Przykład bohatera artykułu to materiał na opowieść, może nawet powieść o najtrudniejszym zwycięstwie, jakie może odnieść człowiek w walce z samym sobą, z nałogiem. Czy to temat wstydliwy, intymny, czy też rzecz warta podzielenia się z innymi, ocenić może każdy sam. Jacek Nering opowiedział nam walce stoczonej z alkoholizmem. O sporcie, który okazał się świetną drogą i wierze będącej zbawienną siłą.
Nie jest łatwo podjąć decyzję o ucieczce od świata, który dawał pozorną radość życia, a był pogrążaniem się w piekło. Gdy podjęło się już ową decyzję, jeszcze trudniej zacząć żyć od nowa, wstając z kolan i powoli znajdując nowy sens każdego dnia. Doskonale wie o tym Jacek Nering - obecnie mieszkający w Anglii, a kiedyś w Małym Mędromierzu dojrzały mężczyzna, mąż i ojciec dwóch córek. Urodzony w Tucholi i mieszkający od 22 lat za granicą człowiek ma za sobą niełatwy czas.
- Zbyt szybko zacząłem korzystać z życia w sposób zabawowy, imprezowy, czysto konsumpcyjny - zaczyna swoją opowieść Jacek Nering. - Wszedłem w dwudziesty rok życia i najpierw, lekka, potem coraz szybciej zaczynałem się zatracać. Owszem, założyłem rodzinę, pracowałem, jednak moje życie nie szło w dobrym kierunku. Koledzy mieli na mnie wpływ, jak się okazało, nieprawidłowy. Długo nie mogłem się otrząsnąć.
Ten długi czas to aż około trzydziestu lat tkwienia w alkoholizmie. Jacek Nering nie pił do lustra. Miał grono ludzi wokół siebie, których określał jako przyjaciół, ale z perspektywy czasu wie, że owi ludzie ciągnęli go na dno. Nie było przez długi czas sił, motywacji, zwykłej mądrości, by zacząć walkę. Jednak do czasu. Ten odpowiedni nadszedł późno, ale w tym przypadku lepiej późno, niż wcale i to podkreśla Jacek Nering.
Osiem lat temu, gdy Jacek Nering wciąż tkwił w mroku nałogu, pojawiło się światełko w tunelu, bardzo odległe, ale dostrzegalne. Próba spojrzenia na siebie z dalszego planu, z boku, okiem innego człowieka - spojrzenie krytyczne, pozbawione emocji, chłodne, ale w końcu prawdziwe.
- Zadałem sobie proste pytanie: w którą stronę zmierzam? Co się ze mną dzieje i dlaczego przez tak długi czas picia wciąż żyję, bo nie spotkało mnie nic złego - snuje opowieść Jacek Nering. - Zrozumiałem, że nie był to przypadek. Zadziałała siłą wyższa. Powiem wprost: Bóg nade mną czuwał i święcie w to wierzę do teraz. Ów Bóg także objawił swoją opiekę nade mną w najbliższych. Wsparcie żony i córek, które wciąż mnie kochają z wzajemnością, jest wzruszające. Nie odwdzięczę się moim paniom do końca życia.
Jacek Nering zaczął rozglądać się wokół siebie bardziej uważnie i szukał rozwiązania, które każe mu zmienić się, znaleźć pasję, ucieczkę od butelki i kieliszka, skierować uwagę w inna stronę. Dziś ma na koncie wspaniałe starty, sukcesy może nie na miarę pierwszych stron gazet, ale bardziej istotne, bo decydujące o życiu, rodzinie, zdrowiu.
Jacek Nering pogodził się z tym, że upłynął długi czas braterstwa z alkoholem, a tego okresu nie można cofnąć. Miał kiedyś marzenia, by być jak Dariusz Szpakowski, bo sport go pociągał, jednak zawsze wygrywał alkohol. Sam był sobie winien, że w nałogu mijały mu lata, dlatego docenia po stokroć dar, który przyjął z wdzięcznością: bieganie.
- Czynnie uprawiam sport od sześciu lat, a od alkoholu jestem odcięty zupełnie i mam nadzieję, że na zawsze, od roku - wyznaje sportowiec. - Regularnie biegam, trenuję, układam sobie plany startowe, mam wiele kontaktów z ludźmi, którzy tchnęli we mnie nowe życie. Po grubo pond dwudziestu latach picia i kilku latach na wyhamowanie, powolne zrywanie z nałogiem, w końcu wyszedłem na prostą.
Zaczęło się od tego, że sześć lat temu znajomy wysłał bohaterowi link do uczestnictwa w biegu charytatywnym. Postanowił wziąć udział, bo to tylko pięć kilometrów, więc żaden problem. Tak wówczas myślał biegacz. Jednak jak bardzo alkohol wpłynął na zdrowie i kondycję, boleśnie przekonał się Jacek Nering właśnie na tym biegu, który miał być sportowym spacerkiem.
- W trakcie biegu coś do mnie dotarło, zyskałem obraz samego siebie, podupadającego kondycyjnie, wyprzedzanego przez ludzi w podeszłym wieku - wyznaje sportowiec. - Zrozumiałem, że to bicie na alarm , być może ostatni dzwonek dla mnie, by coś zmienić.
Ze zdrowiem nie było najlepiej. Pojawiły się bóle w mostku i obsesyjna myśl o nowotworze, bo brak kondycji i ogólne złe samopoczucie nie kazały spać spokojnie. Okazało się, że lata picia nadwątliły organizm. Seria badań wykluczyła najgorsze obawy.
- Kiedy czarne myśli odeszły na bok, dostałem jakby z nieba nowe siły, to było objawienie - mówi Jacek Nering. - Czułem energię, ale też potężną pokorę wobec Boga, który wciąż działał. Czułem, że moc z nieba jest ze mną z każdym przebiegniętym kilometrem. Każdy krok był jak cud.
Niezwykła motywacja do treningów potwierdziła się w życiu codziennym, gdy Jacek Nering potrafił wstawać przed wyjściem do pracy po trzeciej nad ranem, by pobiegać i na szóstą zameldować się w firmie.
- Mam dziś za sobą kilka maratonów, zaliczyłem też dwa ultramaratony - opowiada biegacz. - Nie znoszę krótkich dystansów, uwielbiam biegi górskie. Muszę jednak nabrać dystansu, bo raz poniosłem porażkę z własnym organizmem w biegu na 75 km. Zszedłem z trasy po pięćdziesięciu km, zgubiła mnie pewność siebie. To także cenna nauczka. Miałem dwóch trenerów personalnych, nabrałem pewnych ważnych nawyków - także mentalnych. Nie było łatwo, ale było warto.
Jacek Nering przez wiele miesięcy przygotowywał się do ultramaratonu - biegu na 107 km w Walii. Jest to bieg z serii UTMB - światowego przedsięwzięcia biegowego mającego swój finał pod Mont Blanc. Jacek Nering najbardziej się skupia na tym wydarzeniu. Żeby dostać się na bieg pod najwyższym szczytem Europy, musi przejść serię kwalifikacji.
Dziś Jacek Nering jest w mocnej formie fizycznej i psychicznej. Nie popada jednak w taką pewność siebie, by mówić o swoich poczynaniach i postępach jako ostatecznych i jedynie słusznych, bo jest otwarty na świat i ludzi. Nie wie, co będzie dalej. Kieruje nim pokora. Ma wielką wiarę, ma plany, ale wie, że nic nie jest dane raz na zawsze. Pozostaje walka wsparta przekonaniem, że wspiera nas ważna siła, która kieruje wszystkim. Daje szansę, wystawia do walki, chroni, ale też stawia w obliczu pokus, słabości.
- Po co mówię o sobie, dlaczego przedstawiam tę historię? Na pewno ku przestrodze. Chcę też dać świadectwo wiary w Boga, w to, że działa przez innych ludzi, że wyciąga z największego dołka - kończy rozmowę Jacek Nering. - Pytania o sens wielu spraw się pojawiają i wciąż odpowiedzi nie są jednoznaczne, ale wiem, że dostałem drugie życie i dla samego siebie jestem bohaterem, bo siebie samego pokonałem. Nie ustaję w biegu, by hartować ciało i ducha w trzeźwości i wśród najbliższych. I jeszcze jedno: chętnie będę odwiedzał ojczyznę. Tam też się biega i spotyka dobrych ludzi.
0 0
Pozdrawiam serdecznie z Bydgoszczy autora artykułu, Jarka Kanie ! Świetnie piszesz i wiesz o czym ! 🙂🙂🙂🆗