Zamknij

Mija setna rocznica potężnego pożaru

10:06, 06.04.2021 Aktualizacja: 10:18, 06.04.2021
Skomentuj

Mieszkańców Pruszcza, jak wielu innych wsi, przez stulecia nawiedzał żywioł ognia.

- Na temat niektórych zdarzeń - jak mówi Marek Sass - wiemy niewiele, jak o pożarze, który około 1617 roku strawił nieznaną ilość domostw oraz, częściowo, drewnianą świątynię. Nieznane są też szczegóły kolejnych tragicznych wydarzeń - z wiosny 1840 roku, gdzie kataklizm obrócił w perzynę całą wioskę, z lipca 1873 roku, kiedy to piorun uderzył w kościelną wieżę czy też z września 1895 roku, gdy na terenie miejscowego tartaku wybuchł pożar, a poniesione z tego tytułu szkody wyceniono na 20.000 marek.

Przerażone zwierzęta ginęły w płomieniach

Wśród współczesnych mieszkańców Pruszcza, w pamięci i w przekazach pozostaje jednak pożar, którego stulecie przypada w tym roku.

Była środa, 6 kwietnia 1921 roku. Tego dnia wiał silny wiatr. Około godziny 11:30 na Majdanach (folwarku należącym do majątku Kamienica, znajdującym się w obrębie wsi Pruszcz) wybuchł pożar. Najprawdopodobniej spowodowały go iskry wylatujące z maszyny parowej napędzającej młockarnię. Zaskoczeni mieszkańcy w pierwszej chwili nie wiedzieli, co robić. Wiatr przeniósł płomienie na kościelną wieżę. Paliły się też słomiane dachy domów oraz zabudowań gospodarczych. Każdy ratował, co tylko mógł. Jedna z młodych matek swojego pięciomiesięcznego syna nakryła zmoczonym w wodzie ręcznikiem i uciekła na osiedle kolejarskie. Przerażone zwierzęta ginęły w płomieniach. Akcja ratunkowa nie przynosiła spodziewanych efektów, gdyż wiatr utrudniał opanowanie ognia. Bilans strat okazał się tragiczny.

- „Wszystkie mieszkania, kościół, budynki gospodarskie, zbiory zboża, narzędzia rolnicze, nawet inwentarz żywy spłonęły. Pożar oszczędził tylko szkołę, dwie oberże i cztery domy mieszkalne”, informowano na łamach „Orędownika” na powiat tucholski z 9 kwietnia 1921 roku - opowiada Marek Sass. - W tymże numerze próbowano odpowiedzieć na pytanie dotyczące przyczyny pożaru. Opinię publiczną informowano, iż „winę ponosić ma p. Dykert, który młócił zboże maszyną parową mającą komin niezabezpieczony chwytaczem iskier.” Jednak już 13 kwietnia pojawia się następująca notatka: „Jak obecnie nam p. Dykert donosi, pożar nie powstał z jego przyczyny, gdyż komin maszyny do młócenia był chwytaczem iskier zaopatrzony.”

11 rodzin straciło domy

Bez względu na przyczynę skutki owego pożaru dla mieszkańców Pruszcza okazały się tragiczne. 11 rodzin straciło domy mieszkalne i wszystkie zabudowania gospodarcze. Były to rodziny Ignacego Bielińskiego, Wojciecha Gabrycha, Franciszka Górki, Bronisława Jagły, Tomasza Kitowskiego, Piotra Maiera, Antoniego Migasa, Bronisława Rozczyniały, Katarzyny Rudnik, Piotra Szukalskiego oraz Turowskiego. Dom mieszkalny straciła także rodzina Antoniego Wejny. Emilowi Radke pożar strawił zabudowania gospodarcze oraz dom mieszkalny dla czterech robotników. W gruzach legł także dom mieszkalny dla dwu rodzin, którego właścicielem był Bronisław Jagła.

Zabudowania gospodarcze stracili: Jan Frąckowski, Chrystian Rottke, Marian Sass i Wilhelmina Zielch. Leonowi Dykertowi pożar strawił chlew, stodołę oraz stajnię. Spłonął także dom i chlew będący własnością gminną. Straty poniosła parafia. Zniszczeniu uległa stodoła, chlew i dom dla robotników. Z kościoła wzniesionego w II połowie XVIII w. pozostała kruchta, wieża oraz część wystroju wewnętrznego.

Smutek wszystkich

- Starosta tucholski wstrząśnięty tym wydarzeniem wydał odezwę do mieszkańców powiatu. Oto jej fragmenty - cytuje Marek Sass - „Kochani Bracia! W dniu 6 kwietnia straszne nieszczęście nawiedziło miejscowość naszego powiatu Pruszcz. Pastwą pożaru padły z wyjątkiem 4 wszystkie zabudowania w liczbie 22, a między innymi także kościół. Przy szalejącym wichrze nie mogło być prawie mowy o ratowaniu dobytku i inwentarza mieszkańców. To też nieszczęśliwi pogorzelcy są nie tylko bez dachu nad głowami, ale i wprost bez środków do życia. W nieszczęściu tem nie stracili jednak nadziei, gdyż przekonani są, że społeczeństwo całe, tak polskie i niemieckie, tak zawsze czułe na nędze bliźniego, tak ofiarne, nie pozwoli im zginąć. I nie zawiodą się na sercach naszych! Każdy z nas rzuci chętnie swój grosz na wsparcie tych biednych – a gdy każdy wspomoże ich, czem będzie mógł (...) da świadectwo temu, że w wolnej Polsce wszyscy, bez różnicy wyznania, jesteśmy braćmi, wszyscy rodziną, wszyscy odczuwamy radość i smutek swoich współbraci...”

W związku z zaistniałą sytuacją powołano komitet pomocy. Jego pracami koordynował miejscowy wikariusz, ks. Ziółkowski. Oprócz niego w skład komitetu weszli: ks. Reymann - proboszcz parafii Pruszcz, ks. dziekan Tyrakowski z Mąkowarska, powiat tucholski, wójt Borzyszkowski z Gostycyna, Jankowski z Motyla oraz Kuligowski - prezes miejscowej filii Chrześcijańskiego Stronnictwa Pracy.

- Wezwanie o pomoc nie pozostało bez echa. Na łamach „Orędownika” z 23 kwietnia oznajmiono, iż na pogorzelców zebrano 2365 marek - informuje dalej Marek Sass. - Wśród ofiarodawców znalazła się m.in. Spółka Pedagogiczna, parafia Śliwice oraz Klub Zjednoczenia Niemieckiego. Zebrane datki napływały także z takich miejscowości, jak: Gostycyn, Minikowo, Piastoszyn, Cekcyn, Bysław, Lubiewo, Klonowo, Kęsowo i Raciąż. Także osoby prywatne, a wśród nich właściciele dóbr ziemskich, nie byli obojętni na tragedię mieszkańców. Pomoc popłynęła m.in. od Połczyńskich z Małej Komorzy, Schweinitza z Wielkiej Kloni i Wehra z Wieszczyc. W sumie podczas trwania całej akcji zebrano 301.295 marek oraz zboże, żywność i ubrania.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%