Muzeum Kultury Indian Ameryki Północnej im. Sat-Okha w Wymysłowie wzbogaciło się o nowe eksponaty: łuk i dwa kołczany ze strzałami. Ofiarodawcami przedmiotów są Elein i Gilbert Kasirsky z Pensylwanii. Unikalne dary trafiły na nasz teren dzięki zaangażowaniu wyjątkowej osoby, która promuje Bory w USA i organizuje liczne akcje pomocowe.
Dary zza oceanu: oryginalny łuk i dwa kołczany ze strzałami trafiły do Muzeum Kultury Indian Ameryki Północnej im. Sat-Okha w Wymysłowie w lipcu. Inicjatorką przysłania eksponatów jest Aleksandra Urban. To rodowita tucholanka, która na początku XXI wieku wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Żyjąc na emigracji, cały czas myśli o rodzinnych stronach i wspiera w różny sposób mieszkańców Tucholi i okolic. Nie można zapomnieć też o osobie, która historią przekazania eksponatów zainteresowała "Tygodnik". To przyjaciółka pani Oli - dyrektorka Szkoły Podstawowej w Stobnie Alicja Górecka.
Uczyła w Tucholi, teraz uczy w Trenton w New Jersey
Dowiedzieliśmy się, że Aleksandra Urban w Polsce przez wiele lat pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Później zajęła się prowadzeniem własnej działalności. Współpracowała też z "Tygodnikiem Tucholskim". Do Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy wyjechała w 2001 r. i jak przekazuje - wtedy nie wiedziała jeszcze, że osiądzie na stałe w USA. Tak się jednak stało. Trzy lata później wyjechała za ocean na dobre. Obecnie zamieszkuje w stanie New Jersey. Już na początku pobytu w Ameryce postarała się o nostryfikację dyplomów naukowych (tytuł magistra uzyskany na wydziale pedagogicznym UMK w Toruniu, kierunek: nauczanie początkowe i kwalifikacje do nauczania chemii – na tej samej uczelni), aby móc podjąć pracę w szkolnictwie polonijnym. Obecnie prowadzi Polską Szkołę Dokształcającą przy parafii św. Jadwigi w Trenton. W 2018 roku za zasługi dla szkolnictwa polonijnego otrzymała Medal Komisji Edukacji Narodowej. W pracy z dziećmi - jak słyszymy od Alicji Góreckiej - kładzie duży nacisk na popularyzację polskiego dziedzictwa kulturowego, w tym kultury borowiackiej.
Borowiacki haft w USA!
- Kilka lat temu podczas organizowanego w Manville 5. Festiwalu Szkół Polonijnych, którego tematem były polskie obiekty na liście UNESCO, wraz ze swoimi uczniami propagowała Rezerwat Biosfery Bory Tucholskie. Specjalnie na tę okazję zadbała, aby do Trenton dotarły stroje borowiackie (pożyczone z zaprzyjaźnionej szkoły z okolic Tucholi oraz od jednej z tucholskich hafciarek) i materiały promocyjne pozyskane z tucholskich instytucji. Nasze regionalne stroje wywołały zachwyt wśród uczestników tego ogromnego wydarzenia - opowiada Alicja Górecka. - Mimo tego, że Aleksandra Urban fizycznie przebywa daleko od Tucholi, cały czas sercem jest blisko rodzinnych stron, o czym świadczy jej ciągła aktywność na rzecz rodaków.
Nauczycielka od początku swojego pobytu w Ameryce organizowała wśród członków tamtejszej Polonii różne zbiórki. Zbierała np. odzież, artykuły spożywcze i przybory szkolne dla rodzin dzieci z obwodu jednej z gminnych szkół podstawowych, w której wcześniej pracowała. Inicjowała też zbiórkę darów dla wychowanków tucholskiego domu dziecka. Od kiedy pracuje w szkole polonijnej, organizuje różne akcje charytatywne, do których włączają się rodzice i nauczyciele oraz przyjaciele szkoły w Trenton. Tak było m.in. podczas jednej z ostatnich akcji „Pomoc dla Ukrainy”, którą zaraz po wybuchu wojny stworzyła wspólnie z koleżanką z pracy. Miało być symbolicznie, a efekt przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Wolontariuszom udało się zgromadzić aż 39 paczek darów, które przysłali do Polski. 19 paczek trafiło do Tucholi, pozostałe do gminy Giby. Do akcji dołączyli się również Amerykanie, a proboszcz parafii św. Jadwigi w Trenton - dr kanonik Jacek Łabiński współfinansował wysyłkę paczek.
- Ola często osobiście wspiera finansowo różne fundacje amerykańskie, np. zajmujące się edukacją Indian czy prowadzeniem misji wśród Indian. Wspólnie z przyjaciółmi i znajomymi starają się wesprzeć każdego, jak tylko mogą. Docierają z pomocą do Fundacji „Siepomaga”, organizują zbiórki pieniężne na leczenie chorych dzieci, pomagają polskim rodzinom w USA i nie tylko. Ich pomoc trafia np. do poszkodowanych przez huragany, pożary, wypadki losowe. Nigdy nie pozostają obojętni na potrzeby innych - dopowiada Alicja Górecka.
Łuk i kołczany to pamiątki z podróży państwa Kasirsky
Jaka jest historia indiańskiego łuku i kołczanów ze strzałami przekazanymi na rzecz Muzeum Kultury Indian Ameryki Północnej im. Sat-Okha w Wymysłowie? Otóż właścicielami tych oryginalnych eksponatów jeszcze niedawno byli Elein i Gilbert Kasirsky z Pensylwanii. Aleksandra Urban była kiedyś pacjentką pana Gilberta. Tak zaczęła się znajomość tucholanki z rodziną Kasirsky, która z czasem nabrała bardziej przyjacielskiego charakteru. Państwo Kasirsky przebywają obecnie na emeryturze i niedawno podjęli decyzję o przeprowadzce na Florydę. W swoim domu mają bardzo dużo pamiątek z licznych podróży, w tym wiele przedmiotów związanych z kulturą Indian. Planowana zmiana miejsca zamieszkania, jak dowiadujemy się z przekazu pani Oli, skłoniła ich do uporządkowania i selekcji zgromadzonych eksponatów.
- Podczas jednej z wizyt w domu Elein i Gilberta Ola zapytała, co zamierzają zrobić z tymi wszystkimi eksponatami. Kiedy okazało się, że raczej nie chcą ich wszystkich zabierać do nowego domu, natychmiast pomyślała o tym, że leżące nieopodal kołczany i łuk mogłyby się przydać w muzeum, które znajduje się w jej rodzinnych stronach - relacjonuje dalej Alicja Górecka.
- Zapytałam, czy mogę to wziąć, bo jest w moim mieście jedyne w Polsce muzeum Indian. Państwo Kasirsky zgodzili się oczywiście ofiarować je dla muzeum - wyjaśnia Aleksandra Urban.
I tak też się stało.
Przedmioty pochodzą najprawdopodobniej z plemienia Sioux
- Te konkretne łuki, które zostały przekazane, mogą pochodzić z plemienia Sioux. Elein i Gilbert zakupili je podczas "Pow wow" - tłumaczy Aleksandra Urban - "Pow wow" to święte spotkanie towarzyskie organizowane przez wiele rdzennych społeczności Ameryki Północnej. To szczególny rodzaj wydarzenia, w którym rdzenni mieszkańcy Ameryki mogą się spotykać, tańczyć, śpiewać, nawiązywać kontakty towarzyskie i honorować swoje kultury. Może być prywatne lub publiczne. Generalnie odbywa się wtedy konkurs z wieloma rodzajami tradycyjnych tańców. "Pow wow" różnią się długością, od jednodniowej imprezy, po duże "Pow wow", zwoływane na specjalną okazję, które może trwać nawet tydzień - mówi.
Dary trafiły do rąk Jana Kłodzińskiego – współzałożyciela i właściciela Muzeum Kultury Indian Ameryki Północnej w Wymysłowie. Jak opowiada Alicja Górecka, był szczerze poruszony zaangażowaniem naszej wspólnej znajomej w to, aby logistycznie sfinalizować inicjatywę przekazania eksponatów. W geście wdzięczności przekazał książki własnego autorstwa z imienną dedykacją zarówno dla Państwa Elein i Gilberta Kasirsky, jak i Aleksandry Urban oraz pocztówki i mapy. Teraz to one przemierzą drogę przez Ocean Atlantycki, aby dotrzeć do rąk ofiarodawców. Warto dodać, że państwo Elein i Gilbert Kaskirsky należeli także do grupy darczyńców, którzy udzielili wsparcia w ramach akcji organizowania paczek dla domu dziecka w Tucholi i wsparli darami pomoc dla Ukrainy.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tygodnik.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz