Po wielu latach w borowiackich lasach znów są hodowane pszczoły. Na razie chodzi o jedną barć, którą zaledwie kilka tygodni temu, w kwietniu założył pasjonat Stanisław Sikorski. Owady bardzo szybko się zadomowiły, co wróży, że w przyszłości być może doczekamy się kolejnych, leśnych rodzin.
Dawniej w Borach Tucholskich bartnictwo cieszyło się nie tylko poważaniem, ale i było stosunkowo popularne. Niestety, minęły lata, odkąd nikt się tym nie zajmuje.
–?Nie udało mi się znaleźć nikogo ze starszych osób, kto pamiętałby na naszym terenie leśne barcie – przyznał mieszkaniec Tucholi Stanisław Sikorski.
Powrót bartnictwa do lasu jest ekologicznie zasadny. Z fachowego punktu widzenia wiemy, że im więcej pszczół w lesie, tym lepiej dla niego. Owady te przyczyniają się do zwiększenia wydajności drzewostanów, krzewów i poszycia.
Chodziło mu po głowie
Stanisław Sikorski z pomysłem na założenie barci chodził już od dawna. W marcu bieżącego roku otrzymał od Nadleśnictwa Tuchola pozwolenie na wykonanie pierwszej. Do pracy zabrał się w kwietniu. Barć powstała na terenie Gołąbka w sośnie. Znajduje się na wysokości 4,5-5 metrów od ziemi. Niedługo po jej ukończeniu panu Stanisławowi udało się zwabić do niej rój. Jak to zrobił? Mówi, że to tajemnica bartnika. Pytało go już o to kilka osób, ale postanowił nie zdradzać swojej metody.
Pszczoły w barci zadomowiły się na dobre. Mało tego, pojawił się kolejny rój. Ten jednak Stanisław Sikorski oddał tucholskiemu pszczelarzowi. Na dwie bowiem rodziny w barci nie byłoby miejsca.
Pomyślałem, by przywrócić pszczoły lasom
Pszczelarstwo to jedna z tych pasji, która kontynuowana jest w rodzinie. Tak było także i w tym przypadku. Pan Stanisław z bartnictwem zetknął się, mając 12 lat.
– Bracia mojej mamy mieli barcie w okolicach Konarzyn i Brodnicy. Byli rybakami i bartnikami. Bardzo mnie to ciekawiło, dlatego też podglądałem ich prace – wyznaje tucholanin. – Niestety, w czasach komuny zakazywano budowy barci dlatego też ta forma pszczelarstwa odeszła w zapomnienie.
Bazując na tym, co pamiętał z lat młodości, kiedy pomagał wujostwu oraz na źródłach pisanych, Stanisław Sikorski postanowił spełnić swoje marzenie i wykonać barć.
– Pomyślałem, by przywrócić pszczoły lasom. To tam przecież pierwotnie było ich naturalne środowisko – mówił.
Barcie będą w sośnie, dębie, lipie i buku
Pierwsza barć, jak już wspomnieliśmy, powstała w sośnie. Obecnie pracuje nad wykonaniem drugiej. Będzie założona na jednym z dębów na terenie Żółwińca.
Przy przygotowywaniu pierwszej posłużył się pilarkami. Urządzenia narobiły jednak zbyt wiele szkód. Barć trzeba było podklejać. Teraz pan Stanisław pracuje wyłącznie dłutem. Nowe mieszkanie dla kolejnego roju powstanie w ciągu dwóch tygodni. Bartnik liczy, że uda mu się jeszcze w sierpniu zwabić rój. Późniejszy termin nie wchodzi w rachubę, bowiem pszczoły nie zdążyłyby naprodukować dostatecznej ilości pokarmu, by przetrwać zimę.
Kolejne domy dla leśnych rodzin będą natomiast wykonane w lipie i buku.
Są pieniądze, są możliwości
Pan Stanisław w sprawie zakładania barci kontaktuje się m.in. z Nadleśnictwem Augustów, któremu na odtworzenie barci i zasiedlenie ich pszczołami oraz wszelkie działania z tym związane udało się pozyskać milionową dotację.
– Jak widać, są na takie działania środki – mówi Sikorski. – Gdyby na naszym terenie udało się coś takiego przygotować, zyskałby cały region.
Obecnie wszystkie prace i działania, jakie wykonuje przy budowie barci, prowadzi we własnym zakresie. Od czasu, kiedy zajął się tym tematem, otrzymał już dwie propozycje budowy leśnych barci w innych regionach. Najpierw chce jednak dokończyć swój projekt tutaj – na terenie Borów Tucholskich.
W sierpniu barć zostanie otwarta
Barć w sośnie, w której zamieszkuje już pszczela rodzina, ma pojemność kilkudziesięciu litrów. W połowie sierpnia Stanisław Sikorski zamierza ją otworzyć. Chce zobaczyć efekty pracy pszczół. Wówczas też odbędzie się degustacja miodu.
– To najsmaczniejszy i najzdrowszy miód – przyznaje nasz bartnik.
Miód nie zostanie jednak pszczołom wybrany – jedynie odrobinę w celach pokazowych. Reszta pozostanie w barci, pełniąc rolę zimowej spiżarni dla leśnej rodziny.
Pan Stanisław jest pewien, że pszczoły poradzą sobie w okresie chłodnych miesięcy. Największym zagrożeniem jest dla nich chemia oraz różnego rodzaju choroby.
– Rój jest bardzo pracowity. Pozwala mi to sądzić, że dobrze przezimuje – sumuje Sikorski.
Jeżeli barcie i ich mieszkańcy przetrwają, tucholski bartnik nie wyklucza rozwijania tego nietypowego projektu.
Zdjęcia udostępnione przez Stanisława Sikorskiego
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz