MKS Handball Czersk - LKS Kęsowo 43:25 (22:13)
LKS: G. Modrzejewski, Ł. Modrzejewski (4), Grzonkowski (2), Kościelski (3), Smysłowski (9), Cyborowski, Góra, T. Kensik, P. Kensik (5), Oelberg (1), Runke, Kosiedowski (1)
Dwie nieodległe od siebie miejscowości były jednak oddalone od siebie potężnie w czerskiej hali. Gospodarze wystawili skład, w którym pojawili się drugoligowi zawodnicy. Ci na początku zmiażdżyli gości rzuconymi bramkami. LKS nie wyszedł na parkiet przygotowany na taką nawałnicę przeciwnika. Bramki dla czerszczan padały w błyskawicznym tempie, zanim goście zdążyli ustawić się w linii obronnej. Pierwsze trzy akcje gospodarzy zakończyły się trzema trafieniami. Po siedmiu minutach gry było już 7:0 dla Handballa i wszystko wskazywało, że będzie to sportowy pogrom. Wreszcie jednak LKS zwarł szyki i przede wszystkim zaczął grać dynamicznie, szybko, agresywnie. Jednak odrabianie strat było w tym momencie już rzeczą prawie niemożliwą przy takiej dyspozycji i skuteczności rywala. Udało się zmniejszyć przewagę miejscowych, jednak to oni kontrolowali każdy element gry. Rewelacyjnie na parkiecie zaprezentował się bramkarz Tomasz Runke. Mecz chwilami miał ostry przebieg. Łukasz Modrzejewski walczył ofiarnie, ale dwa razy dostawał karę dwóch minut przerwy. Handball nadal zdobywał bramki, a LKS raził nieskutecznością - piłka często obijała bramkarza albo trafiała w słupek.
Po przerwie i konkretnej rozmowie w szatni gracze LKS-u nie tracili już lawinowo bramek, jednak sami też ich nie zdobywali. Aż przez sześć minut kęsowianie nie byli w stanie pokonać bramkarza z Czerska, choć tworzyli akcje ofensywne i dochodzili do pozycji strzeleckich. Za to kontry Handballa były zabójczo skuteczne i kończyły się zmianą wyniku na tablicy świetlnej. Jednym z nielicznych szczypiornistów LKS-u często trafiających do siatki był Łukasz Smysłowski. Potrafił pokonywać bramkarza rywala i ze środka, i ze skrzydła. Wspomniany sportowiec raz został bardzo brutalnie potraktowany przez przeciwnika, co zakończyło się karą dwóch minut dla tego ostatniego. Do syreny oznaczającej koniec meczu nic się nie zmieniło.
- Dzisiejszy mecz, mimo że zeszliśmy po nim do szatni na tarczy, dedykujemy naszemu koledze z drużyny Rafałowi Pięcie, który przeżywa teraz osobistą tragedię - podsumował kierownik zespołu Krzysztof Muzioł. - Łączymy się z nim w bólu i wspieramy. Tymczasem dziś rywal był o klasę lepszy, mając w swoim składzie grających w związkowej lidze graczy. Przespaliśmy początek i to była niepowetowana strata. Nie byliśmy w stanie ze słabą skutecznością odrobić dużej straty. Klasą dla siebie był dziś nasz bramkarz, który uchronił nas przed większą porażką.
OBEJRZYJ GALERIĘ ZDJĘĆ
[FOTORELACJA]3957[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz