Pierwsza publiczna odsłona planów budowy farmy fotowoltaicznej w Słupach, spotkanie, które stało się protestem. Co wydarzyło się od tego czasu?
Inwestorzy zajmujący się odnawialnymi źródłami energii namierzyli kilka lokalizacji w gminie Tuchola na budowę instalacji fotowoltaicznych, popularnie nazywanych farmami. W ostatnich miesiącach zdecydowanie najgłośniej – przynajmniej na razie - było w przypadku Słupów, bo tam duża grupa mieszkańców oprotestowała plan budowy potężnej farmy. Grupa mieszkańców Słupów wymienia szereg zagrożeń, których się obawia. Zagrożeń, a następnie wizualnych niedogodności. Inwestor odpowiadał i to kilkukrotnie. Podpierał się badaniami, a do głosu doszli nawet naukowcy z Politechniki Bydgoskiej. Poszedł też na kompromisy, jednak czy w jakimkolwiek stopniu wystarczające?
W samej gminie Tuchola na różnych etapach procedowania są plany budowy farm fotowoltaicznych z infrastrukturą o skrajniej mocy, a co za tym idzie i wielkości: od ok. 10 MW do nawet 200 MW. To indywidualne lokalizacje np. w obrębach: Bladowa, Bladowa / Słupów, Stobna i Kiełpina. W przypadku Stobna chodzi o kilka odrębnych inwestycji. Najszerzej zakrojone plany dotyczą Słupów, o których stało się w ostatnich miesiącach bardzo głośno. Plan na powstanie wyjątkowo dużej farmy dotyczy także Kiełpina. Tutaj w ostatnich tygodniach pojawiły się nowe informacje. W październiku 2024 roku burmistrz Tucholi wydał postanowienie, że dla budowy farmy o mocy do 200 MW wymagany jest obowiązek przeprowadzenia oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko, co jest standardową procedurą. Powstał już obszerny raport oddziaływania na środowisko, który od sierpnia 2025 roku dostępny jest na tucholskim Biuletynie Informacji Publicznej. W wyszukiwarce BIP-u wystarczy wpisać „fotowoltaika” i w wynikach odnaleźć wpisy dotyczące Kiełpina, by poznać szczegóły planowanej inwestycji. Z tego samego źródła i wpisów z ostatnich dwóch miesięcy można dowiedzieć się, że procedowanie Kiełpina jest jednak aktualnie wstrzymane. Burmistrz zawiesił postępowanie w sprawie uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy farmy po tym, jak Samorządowe Kolegium Odwoławcze przedłużyło termin rozpatrzenia zażalenia, które trafiło do SKO ze strony indywidualnych mieszkańców. SKO tłumaczy, że potrzebuje na rozpatrzenie więcej czasu ze względu na „skomplikowany charakter sprawy”. Gdyby przeanalizować dziesiątki innych tego typu planów inwestycyjnych dotyczących farm fotowoltaicznych przestawiających źródła energii na zielone, to takie sytuacje nie są niczym wyjątkowym.
Podczas gdy w sprawie Kiełpina i mniejszych planów inwestycyjnych najwięcej dzieje się aktualnie na papierze, w przestrzeni publicznej i w terenie najczęściej przewijają się Słupy, niewielka wieś, która dopiero od połowy 2025 roku jest odrębnym sołectwem w gminie Tuchola.
Przełom września i października tego roku. Najpierw petycja, potem pierwsze zebranie mieszkańców wsi Słupy z udziałem właściciela nieruchomości - miejscowego dużego gospodarza - na której według planu powstać ma farma fotowoltaiczna potężnych rozmiarów. Do pierwszego publicznego spotkania doszło w Słupach 4 października. Spotkania zainicjowała wtedy sołtyska Martyna Pipowska. Już wtedy było jasne, że mamy do czynienia z protestem.
Nie był to pierwszy ruch ze strony mieszkańców, którzy sprzeciwiali i nadal sprzeciwiają się potężnej, prywatnej inwestycji. Wcześniej powstała petycja, która 3 września trafiła do Urzędu Miejskiego w Tucholi. Adresatami byli burmistrz Tadeusz Kowalski i rada miejska w Tucholi. W petycji mieszkańcy żądali zaprzestania realizacji inwestycji polegającej na - cytujemy - budowie jednej lub kilku instalacji fotowoltaicznych o łącznej mocy 190 MW na powierzchni ok. 250 ha, z ponad 400 tys. panelami w instalacji. Podpisanych pod nią było wówczas 46 osób.
Wśród argumentów zawartych w petycji są m.in. negatywny wpływ na otoczenie oraz pogorszenie walorów krajobrazowych i przyrodniczych wsi Słupy, "które posiadają od lat swój charakter z zachowaniem tradycji wsi polskiej". Czytamy o "krajobrazie księżycowym" i planowanym ulokowaniu paneli w bliskim sąsiedztwie zabudowy w obrębie całej miejscowości. Mieszkańcy w petycji zamartwiają się o zdrowie: emisjami hałasu, wibracjami, wytwarzaniem pól elektromagnetycznych. Alarmują, że w przypadku pożaru instalacji, ogień rozprzestrzeni się na domy, lasy i pola uprawne. Autorzy petycji twierdzą że inwestycja wpłynie na wartość ich nieruchomości mieszkalnych i gruntowych. Obawiają się zniszczenia lokalnych dróg przez transport podczas budowy instalacji - tych, które i tak pozostawiają wiele do życzenia. Ponadto autorzy petycji skarżą się na brak jakichkolwiek konsultacji społecznych. Żądają odstąpienia od planów lokalizacji farmy fotowoltaicznej w Słupach.
Wtedy w październiku podczas godzinnej dyskusji przeważała kwestia umiejscowienia potężnej instalacji. Mieszkańcy wskazywali na pola okalające górną część Słupów. Komentowali, że nie do pomyślenia jest ich potencjalna odległość od domów i bloków. W październikowym proteście, choć po drugiej stronie barykady, uczestniczył właściciel działek, na których zewnętrzny inwestor chce wybudować instalację. To duży, miejscowy gospodarz Mariusz Chylewski, który znalazł się w ogniu pytań i oczekiwań. Chylewski już wtedy przyznał, że sytuacja jest dynamiczna. Według jego słów, inwestor brał pod uwagę przesunięcie instalacji. Ta zapowiedź w ogóle nie satysfakcjonowała zebranych, choć miała być dowodem na to, że inwestor będzie brać pod uwagę głos oburzonych mieszkańców i poszuka kompromisów, aby w spokoju móc postawić instalację odnawialnych źródeł energii.



- Nie chcemy przesunięć instalacji. Chcemy, aby w ogóle odstąpiono od tej inwestycji w Słupach pod naszymi domami - ostro apelowali mieszkańcy. Planowany obiekt nazywali stosem plastiku, który przesłoni na kilka dekad tradycyjny, wiejski obraz. Zresztą wyrażali też obawy, co stanie się za 30 lat, gdy panele będą podlegać utylizacji. Mieli wątpliwość, kto miałby się tym zająć. Głośno zastanawiali się, czy firma będzie istnieć.
- Nie chodzi nam o to, co będzie za 30 lat. Połowa z nas pewnie nie będzie już żyć. Nas interesuje "tu i teraz" - mówiła jedna z mieszkanek Słupów. Finałem pierwszego, publicznego protestu przeciwko farmie fotowoltaicznej w Słupach były ustalenia, że musi odbyć się w najbliższym czasie kolejne spotkanie. Tym razem już w obecności samego inwestora. Mieszkańcy Słupów szli dalej i proponowali, żeby na tę okazję zaprosić burmistrza Tucholi i urzędników tucholskiego ratusza.
Cytowana przez nas wyżej wrześniowa petycja doczekała się wówczas odpowiedzi samego inwestora. Firma Rawicom PV 31, która swoją domową siedzibę ma w naszym województwie w powiecie żnińskim, ale działa w całej Polsce i ma inwestycje w Europie, punkt po punkcie odniosła się do treści przedstawionej przez adresatów petycji. Jednocześnie nadmienia, że burmistrz Tucholi wydał już prawomocną, pozytywną decyzję środowiskową potwierdzającą, że:
"planowane przedsięwzięcie przy zachowaniu nałożonych warunków nie spowoduje znaczącego negatywnego oddziaływania na środowisko ani krajobraz".
Inwestor w odpowiedzi wspomina, że pozytywnie to przedsięwzięcie opiniowali już: Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, Sanepid, Wody Polskie.
Firma odpowiedziała, że inwestycja nie naruszy obszaru Natura 2000, nie będzie na terenie parku krajobrazowego, choć ma z nim sąsiadować. Przypomniała, że farma fotowoltaiczna nie jest traktowana jako zabudowa przemysłowa, a mieści się w zakresie odnawialnych źródeł energii. Inwestor twierdził, że widoczność instalacji została oceniona jako lokalna i ograniczona. Uważał, że zostanie zachowany dominujący charakter krajobrazu rolniczego tłumacząc, że instalacja z paneli nie będzie wyższa niż istniejące zabudowania gospodarcze - "wysokość konstrukcji nie przekracza kilku metrów". Inwestor zapowiadał strefy buforowe, nasadzenie zielni izolacyjnej i krzewy rodzimych gatunków. Jednocześnie przekonywał, że nie będzie wycinać drzew. W odpowiedzi na petycję firma napisała o braku oświetlenia stałego, aby eliminować zanieczyszczenie światłem.
"Inwestor pragnie wskazać, że planowana inwestycja niewątpliwie wprowadzi nowy element w krajobraz, jednak nie sposób utożsamiać tej zmiany z "krajobrazem księżycowym".
Rawicom raz jeszcze w tym kontekście zwrócił uwagę na pozytywną opinię RDOŚ i planowane liniowe nasadzenia o charakterze izolacyjnym i biocentrycznym przy projektowanym ogrodzeniu. To one maja zdaniem inwestora złagodzić oddziaływanie inwestycji na krajobraz i - cytujemy - "jednocześnie stworzyć korzystne warunki bytowe dla drobnej zwierzyny".
"(...) zamiana intensywnie użytkowanych gruntów rolnych na tereny z instalacjami fotowoltaicznymi - przy jednoczesnym wprowadzeniu nasadzeń rodzimych i utrzymaniu stref biologicznie czynnych - nie tylko minimalizuje potencjalne oddziaływanie, lecz także wzbogaca strukturę siedliskową i różnorodność biologiczną otoczenia"
- odpowiedział inwestor.
Dodajmy, że Rawicom podpierając się zewnętrznymi badaniami przekonywał, że pole magnetyczne i elektromagnetyczne generowane przez elementy instalacji są "wielokrotnie niższe" niż wartości dopuszczalne w miejscach dostępnych dla ludzi. Podobnie napisał o normach hałasu, które nie mają być przekraczane ani w dzień, ani w nocy. Inwestor - w kontekście obaw przed pożarem - zapowiedział wykonanie zgodnej z obowiązującymi przepisami ochrony przeciwpożarowej, a następnie audyt i odbiór Państwowej Straży Pożarnej. Odnosząc się do spadku wartości działek, firma stwierdziła, że w analizie rynku nieruchomości nie ma dowodów na to "aby obecność farm fotowoltaicznych prowadziła do radykalnych spadków cen działek czy domów". Oceniła natomiast, że inwestycje w odnawialne źródła energii to korzyści dla gminy w postaci podatku od nieruchomości.
Inwestor przekonywał też, że krótkotrwały transport odbywałby się tylko podczas budowy instalacji. Stan dróg musiałby być przez niego przywrócony do tego sprzed inwestycji.
Co istotne, inwestor zastrzegł, że raport OOŚ dotyczący inwestycji był udostępniony w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Tuchola i fizycznie w Urzędzie Miejskim w Tucholi. Można było do niego składać wnioski i uwagi.
"Cała procedura wypełnia wymogi tzw. szerokich konsultacji społecznych, dlatego twierdzenie o ich braku nie znajduje potwierdzenia w dokumentacji postępowania"
- napisał inwestor, który krótko po spotkaniu mającym charakter protestu sam kontaktował się z naszą redakcją zapowiadając, że chce wyjść naprzeciw manifestującym mieszkańcom mimo że argumenty z odpowiedzi na petycję pozostawiał w mocy. Prezes Karol Chyliński przekazał nam:
Pomimo prawomocnej decyzji środowiskowej, potwierdzającej, że planowana w gminie Tuchola farma fotowoltaiczna nie spowoduje znaczącego negatywnego oddziaływania na środowisko ani krajobraz, nasz zespół przygotowuje korektę wniosku o ustalenie warunków zabudowy dla inwestycji zakładającą redukcję obszaru inwestycji w bezpośrednim sąsiedztwie zabudowy mieszkaniowej.
W ramach procedury oceny oddziaływania na środowisko zrealizowanej dla naszej inwestycji zostały przeprowadzone konsultacje społeczne zgodnie z wymogami prawnymi. Jednakże, w związku z zaistniałą sytuacją planujemy w najbliższych tygodniach dodatkowe spotkanie z mieszkańcami sołectwa Słupy, aby zaprezentować zmiany w obszarze inwestycji i rozwiać ewentualne wątpliwości.
Mając na względzie fakt, jak często od początku tematu wywoływane było nazwisko burmistrza Tucholi, spytaliśmy go o zdanie i ewentualną obecność podczas kolejnych rozmów zainicjowanych przez Rawicom.
- Podczas zebrania będę starać się zachować bezstronność. Uważam jednak, że taka inwestycja na glebie niskiej klasy może być dla Słupów szansą. Słupy są nowym sołectwem, które będzie liczyć na budowę świetlicy. A taka inwestycja na terenie Słupów to wpływy z podatków... – zwrócił uwagę Tadeusz Kowalski. Z rozmowy łatwo było wyciągnąć wniosek, że inwestycje ocenia pozytywnie. Zwłaszcza jeśli inwestor i mieszkańcy wypracują kompromisy.
Próba wyjścia z kompromisem nadeszła razem z drugą, publiczną odsłoną sprawy. Przed kolejnym spotkaniem wiedzieliśmy już, że Rawicom zaproponuje zmniejszenie instalacji pierwotnie planowanej na 200 ha. To miało się wiązać z oddaleniem farmy od zabudowań.
W świetlicy wiejskiej w szerokim składzie pojawił się zarząd inwestora – firmy Rawicom PV 31 SP. Z O.O, z prezesem Karolem Chylińskim na czele. Skład gości uzupełnili specjaliści, doktorzy z Politechniki Bydgoskiej, w tym Adam Mroziński z Katedry Inżynierii Odnawialnych Źródeł Energii i Systemów Technicznych. W spotkaniu uczestniczył burmistrz Tadeusz Kowalski, a z ramienia urzędu kierownik wydziału infrastruktury i planowania przestrzennego Waldemar Walkowiak.
Dlaczego Rawicom zaproponował kompromis, choć na dobrą sprawę może decydować o swojej inwestycji mając pozytywnie opinie najważniejszych instytucji? Firma jest zdania, że nie widzi jej się budowa w atmosferze sprzeciwu i manifestacji. Zanim podczas spotkania w ogóle zaczęła je przedstawiać, w długiej dyskusji wszystkich możliwych stron dochodziło do spięć i kąśliwych komentarzy...
Burmistrz zachęcał mieszkańców do otwartości na nowe propozycje inwestora. Przypominał, że to właśnie Słupy już niegdyś protestowały przeciwko budowie biogazowni. Poniekąd skutecznie, bo ona nigdy w Słupach nie powstała. Niecałe dwie dekady temu byłaby rozwiązaniem nowatorskim i dość nieznanym.
Burmistrz wystawił się na ofensywę poddenerwowanej grupy mieszkańców Słupów. Ci nie omieszkali wypomnieć gminie, jak czują się w obecnej sytuacji. Twierdzili, że zostaną zamknięci w "plastikowej puszcze" albo "konserwie": bez dotychczasowego wiejskiego krajobrazu, z tracącymi na wartości nieruchomościami, zagrożeni pożarem itd... Trzymali się więc swoich argumentów, ale podczas drugiego zebrania uzupełnili, co jeszcze ich boli. Uważali, że nie byli przez urząd odpowiednio wcześniej informowani. Zwracali uwagę, że ogłoszenie o tych planach oficjalnie dotyczyło "obrębu sołectwa Bladowo" – miejscowość wówczas do niego należała. Nazwa "Słupy" - jak relacjonują sami mieszkańcy - nie pojawiała się wcześniej w informacjach. Słupianie zwracali uwagę, że w ich wsi nie ma tablicy informacyjnej, skąd mogliby wcześniej dowiedzieć się o planowanej inwestycji. Gdy sprawa miała początek, to nie byli jeszcze odrębnym sołectwem. Warto tu wspomnieć, że inwestor wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych złożył już w połowie 2023 roku. To wtedy ruszyła machina z procedurami. A protest mieszkańców na dobre rozpoczął dopiero w ostatnich miesiącach, we wrześniu 2025 roku.
Przedstawiciele urzędu miejskiego nie zgodzili się z zarzutem o niedostatecznej informacji, uważając, że dokumenty do zainteresowanych stron zostały dostarczone "skutecznie" – pismami za potwierdzeniem odbioru. Informacje były zamieszczane w Biuletynie Informacji Publicznej. Według urzędu, cały proces informacji odbył się zgodnie z literą prawa.
Tadeusz Kowalski przekonywał, że inwestycja będzie z korzyścią dla mieszkańców. Ale których? Przewidywane są bowiem wpływy z podatków do budżetu gminy Tuchola rzędu kilkuset tysięcy do miliona złotych. Po tym argumencie dyskusja rozgorzała.
- Do budżetu gminy tak, a dla sołectwa i mieszkańców? – dopytywał poirytowany mężczyzna. Wróciły zarzuty, że Słupy to zapomniana wioska, a z inwestycji inni wyciągną pieniądze, a nie Słupy.
- To jest szansa dla sołectwa. Biogazownia nie, wiatraki nie, fotowoltaika nie... Pamiętajcie, że mówimy o alternatywnych źródłach energii - Tadeusz Kowalski przekonywał jeszcze, że Słupy mogą w taki sposób uczestniczyć w transformacji energetycznej. Zaznaczał, jak ważne jest to w dobie niespokojnych i niepewnych czasów. W kontrze Słupy odpowiadały, że skoro to tak istotna inwestycja dla wszystkich, to można poszukać jej miejsca gdzie indziej, w miejscu bardziej oddalonym od domów i mieszkań.



Na czym polega korekta planu inwestora? Wiemy już, że farma ma być mniejsza, choć nadal potężnych rozmiarów. Z ok. 250 ha miałyby być obcięta do ok. 177 ha.
Inwestor twierdzi, że w taki sposób pracował nad odsunięciem farmy od zabudowań, nawet ogródków działkowych. Według zapewnień firmy minimalna odległość od zabudowań mieszkalnych to ok. 115-120 m (prawo obliguje do odległości tylko 4 m). Od ogródków działkowych miałaby wynieść ok. 60 m. Według korekty odległość od granic działek ewidencyjnych z budynkami mieszkalnymi miałyby 64,03-205,7 m.
- Do inwestycji został złożony wniosek o ustalenie warunków zabudowy. Wniosek pierwotnie zakładał wykorzystanie maksymalnej powierzchni terenu. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, złożyliśmy korektę wniosków – ogłosił Rawicom.
W związku z korektą liczba planowanych paneli miałaby spaść z pierwotnie zapowiedzianych 400 tysięcy do ok. 270 tysięcy.
Nowoczesność i bezpieczeństwo instalacji, które przygotowuje Rawicom, pochwalił Adam Mroziński z Politechniki Bydgoskiej. Według naukowca, nie można mówić o "tanim plastiku", a o materiałach, które są wartościowe nawet podczas utylizacji.
- To jest za drogi materiał, żeby go wyrzucić i zakopać - przekonywał zasypując słuchaczy technicznymi nowinkami przemawiającymi na korzyść technologii Rawicomu. Przedstawiciel bydgoskiej uczelni zwrócił uwagę, że instalacja spełniałaby „najsurowsze standardy wytrzymałości”. Stal węglowa ze specjalną powłoką miałaby być odporna na korozję przez kolejne dekady.
- Konstrukcja została przetestowana w warunkach laboratoryjnych. Wszystkie użyte materiały są zatwierdzone i certyfikowane – zapewniał Mroziński. Zdaniem doktora politechniki, technologia fotowoltaiki stosowana aktualnie przez wiele firm działających na szeroką skalę, poszła wyraźnie do przodu. Nie mówił tu już konkretnie o Rawicomie, ale o całej branży chcąc dowieść, że w fotowoltaice stosowane są obecnie rozwiązania tak zaawansowane, że nie należy bać się podstawowych elementów czy nazywać instalacji stosem plastiku, w dodatku niebezpiecznego. Wymienił przykłady trendów:
Odnosząc się do terenów wiejskich dr Mroziński opowiedział nawet o nowatorskich integracjach dużych instalacji z zastanym krajobrazem. Przykłady to instalacje na wodzie, lub takie, które powstają na… nadal użytkowanych ziemiach rolnych.
Co z zagrożeniem pożarowym? Rawicom, który chwali się wieloma inwestycjami, zapewnił, że na ich konstrukcjach nigdy nie doszło do pożaru.
Rawicom zaproponował mieszkańcom, że zorganizuje dla nich wyjazd na swoją, wybraną instalację w województwie kujawsko-pomorskim. Wątek ten nie został domknięty. Podobnie zresztą, jak jakikolwiek konsensus między stronami. Część mieszkańców Słupów w spotkaniu z firmą stała bardzo twardo na swoim stanowisku – nie chce farmy fotowoltaicznej w obrębie miejscowości. W grupie pojawiły się jednak pytania, co jeszcze inwestor mógłby zaoferować mieszkańcom sołectwa albo jak inwestycja przełożyłaby się na funkcjonowanie Słupów...
Spytaliśmy Rawicom po spotkaniu, czy negatywne nastawienie lokalnej społeczności nie zniechęci inwestora do dalszego działania. Już na początku listopada zapowiedział, że nie chce rezygnować.
- Rezultaty analiz zawartych w Raporcie Oddziaływania na Środowisko sporządzonym dla projektu farmy fotowoltaicznej w Bladowie [W Słupach – red.] oraz pozytywna decyzja środowiskowa wydana przez burmistrza Tucholi, jednoznacznie wskazują, że nasze przedsięwzięcie jest bezpieczne dla mieszkańców i nie ma istotnego negatywnego wpływu na lokalną faunę i florę. Dlatego jako inwestor jesteśmy dalej zainteresowani realizacją tej inwestycji. Kierując się opiniami mieszkańców, wprowadziliśmy już wiele zmian w planie rozmieszczenia instalacji, odsuwając część paneli od zabudowań mieszkalnych - odpowiedziała Karolina Stępień specjalistka ds. marketingu inwestora. Firma ma zamiar nadal rozmawiać ze społecznością Słupów.
- Chcemy kontynuować dialog z mieszkańcami i samorządem lokalnym. Wierzymy, że inwestycja będzie miała pozytywny wpływ na rozwój gminy, dzięki przyszłym wpływom z podatków. Co istotne, będą to stałe, wieloletnie wpływy. Łącznie do kasy gminy może trafić nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Pieniądze te mogą być wydane na dowolne inwestycje – np. budowę dróg, rozwój sieci kanalizacyjnej, remonty szkół, czy programy wsparcia dla mieszkańców - dodaje w przesłanej odpowiedzi przedstawicielka Rawicomu.
Na początku grudnia od burmistrza Tucholi dowiedzieliśmy się, że inwestor pracuje nad korektą planu.
- W międzyczasie okazało się, że zaplanowana instalacja fotowoltaiczna w Słupach na mapie obejmuje skrawek terenu figurujący jako las. Inwestor musiał ten fragment wyłączyć z planu. To powoduje, że procedowanie musi się wydłużyć – dzieli się nowościami Tadeusz Kowalski. Wie, że inwestor będzie starać się swoje założenia doprowadzić do końca. Włodarz zdaje sobie też sprawę z tego, że mieszkańcy gminy mają prawo protestować, co firmie zadania nie ułatwi.
- Jest tendencja, aby iść w odnawialne źródła energii. W tym przypadku nie ma merytorycznych przesłanek, aby ta inwestycja nie była zrealizowana. Zwłaszcza, że instalacja w planach została już odsunięta ok. 200 m od zabudowań – ocenia burmistrz, choć też przyznaje jednocześnie, że na terenie gminy Tuchola zdarzały się wcześniej sytuacje, w których inwestorzy rezygnowali i szukali potem innego miejsca. Tak było chociażby w okolicach Małej i Wielkiej Komorzy.
- negatywny wpływ na otoczenie i pogorszenie walorów krajobrazowych i przyrodniczych wsi Słupy, "które posiadają od lat swój charakter z zachowaniem tradycji wsi polskiej",
- "krajobraz księżycowy" i planowane ulokowaniu paneli w bliskim sąsiedztwie zabudowy w obrębie całej miejscowości,
- zagrożenie dla zdrowia: emisjami hałasu, wibracjami, wytwarzaniem pól elektromagnetycznych,
- zagrożenie pożarem instalacji, ogień rozprzestrzeni się na domy, lasy i pola uprawne,
- spadek wartości nieruchomości mieszkalnych i gruntowych,
- zniszczenie lokalnych dróg przez transport podczas budowy instalacji.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz