzimy to już od paru lat
– przyznaje Piotr Iwicki. Borówka pod względem liczby owoców musi zarobić na trociny. Kiedyś za 1 metr przestrzenny trocin płaciło się ok. 20 zł. Teraz jest to już 50 zł. Cena to jedno, ale drugie to sama dostępność trocin. Dla plantatora największym konkurentem pod tym względem jest producent pelletu.
Borówka amerykańska to potoczna nazwa borówki wysokiej. Jest to owoc, który charakteryzuje się zarówno walorami smakowymi, jak i odżywczymi. Dzięki niewielkiej kaloryczności oraz dużej zawartości witamin, składników mineralnych i substancji o właściwościach antyoksydacyjnych owoce borówki amerykańskiej stanowią ważny element diety. Ich regularne spożycie jest istotne w profilaktyce wielu chorób. Borówka nosi miano superowocu. (źródło: mp.pl)
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz