Zamknij

Rawys CEO Raciąż potwierdził wielkość – wicelider pokonany. Osiem punktów przewagi i oby do wiosny / ZDJĘCIA

Jarosław Kania Jarosław Kania 20:06, 22.11.2025 Aktualizacja: 20:14, 22.11.2025
Skomentuj Mistrzowie rundy jesiennej z przewagą aż ośmiu punktów - Rawys CEO Raciąż. Mistrzowie rundy jesiennej z przewagą aż ośmiu punktów - Rawys CEO Raciąż.

Złota polska jesień? Owszem, ale złota piłkarska jesień – to brzmi najlepiej. Osiem punktów przewagi nad drugim miejscem, zwycięstwo mające swoje dodatkowe znaczenie, a także wielka radość kibiców i piłkarzy – zwielokrotniona po ostatnim meczu, w obliczu hegemonii w lidze okręgowej – tak można w telegraficznym skrócie opisać sobotę (22.11) w Toruniu, gdzie triumfowały raciąskie, żółto-niebieskie barwy.

Pomorzanin Toruń – Rawys CEO Raciąż 3:5 (1:4). Bramki: Prondziński (minuty: 2, 8), G. Kokoladze (3, 30, 73)

Rawys CEO Raciąż: Lepak, Prusaczyk (87' Bucholc), Narloch (81' Nalewaj), Ostrowski (68' Remiszka), Drewek (81' Stenwak), Damian Rybacki, Kurs, Kerszk, G. Kokoladze (87' O. Kokoladze), Prondziński, Paprocki.

[FOTORELACJA]4961[/FOTORELACJA]

Oby do wiosny, ale jesień też jest piękna – zwłaszcza ta piłkarska, nie tylko w kolorach, choć i te, szczególnie żółto-niebieskie, rządziły w toruńskim meczu na szczycie ligi okręgowej. W pełnym słońcu, choć przy jednym stopniu na plusie, raciążanie zagrali na sztucznej murawie nie o prymat w tabeli, bo to już było oczywiste tydzień temu. Rawys CEO Raciąż chciał coś udowodnić, swoją wyższość sportową z tymi, którzy bezskutecznie gonili Borowiaków przez wiele kolejek. I nie dogonili, bo u siebie zeszli z boiska pokonani. W bitwie na mocniejszy głos na trybunach także wygrał Rawys, bo kibiców z Borów było nieco więcej niż torunian. 

Początek był tak piorunujący, że wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Bramki padły już w trzech pierwszych minutach, zanim jeszcze piłkarze wpadli w meczowy rytm. Mało tego – po ośmiu minutach raciążanie – zdawało się – miażdżyli rywala, bo padła także trzecia bramka. Fatalne błędy popełniła tu obrona Pomorzanina. W przypadku pierwszego gola Jakub Prondziński łatwo i bez obrońcy przy boku pokonał bramkarza prawie z zerowego kąta. Nie bez winy był też sam goalkeeper, który utworzył lukę przy bliższym słupku. Drugie trafienie to celna główka Guladiego Kokoladze. Rewelacyjnie asystował tu Patryk Drewek. Przy trzecim golu dla gości bez opieki pozostał znów Prondziński zamykający akcję blisko bramki. Przyłożył stopę i futbolówka zatrzepotała w siatce.

Mogłoby się wydawać, że ten mecz zakończy się pogromem torunian, go gospodarze byli na tyle zszokowani stratą trzech bramek w krótkim czasie, iż dopiero w 12. minucie oddali pierwszy groźny strzał bezpośrednio z rzutu wolnego. Jakub Lepak był jednak dobrze ustawiony. Dwa rzuty rożne w niedługim okresie – na tyle było stać Pomorzanina. Z kolei raciążanie grali jak w swoich najlepszych meczach: żywiołowo, technicznie, w tempo, zostawiając za plecami graczy znad Wisły. Raciążanie umieli szybko, z pierwszej piłki, wymienić kilka podań i szturmować na bramkę torunian. Wyglądało to znakomicie. 

W 21. minucie pięknym strzałem popisał się pomocnik Pomorzanina. Trafił w słupek z ostrego kąta i tu dużo szczęścia mieli raciążanie. Rawys nie zwalniał jednak tempa. Drewek raz skierował piłkę obok słupka, zaś obrońcy gospodarzy nie nadążali z opanowaniem sytuacji w obrębie pola karnego. Kolejna bramka wisiała w powietrzu i w końcu padła po raz czwarty. Marcin Kurs świetnie podał do Guladiego Kokoladze, a ten płaskim strzałem podwyższy wynik. W środku świetnie piłką kierował Mirosław Ostrowski, z przodu niespożyte siły miał Prondziński. 

Także po raz piąty piłka znalazła się w bramce torunian, jednak był spalony. Sędzia się tu nie mylił. Główny arbiter zrobił bardzo dobre wrażenie prowadzeniem meczu. Wedle nieoficjalnych wieści sędziuje on na co dzień także II ligę. W toruńskim meczu wpadek sędziowskich nie było. 

Pod koniec pierwszej odsłony raciążanie dostali zadyszki i inicjatywę przejął Pomorzanin. Najpierw gospodarze oddali strzał obok słupka, a w ostatniej minucie przed przerwą z pozoru niegroźna akcja zakończyła się trafieniem – po niesygnalizowanym strzale z pola karnego. 

Rawysie, którędy po zwycięstwo?

Kręta była droga Borowiaków po zwycięstwo w tym meczu. Gdy w pierwszej połowie wydawała się bardzo prosta, po przewie zaczęła się wić i iść pod górę – na własne życzenie gości, którzy, jak to określił jeden z rezerwowych, nie mieli ochoty na piątą bramkę. I tak zaczął się kryzys. Wicelider niewiele pokazał w pierwszych trzech kwadransach, ale po przerwie udowodnił, że umie skutecznie podjąć walkę z lepszym zespołem. Warto dodać, że gdyby w pierwszej odsłonie Borowiacy nie bawili się zbytnio z piłką w sytuacji, gdy należy strzelać, wynik do przerwy byłby wyższy i spokój większy. Tymczasem były co najmniej dwie akcje, w których Rawys zamiast grać prosto i skutecznie, chciał błysnąć piłkarską finezją i nie uderzał na bramkę Pomorzanina. 

Zacznijmy od faktu zmiany bramkarza po przerwie. Nowy toruński goalkeeper od razu po gwizdku miał okazję się wykazać i zrobił to doskonale, broniąc dwa uderzenia. Pierwsze ostrzeżenie od gospodarzy nadeszło w 55. minucie. Błyskawiczna kontra zakończyła się wyjściem piłki w aut, ale tylko dlatego, że nikt nie zamykał akcji. Za chwilę Lepak obronił uderzenie z pola karnego. Gra raciążan zaczęła się psuć. Pomorzanin wyczuł, że jeśli nie teraz, to nigdy i zgodnie z ta zasadą ruszył ostro do ataku. Z kolei Borowiacy tracili piłki w środku boiska, grali leniwie, bez werwy z pierwszej połowy. Niedokładność w grze przełożyła się na brak zgrania.

Zapas trzech goli albo uśpił piłkarzy z Borów, albo stwierdzili oni, że taka przewaga jest wystarczająca. To był poważny błąd. W 66. minucie torunianie skutecznie uderzyli i dostali wiatr w żagle po swoim drugim golu. Ich ataki zepchnęły raciążan do defensywy, ataki skrzydłami wyglądały coraz groźniej. Drżały serca raciąskich kibiców, bo teraz Pomorzanin był zespołem po prostu lepszym. Rawys grał na stojąco, nie był tak dynamiczny i mobilny jak wcześniej. Nie wyglądało to dobrze, delikatnie ujmując, choć wciąż było 2:4. Dopiero piąty gol uspokoił sytuację, wyciszył nieco piłkarzy z Torunia, którzy zostali sprowadzeni na ziemię. Guladi Kokoladze po raz trzeci pokonał bramkarza Pomorzanina. Wydawało się być wszystko jasne, ale gospodarze nie powiedzieli ostatniego słowa. Zdesperowani ruszyli do ataku i udało im się, dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu, strzelić trzeciego gola. 

Raciążanie jeszcze na płycie stadionu świętowali zwycięstwo potwierdzające ich wielkość. Mają osiem punktów przewagi przed rundą wiosenną. Mecz, jak przystało na spotkanie dwóch najlepszych drużyn, stał na wysokim poziomie i miał zmienne koleje. Wygrał na pewno lepszy zespół. W historii raciąskiego klubu zapisała się w tę sobotę (22 listopada) jedna z ważniejszych kart. 

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tygodnik.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%