Rąbią drewno, rozpalają ogniska, zjeżdżają po oblodzonych pagórkach - uczą się samodzielności. Renata Staniłko, dyrektor Przedszkola Gminnego w Cekcynie na własne oczy zobaczyła, jak działa norweskie przedszkole oraz tamtejsze centra dziecka i rodziny. O swoich wrażeniach opowiedziała ?Tygodnikowi?.
Współpraca gminy Cekcyn (która reprezentuje Towarzystwo Miłośników Ziemi Cekcyńskiej) z Fundacją Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego trwa od 2006 r. Dzięki niej powstało Centrum Dziecka i Rodziny, działają też grupy zabawowe. W przyszłości siedziba centrum ma mieścić się w nowym przedszkolu - ale jak na razie wystarczyć musi salka w cekcyńskiej bibliotece. Dzięki współpracy z fundacją Komeńskiego Renata Staniłko, dyrektor Przedszkola Gminnego w Cekcynie pojechała w marcu do Bodø w Norwegii, aby zobaczyć, jak funkcjonują tamtejsze centra dziecka i rodziny oraz przedszkola.
- W tamtejszym centrum wszystko jest w jednym budynku: od pediatry, położnej, po miejsca do zabawy dla dzieci oraz sale do terapii dla rodziców i ich pociech. Jest też kuchnia - wylicza Renata Staniłko. - U nas też mamy przecież takie świadczenia, ale są one rozproszone. Lekarz przyjmuje w przychodni, a grupy zabawowe są w świetlicach i bibliotece.
Tamtejsze przedszkola trochę się różnią od placówek w Polsce.
- Bardzo mi się podobało, że tam każda grupa dzieci wchodzi osobnym wejściem, zostawiając po drodze odzież wierzchnią w szatni - opowiada Renata Staniłko. - Są też specjalne suszarki do mokrych obrań. Dzieci przebywały na zewnątrz mimo zimna i deszczu.
Na zdjęciach z Bodo widać, że nawet maluchy bawiły się chłodnej pogodzie w kurtkach przeciwdeszczowych. Znaczącą różnicą jest też ilość wychowawców dzieci. Na 25-osobową grupę przypada 1 wychowawca, a oprócz niego jeszcze 5 opiekunów.
- Dzieci uczą się samodzielności, pod opieką wychowawców rąbały drewno, rozpalały ognisko - relacjonuje dyrektor cekcyńskiego przedszkola. Same przygotowywały sobie też kanapki w kuchennym kąciku, który znajdował się w każej sali.
Nie ma wyznaczonych stałych godzin posiłku. Po prostu - kto jest głodny, idzie do kuchennego kącika.
- Dzieci bawiły się, zjeżdżając z oblodzonego pagórka. Opiekun oblał lód płynem do naczyń, żeby było jeszcze bardziej ślisko. Nie dowierzałyśmy, kiedy widziałyśmy dzieci bawiące się na skałach - opowiada Renata Staniłko.
Podczas wizyty okazało się, że są wzorce, które Norwegowie chętnie widzieliby u siebie. Szczególnie spodobały im się działania gminy mające na celu integrację dzieci i seniorów.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tygodnik.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz