Dzisiaj (19 maja) obchodzimy Dzień Dobrych Uczynków. O Natalii pisaliśmy w grudniu ubiegłego roku. Warto sobie przypomnieć tę historię. Poniżej prezentujemy cały artykuł zamieszczony w papierowej wersji "Tygodnika"!
W fundacji zarejestrowana była od dwóch lat. Zarejestrowała się podczas akcji mamy Blanki Drzycimskiej. Nagle dostała telefon i usłyszała, że jej szpik jest potrzebny małemu chłopcu. Natalia nie wahała się. Oddała szpik. W ostatnich tygodniach przyszła kolejna, przełomowa wiadomość.
Z łamów „Tygodnika Tucholskiego” jest znana przede wszystkim jako znakomita tucholska kręglarka i to taka, która właśnie zdobyła w duecie wicemistrzostwo Polski! (czytaj dziś na stronie 46) Dziś przedstawimy ją z zupełnie innej strony. Natalia Kisielewska jest jedną z tych osób, które postanowiły zarejestrować się w roli potencjalnego dawcy szpiku. Zarejestrowała się poprzez Fundację DKMS i w bazie figurowała od dwóch lat. Trafiła do bueh dzięki akcji jaką w Tucholi organizowała Marlena Łyczywek po utracie swojej córki - chorej na białaczkę Blanki Drzycimskiej, osoby której nie czytelnikom „Tygodnika” nie trzeba przedstawiać.
Bała się ogromnie
W maju tego roku absolutnie niespodziewanie do Natalii nadeszła wiadomość.
- Zadzwonił telefon. Usłyszałam, że mam bliźniaka genetycznego, który potrzebuje przeszczepu. DKMS pytał się czy wciąż wyrażam zgodę na oddanie szpiku. W mojej głowie zrodziło się wiele pytań. Decyzję podjęłam jednak bez wahania, wiedząc, że może ocalić czyjeś życie - opowiada nam Natalia. Konieczne były ponowne badania krwi.
- Czekałam na telefon. Po miesiącu dowiedziałam się, że wszystko jest ok, a mój bliźniak genetyczny już czeka. Nie wiedziałam kto to jest - kobieta, mężczyzna, dziecko... - mówi tucholanka.
4 maja wyjechała do warszawskiej kliniki na dalsze badania.
- Pojechałam sama, pociągiem. Nie ukrywam, bałam się ogromnie. Po raz pierwszy w Warszawie, sama i z taką misją - opowiada. - Fundacja zapłaciła za mój przejazd i pobyt w hotelu. 5 maja rano w Instytucie Hematologii i Transfuzjologii wykonano mi badania. Wyniki wypadły pozytywnie. Zostałam umówiona na 23 maja na pobranie szpiku.
Zabieg był bezbolesny
Na kilka dni przed tą datą Natalia musiała przyjmować podskórnie czynnik wzrostu G-CSF. Substancja ta ma działanie zbliżone do hormonu i powoduje uwolnienie komórek macierzystych, występujących głównie w szpiku kostnym, do krwiobiegu.
Podczas drugiego wyjazdu do kliniki pani Natalii towarzyszył jej partner - Maciej. Jadąc z nim czuła się raźniej i bezpieczniej. 24 maja z samego rana oboje stawili się w siedzibie instytutu.
- Sam zabieg był bezbolesny - zaznacza tucholanka. - Przypomina trochę transfuzję. Z jednej ręki pobiera się krew obwodową. Jest ona transportowana rurką do separatora gdzie komórki macierzyste oddzielane są od reszty krwi pod działaniem siły odśrodkowej i zbierane jako materiał przeszczepowy. Zabieg trwał trzy godziny.
- Jedyną niedogodnością było to, że musiałam przez cały ten czas siedzieć bez ruchu. I jak na złość w tym momencie wszystko mnie swędziało. Maciej co chwilę mnie gdzieś drapał - opowiada śmiejąc się Natalia. - To jednak był niewielki wysiłek w obliczu możliwości uratowania czyjegoś życia.
Po pobraniu szpiku kobieta wróciła do Tucholi. Jak mówi nie odczuwała żadnych dolegliwości z tym związanych.
- Następnego dnia zwyczajnie, poszłam na siłownię - wyznaje.
Najnowsze informacje - szpik się przyjął, a teraz chłopiec czuje się dobrze!
Tucholanka nie posiada szczegółowych danych o swoim bliźniaku genetycznym, bo takie nformacje nie są ujawniane. Wie tylko, że jej szpik pomógł niespełna rocznemu dziecku - chłopcu z Czech.
- Pierwsze informacje na temat zdrowia biorcy otrzymałam za pośrednictwem fundacji po trzech miesiącach - wyjaśnia. - Chłopiec wrócił wtedy ze szpitala do domu. Przeszczep się przyjął. Lekarze wystawili mu wysokie oceny 80-90% w skali. To dużo.
Kolejną informację Natalia Kisielewska otrzymała pół roku po przeszczepie, czyli w ostatnich dniach listopada.
- Otrzymałam potwierdzenie, że chłopiec czuje się dobrze. Nie było u niego nawrotu choroby.
Spotkanie dawcy z biorcą zgodnie z przyjętymi zasadami może nastąpić dopiero po dwóch latach. Pani Natalia mimo iż niektóre kraje nie zezwalają na to liczy, że w jakiś sposób uda się jej zobaczyć chłopca, któremu uratowała życie.
- Zastanawiam się jak on wygląda - mówi. - Jedyne co mogę zrobić teraz to napisać do niego list. Zostanie doręczony do rodziny chłopca za pośrednictwem fundacji. Oczywiście nie może zawierać żadnych danych.
Jest gotowa przeżyć to jeszcze raz
Gdyby zadzwonił telefon z pytaniem o ponowne oddanie ratującego życie szpiku? Na to pytanie pani Natalia odpowiedziała natychmiast - tak!
- To wspaniałe uczucie wiedzieć, że uratowało się komuś życie. Jeszcze bardziej jeśli w grę wchodzi dziecko. Sama mam syna. Wiem jak bardzo jest on dla mnie ważny. Dlatego zachęcam wszystkich do zarejestrowania się w bazie dawców szpiku. To naprawdę wyjątkowa sprawa. Wiedzieć, że jest ktoś kto otrzymał pomoc. Bezcenne - podsumowuje Natalia Kisielewska.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz