Zamknij

Nasi sołtysi cykl Tygodnika: Sołtys czeka na serce (gm. Lubiewo)

. 13:02, 21.09.2024 Aktualizacja: 13:06, 21.09.2024
Skomentuj Pojechałem do Tucholi do pani doktor Borzyszkowskiej. To pediatra. Gdy wszedłem, zapytała: - A gdzie dziecko? Byłem opuchnięty i zadyszany. Zbadała mnie, sprawdziła puls i zdiagnozowała, że mam rozwalone serce  - sołtys Marcin Nitka zgadza się rozmawiać z Tygodnikiem o swoim zdrowiu. Fot. Hanna Szulwic Pojechałem do Tucholi do pani doktor Borzyszkowskiej. To pediatra. Gdy wszedłem, zapytała: - A gdzie dziecko? Byłem opuchnięty i zadyszany. Zbadała mnie, sprawdziła puls i zdiagnozowała, że mam rozwalone serce - sołtys Marcin Nitka zgadza się rozmawiać z Tygodnikiem o swoim zdrowiu. Fot. Hanna Szulwic

Z sołtysem Cierplewa Marcinem Nitką rozmawia Hanna Szulwic. Wywiad w ramach cyklu Tygodnika Tucholskiego "Nasi sołtysi".

 

 

Cierplewo i Wielonek kojarzą mi się z wypoczynkiem, wodą, słońcem i wczasowiczami. Dlatego na koniec lata przyjechałam do pana.

W naszym sołectwie Cierplewo, w skład którego wchodzi Wielonek, już w marcu, gdy tylko trochę słońca wyjdzie, widać samochody z bydgoską rejestracją CB. Ruch samochodowy w soboty i niedziele jest coraz większy.

Początkiem sezonu letniego jest otwarcie w maju przeprawy promowej przez Zalew Koronowski. Na uroczystości jest nasza pani wójt i burmistrz Koronowa.

To w Wielonku, bo samo Cierplewo jest starą wioską.

Stara miejscowość, ale społeczeństwo się odmładza. Osoby, które kiedyś tu zamieszkiwały wracają do nas i budują domy. Nowe osiedla powstają na granicy Suchej i Cierplewa. Chociaż generalnie społeczeństwo się starzeje, jest coraz więcej osób samotnych

A ilu jest mieszkańców w sołectwie?

Około 100. Jesteśmy najmniejszym sołectwem w całej gminie Lubiewo.

Sołectwo tworzy Cierplewo i Wielonek?

Tak, tylko te dwie miejscowości. Mamy fajne położenie. Z jednej strony wszędzie daleko, ale do Koronowa mamy bliżej niż do Tucholi, niedaleko do Bydgoszczy, szczególnie do dzielnic położonych w północnej części miasta. Drogi do Koronowa i Suchej są asfaltowe, brakuje nam tylko 500 metrów asfaltu w samej wiosce. Ciągle są problemy. W 2014 roku byłem radnym gminny i jako radny wspomagałem sołtysa w sprawie drogi. Po roku pan Żelazny, nasz sołtys, zrezygnował.

I pana wybrali?

Namówili mnie. To było dla mnie coś nowego. W 2014 roku wzięliśmy ślub i zostałem radnym, a w 2015 roku, wybrano mnie na sołtysa.

Pan pochodzi stąd?

Pochodzę ze Suchej, ale żona jest z Cierplewa. Zanim wybudowaliśmy własny dom, parę lat mieszkaliśmy u teściów. Znamy się tu wszyscy.

Większość mieszkańców mieszka w Cierplewie przez cały rok?

Tak, większość to stali mieszkańcy. Ze trzy rodziny są z zewnątrz i przyjeżdżają na czas wakacji. W Wielonku jest odwrotnie. Tam tylko kilka rodzin mieszka na stałe, a pozostali zjeżdżają tylko na wiosnę i lato.

Jakie są w Wielonku ośrodki wypoczynkowe?

Jest ośrodek wypoczynkowy Zielony Wielonek i ośrodek Wrzos. Ten drugi terytorialnie należy do sołectwa Sucha, ale do Cierplewa mają blisko. Kąpiemy się na plaży ośrodka Zielony Wielonek. Pomagamy im w utrzymaniu porządku, a oni pozwalają nam korzystać z kąpieliska. Wczasowicze przychodzą do nas na festyny. W zeszłym roku mieliśmy odsłonięcie 18 południka i też Wielonek uczestniczył. Zapraszają nas do siebie. W ubiegłym roku były u nas rowerowe wycieczki, był boom na kręcenie kilometrów. W tym roku zapał trochę opadł, ale akcja wciąż trwa. W zeszłym roku mieliśmy największą frekwencję w gminie. Na 100 mieszkańców ponad 50 było na rowerowej wycieczce. Zajęliśmy I miejsce, a w tym roku mamy II miejsce.

Letnicy przychodzą do mnie w różnych sprawach. Wszyscy mnie tu znają, bo jestem w kościele w Suchej organistą. Nawet pod kościołem załatwiam sołeckie sprawy. To pozytywny objaw. Nigdy nie miałem problemów, żeby porozumieć się z ludźmi.

Jeżeli pan pozwoli, wrócimy w rozmowie do pańskiego grania, ale teraz porozmawiajmy jeszcze o sołectwie. Dzieci uczą się w szkole w Lubiewie?

Przedszkole jest w starej szkole w Suchej, a do szkoły podstawowej są wożone do Lubiewa.

Ilu w sołectwie jest gospodarzy, którzy utrzymują się z rolnictwa?

Są trzy takie gospodarstwa, jedno z nich prowadzi hodowlę. Pozostali obrabiają swoje grunty, ale jeszcze pracują dodatkowo.

Gdzie pracują?

To różnie bywa. Część pracuje w gminie, niektórzy pracują za granicą, pracują sezonowo w ośrodkach wypoczynkowych we Wielonku, do Koronowa dojeżdżają. Mamy dobre położenie. Tyle samo kilometrów mamy do Bysławia, do Koronowa. Jesteśmy na granicy powiatów: świeckiego i bydgoskiego. Niedaleko Świekatowo, Pruszcz i Jania Góra.

Moja prababcia Katarzyna Lewandowska urodziła się w 1861 roku właśnie w Janiej Górze. Wyszła za mąż za Józefa Łowińskiego z Łaszewa. Pradziadkowie mieli 13 dzieci, przedostatnim był mój dziadek Piotr.

To ma pani tutaj mocne korzenie.

Czasy epidemii covida odizolowały nas od siebie. Sąsiad bał się przywitać z sąsiadem. Teraz to wszystko puszcza, ludzie chcą być bliżej siebie. Na niedawne przygotowanie dożynkowego witacza przyszło wielu mieszkańców.

Były dożynki. Jakie jeszcze imprezy są organizowane?

Zawsze w czerwcu na Dzień Dziecka organizujemy festyn. W bieżącym roku oprócz dmuchańca były występy artystyczne, a wszystko zakończyła zabawa taneczna. Przyjechali goście z Suchej i Glinek. Może jeszcze w tym roku razem z radą sołecką zorganizujemy festyn. Mam świetną radę sołecką w składzie: Rozalia Remus, Grzegorz Grochowina, Szymon Andryanczyk i Angelika Andryanczyk, przewodnicząca rady.

Jest pan trzecią kadencję sołtysem. 

W tym czasie zbudowano drogę do wioski, wiatę przy placu zabaw, w której można usiąść, a z Ochotniczą Strażą Pożarną urządziliśmy plac zabaw.

Taka współpraca ze strażakami jest powszechna w sołectwach. 

Nasza straż jest właścicielem Syrenki z 1986 roku. Będziemy starać się o status zabytku. Nasi strażacy nie jeżdżą do akcji, ale są na miejscu i można na nich polegać.

Ilu jest druhów?

Około 15.

Koło Gospodyń Wiejskich również działa?

Tak i zrzesza ponad 15 osób. Również należę do koła.

Czyli nie tylko panie działają.

Większość pań, ale oprócz mnie, jeszcze dwóch panów należy do KGW. Byliśmy na Bitwie Regionów w Bysławiu, organizujemy różne wyjazdy, spotykamy się. Współpraca z KGW i OSP jest u nas wzorowa. Świetlica nie jest nowa, ale po gruntownym remoncie w 2014 roku. W najbliższych planach mamy remont kuchni.

Gdy w 2014 roku zostałem radnym, to organizowano wigilię gminną KGW. Nie było jeszcze stowarzyszeń oddzielnych dla każdej wioski, ale jedno gminne. Przyjechały do nas panie ze wszystkich KGW. Było duże zgromadzenie i musieliśmy je zorganizować. W 2019 roku, jeszcze przed moją chorobą, w Cierplewie odbyły się dożynki gminne.

Dla takiej małej społeczności to było duże wyzwanie.

Każdy z mieszkańców był zaangażowany w organizację. Nie było łatwo, ale dożynki gminne się udały, a organizacja była na wysokim poziomie.

W naszym sołectwie, jako jedynym w gminie, nie ma zajęć świetlicowych.

Jest u was za mało dzieci?

Tak i do tego Sucha jest dwa kilometry dalej. Nasze dzieci z Cierplewa dojeżdżają do Suchej. Przecież dla dwojga czy trojga dzieci nie opłaca się zatrudnić świetlicowej. Moim zdaniem, dzieci w większej grupie rozwijają się lepiej. Jeżeli będzie u nas więcej dzieci, pomyślimy o zajęciach.

Współpraca z sołectwami działa.

Nie tylko z naszą gminą, również z sołectwami sąsiednich gmin. Na przykład wspólnie zaplanowaliśmy drogę do Glinek i dzięki temu rozwinęło się budownictwo indywidualne, wydzielano działki, powstały nowe domy mieszkalne. Tak jest z wieloma osiedlami, które wyrosły przy nowych drogach.

Coraz więcej ludzi buduje domy na wsi, a pracuje w miastach.

Niedaleko wioski mieszka pani, która przeniosła się do nas z Warszawy. Pracuje online.

Covid polepszył możliwości takiej pracy. Internet jest u was dobry?

Światłowodu nie mamy we wiosce, ale jak w całej naszej gminie doprowadzony jest do świetlic. Nie ma jeszcze rozprowadzenia. Internet radiowy, który mamy, jest dobry. W niedalekiej Suchej światłowód jest rozprowadzony, ale nie wiem, czy już został podłączony.

Moja rada sołecka utrzymuje mnie w pionie. Choruję na niewydolność serca. W 2020 roku bardzo ciężko zachorowałem. Lekarze nie dawali nadziei. Teraz mam wszczepiony kardiowerter i jestem cały czas pod obserwacją kardiologiczną.

Nie widać po panu, że jest pan ciężko chory.

Zachorowałem we wrześniu 2020 roku. Wiadomo, we wrześniu ustala się budżet funduszu sołeckiego, a ja w szpitalu. Byłem w takim stanie, że nawet rozmowa przez telefon sprawiała mi ogromną trudność. Moja ówczesna rada sołecka i pani wójt zaplanowali wydatki z funduszu sołeckiego beze mnie. Dlatego w bieżącej kadencji sołtysa staram się nie odkładać spraw, a część obowiązków powierzyłem radzie sołeckiej. W każdej chwili mogę się znaleźć w szpitalu, z dnia na dzień. Telefon ze szpitala sprawi, że będę musiał pojawić się na oddziale.

Czeka pan na informację, czy jest dla pana odpowiednie serce do transplantacji?

Na samo serce jeszcze nie. Jestem wpisany na listę oczekujących na transplantację, ale moje samopoczucie wskazuje, że daję radę. Byłem w marcu na kontroli i lekarze chcieli mi wszczepić wspomagającą pompę. To urządzenie, które nosi się w specjalnym plecaku, co może powodować zakażenia, nie mówiąc o niedogodnościach. Po tym w krótkim czasie musi nastąpić transplantacja. Dopóki moje własne serce daje radę, staram się to odwlec. Za długo też nie można czekać.

Wtedy pozostanie transplantacja?

Musi się jeszcze znaleźć dawca. Najważniejsze jest pozytywne myślenie. Chyba tylko dzięki takiemu nastawieniu, rodzinie i opatrzności bożej żyję. W szpitalu w Aninie, do którego cudem się dostałem, leżałem na jednej sali z panem, który na wszystko narzekał. Próbowałem mu uświadomić, że jego dorosłe dzieci martwią się o niego, często dzwonią do szpitala. Dodam, że to był czas covida i odwiedziny w szpitalu były surowo zabronione. Po trzech tygodniach jego nastawienie do choroby się zmieniło i wyszedł do domu o własnych siłach.

W jakim wieku pan był, gdy choroba się ujawniła?

Zaczęła się w 2020 roku, miałem 32 lata. Najpierw leczono mnie na POChP. Miałem duszności, kaszlałem, trudno mi się chodziło. Epidemia covida wprowadziła teleporady i trudno było o diagnozę. Pojechałem do Tucholi do pani doktor Borzyszkowskiej. To pediatra. Gdy wszedłem, zapytała: - A gdzie dziecko? Byłem opuchnięty i zadyszany. Zbadała mnie, sprawdziła puls i zdiagnozowała, że mam rozwalone serce. Życie jej zawdzięczam. Na drugi dzień już byłem w szpitalu im. Biziela w Bydgoszczy. Dwa tygodnia tam byłem. Diagnoza: niewydolność serca i bardzo słaba frakcja serca. Było coraz gorzej i żadnej poprawy. Szpital dał znać żonie, żeby przyjechała. Lekarze mówili, że tylko Narowy Instytut Kardiologii w Aninie może mi pomóc. Wysłano moje dokumenty choroby, ale dostanie się tam było właściwie nierealne. I nastąpiło niemożliwe zdarzenie. Do mojej teściowej zadzwonił znajomy z Warszawy, który nie odzywał się od kilku lat. Pyta co słychać i teściowa opowiada mu, że jestem w szpitalu, sytuacja jest krytyczna i szansą na ratunek jest szpital w Aninie. Na to ów znajomy informuje, że ma tam znajomego lekarza. To było w piątek wieczorem, a w sobotę rano przyleciał po mnie samolot z Warszawy i zawiózł do szpitala. Gdy leciałem, już wiedziałem, że przeżyję. Po dwóch miesiącach wróciłem do domu. Teraz jestem pod opieką instytutu w Aninie. Czuję się raczej dobrze, ale muszę się oszczędzać fizycznie. Powinienem izolować się od ludzi, ale z drugiej strony przebywanie wśród nich i świadomość, że jestem potrzebny, bardzo pomaga.

Gdy wróciłem ze szpitala krewni, przyjaciele i sąsiedzi przychodzili pod okno, żeby chociaż mi pokiwać. Nie chcieli mnie zarazić, a musiałem bardzo uważać. Wie pani jak się czułem?

Chyba dobrze ze świadomością, że tylu ludzi się o pana troszczy.

Było to wzruszające, ale czułem się jak w klatce. Teraz jestem pod opieką lekarzy, ale z tyłu głowy siedzi, że czeka mnie przeszczep.

Z drugiej strony medycyna rozwija się nieustannie i w przyszłości technologia będzie jeszcze lepsza.

Dlatego im później to się stanie, tym lepiej. Trzeba mieć nadzieję. Pan Bóg ma swoje plany wobec nas i co ma być, to będzie.

Taka ciężka choroba daje dystans do siebie, w pozytywnym znaczeniu.

Człowiek dostrzega, co jest naprawdę w życiu ważne. Chociaż po tych czterech latach z chorobą, zaczynam ją lekceważyć i nie stosuję wszystkich koniecznych ograniczeń. Wydaje mi się, że mogę coraz więcej.

Nikt lepiej nie zadba o pana, niż pan sam.

Nauczyłem się żyć z moją chorobą.

Życzę zdrowia, bo to bardzo ważne.

Najważniejsze. Mam dla kogo żyć. Mam żonę i dwóch synów: Franka i Ignasia. Franek w styczniu będzie miał 5 lat, a Ignaś w sierpniu skończył 3 lata.

Świetni chłopcy. Proszę opowiedzieć jeszcze o swojej pracy. 

Byłem rolnikiem, ale z racji choroby musiałem zrezygnować. Teraz jestem organistą w kościele w Suchej. Gram na tamtejszych organach od 2006 roku.

To trudne. Ma pan wykształcenie muzyczne?

U państwa Filipskich skończyłem szkołę na akordeonie. Potem miałem przerwę. Z akordeonistów się wtedy wszyscy śmiali. Gdy grałem na jakiś uroczystościach, koledzy śmiali się, że gram na takim starym instrumencie.

Teraz akordeon jest modny.

Znowu jest na topie, ale ja nie mogę na nim grać, bo wymaga dużego wysiłku.

Ale i organy wymagają wysiłku.

W Suchej mamy organy elektroniczne i gram na nich bez wysiłku. Jedynie śpiewanie jest takim sprawdzeniem mojego stanu zdrowia. Jeżeli dobrze mi się śpiewa, oznacza dobrzy stan zdrowia. Kocham granie w kościele, daje mi to satysfakcję. Nasza parafia jest specyficzna, bo na terenie Suchej jest OAZA, gdzie w czasie wakacji przyjeżdża młodzież z diecezji bydgoskiej. Zmieniają się księża i muszę swoją grę dostosować do ich przyzwyczajeń muzycznych. Są pewne zwyczaje w różnych diecezjach, trochę inaczej gra się w naszej pelplińskiej i inaczej w bydgoskiej. Organista i jego gra też nie musi się podobać wszystkim.

Jakie wioska Cieplewo i mieszkańcy mają korzyści z tego, że latem odpoczywa u nich wielu wczasowiczów i letników.

Na pewno to, że poznajemy nowych ludzi. Zawiązują się znajomości i nowe przyjaźnie. W samym Cierplewie są dwie małe agroturystki. Dobre miejsce, blisko Zalewu Koronowskiego i cisza. Siedzimy tutaj ze dwie godziny i przejechały trzy samochody. Goście zazdroszczą nam spokoju. Nocą wyraźnie widać gwiazdy, nie przeszkadzają światła.

Specjaliści tworzą mapy miejsc, gdzie nie ma zanieczyszczenia światłem.

Też mieszkamy w takim miejscu, gdzie bez zakłóceń widać gwiazdy i Drogę Mleczną.

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%