Czy stal może być… zielona i to nie pod względem koloru? Czy opłaca się tankować paliwo w Szwecji? Jak to jest, że potężna firma produkująca kontenery może pochwalić się wprowadzeniem kolejnych elementów strategii ekotechnologicznej? Czy jest możliwe wyprodukowanie zeroemisyjnego kontenera? Miłosz Kiedrowski w rozmowie z „Tygodnikiem Tucholskim” zdradza szereg ciekawostek na temat rozwiązań prowadzonych w swojej firmie.
Zakład Produkcyjno-Usługowo-Handlowy JK Miłosz Kiedrowski w swojej szerokiej ofercie produkcyjnej ma m.in.: kontenery na śmieci, odpady komunalne czy przemysłowe. Przez lata działalności firma stała się uznaną marką nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Potencjał przedsiębiorstwa z Bysławia dostrzegli i nagrodzili specjaliści oraz analitycy z branży finansowej - w ubiegłym roku uzyskało tytuł Diamentu Forbesa. Co to oznacza? ZPUH JK Miłosz Kiedrowski uwzględniono na liście przedsiębiorstw, które w ostatnich latach najszybciej zwiększały swoją wartość. Ranking opracował magazyn Forbes wraz z pracownią Dun & Bradstreet Poland.
Firmie od kliku lat bliska jest idea zrównoważonego rozwoju, czyli strategii łączącej cele ekonomiczne ze świadomą oraz odpowiedzialną troską o środowisko naturalne i społeczeństwo. W tym celu wdrożono szereg innowacyjnych rozwiązań, których celem jest zminimalizowanie negatywnych wpływów procesów produkcyjnych na środowisko naturalne i klimat, o czym opowiada "Tygodnikowi" Miłosz Kiedrowski.
Jak przyznaje, do wdrożenia strategii ekotechnologii w produkcji kontenerów, skłonił go przede wszystkim wzrost świadomości społeczeństwa w tym temacie. Zarówno on sam, jak i osoby związane z firmą, dostrzegli na przestrzeni ostatnich kilku lat, jak ważne są zmiany polegające na zmniejszeniu wpływu na środowisko "carbon footprint", czyli odcisku śladu węglowego. Dążenie do tego, aby był on jak najmniejszy, w opinii Kiedrowskiego, jest bardzo istotne. Szczególnie zauważalne stało się to na rynku skandynawskim. Bysławski zakład współpracuje od 25 lat ze szwedzką firmą, dla której niebywale ważna jest idea zrównoważonego rozwoju.
- Nie oszukujmy się. W podejściu do tematu ekologii Skandynawia cały czas wyprzedza Polskę minimum o 10 lat. Znajomość tamtego rynku bardzo nam pomogła, bowiem o niektórych działaniach ograniczających wpływ na środowisko w Polsce jeszcze się wiele nie mówiło, a my już mieliśmy je wdrożone albo przynajmniej byliśmy w trakcie. Działo się tak właśnie dzięki temu, że szwedzka firma prędzej zaszczepiła w nas odpowiednie spojrzenie na sprawę - tłumaczy przedsiębiorca. Przyznaje, że wprowadzenie nowych norm w jego zakładzie było odpowiedzią na regulacje zagraniczne, a przede wszystkim oczekiwania klientów, ale też wzrost świadomości poprzez edukację.
Miłosz Kiedrowski argumentuje, że szeroko pojęta edukacja ekologiczna w ostatnich kilku latach w Polsce znacznie się zwiększyła, co widać w czasopismach branżowych i w internecie. Według niego liczba materiałów dotyczących działań proekologicznych w ostatniej dekadzie zwiększyła się kilkukrotnie.
- Ta świadomość w Polsce cały czas rośnie dzięki większemu napływowi informacji odnośnie wpływu działań człowieka na środowisko. Zaczęliśmy zwracać uwagę na aspekty, o których wcześniej w ogóle nie myśleliśmy. Wiadomo, wiele osób w obrębie swojego domu i domowego zacisza dba o środowisko. Staramy się, zaczynając choćby od segregacji odpadów. W skali firmy przynosi to na pewno profity w postaci innego postrzegania przez klientów. Nie ma się co oszukiwać. To jest wartość, która może przynieść korzyści stricte finansowe. Jednak dla mnie, osobiście, jest też wartością samą w sobie, bo można zostawić coś lepszego dla przyszłych pokoleń. Słysząc o tym, jak wygląda emisja cieplarniana w skali całej Europy czy globu, to faktycznie jako społeczeństwo jesteśmy w takim momencie, że to ostatni moment, aby coś drastycznie zmienić. Albo będzie za późno. Staramy się, żeby nie być tymi po złej stronie mocy. W miarę naszych możliwości, umiejętności oraz wiedzy chcemy stopniowo i jak najskuteczniej zredukować wpływ na środowisko - dodaje właściciel firmy.
Jak słyszymy od Miłosza Kiedrowskiego, dużym wyzwaniem dla jego zakładu było wprowadzenie raportu ESG (Environmental, Social and Governance), czyli dokumentu ujawniającego informacje o wpływie działalności firmy na środowisko, społeczeństwo i sposób zarządzania. W ubiegłym roku JK po raz pierwszy, jako duże przedsiębiorstwo, było zobligowane go przygotować. Trudność polegała na tym, że ów raport określać miał ślad węglowy, który wytwarza cała firma. Co to de facto oznacza? Nasz rozmówca podaje szczegóły:
- Musieliśmy określić i ujawnić cały nasz wpływ na środowisko. Na przykład poprzez emisję: gazów przy spawaniu, spalania paliwa naszych aut ciężarowych i osobowych, zużycia wody i prądu elektrycznego. Ta część raportowania była prosta. Schody zaczęły się, gdy należało określić też wpływ na środowisko naszych dostawców. Na przykład firm, od których kupujemy stal. Powinno się ją pozyskiwać od przedsiębiorstw jak najbardziej "zielonych". To tyczy się każdej jednej firmy. Problemy pojawiały się też, gdy bardzo często trzeba było odnosić się do konkretnych wskaźników, choćby średnich danych z naszego rynku. A w Polsce po prostu tego brakuje, nie ma wielu wymaganych informacji.
Przygotowanie dokumentu zajęło dużo czasu, bo zwyczajnie nie istniały jeszcze odpowiednie bazy danych, do których można było się ustosunkować i odnieść. Kiedrowski zaznacza, że duże firmy, które zaczynają wprowadzać raporty ESG, są jednocześnie pierwszymi, które takie dane ujawniają.
- Jesteśmy obecni na platformie o nazwie EcoVadis. Tam powstaje specjalny ranking firm, oceniany jest wpływ na środowisko, ale pod uwagę bierze się także społeczną odpowiedzialność biznesu, czyli wszelkie relacje z lokalną społecznością, z pracownikami, czy właśnie wpływ na środowisko naturalne. Mniej więcej pół roku temu po raz pierwszy zostaliśmy ujęciu w tym rankingu - chwali się przedsiębiorca.
ZPUH JK w raportowaniu ESG musi oceniać dostawców materiałów, a z racji branży, w której działa, są to przede wszystkim producenci stali - podstawowego materiału. Skąd firma z Bysławia pozyskuje surowiec?
- Kupujemy bardzo dużo stali ze szwedzkiej huty o nazwie SSAB. To niezwykle uznana marka, trochę tak, jakby chciało się weryfikować powiedzmy mercedesa czy nawet rolls royce'a. SSAB są w branży pionierami na świecie, stale wysokogatunkowe wprowadzili już 50 lat temu. Jeżeli chodzi o ich weryfikację, to nawet nie ma takiej potrzeby, ale oczywiście każdy arkusz blachy może mieć certyfikat, który potwierdza odpowiedni skład chemiczny. Można go przebadać, ale mamy do czynienia z jakością z najwyższej półki - stwierdza przedsiębiorca.
Jeżeli chodzi o pozostałych dostawców z Polski i Europy, są oni kontrolowani poprzez certyfikaty świadczące o wiarygodności. Nie bez znaczenia jest też renoma firmy. W tej materii ponownie prym wiodą zakłady z północy starego kontynentu.
- Tak jak już wspominałem. Szwecja, jak i ogólnie cała Skandynawia, jest bardzo do przodu jeżeli chodzi o ekologię, a szwedzka huta SSAB wyprzedza wszystkich. Dość powiedzieć, że w Europie, mniej więcej w ostatnich 50 latach, nie powstała żadna nowa huta, a oni w tej chwili budują dwie, więc jest to dość duże przedsięwzięcie i to w skali całej Europy - dodaje Kiedrowski.
Stojący na czele firmy produkującej kontenery, w ramach ciekawostki, opowiada "Tygodnikowi", że są również producenci stali drugiego gatunku, różnego pochodzenia - niewiadomego. Takie produkty są oczywiście tańsze w zakupie, ale nikt nie daje gwarancji, jak ani gdzie były wytwarzane.
ZPUH JK Miłosz Kiedrowski
Przedsiębiorstwo Miłosza Kiedrowskiego wychodzi naprzeciw wymaganiom, aby być bardziej przyjaznym dla środowiska. Jak słyszymy, ocenie bycia "eko" podlega też zużywanie energii, dlatego po długotrwałych zabiegach udało się uruchomić farmę fotowoltaiczną w Bysławiu.
- Część formalna zajęła nam około dwóch lat, zanim wreszcie uruchomiliśmy farmę. Teraz wreszcie zaczynamy z niej korzystać. Wyprodukowana w okresie letnim, słonecznym energia elektryczna ma wystarczyć w całości do pokrycia zapotrzebowania firmy na prąd. Oczywiście w skali całego roku aż tak dobrze nie będzie. Zakładamy, że fotowoltaika zapewni energię na około 7 miesięcy, co przy obecnych cenach prądu powinno zwrócić się relatywnie szybko. Zysk jest w tym przypadku podwójny. Z jednej strony znaczny spadek emisji, a z drugiej poprawa jeżeli chodzi o finanse. Bardzo ciekawie pokazuje nam to aplikacja, która służy do monitorowania fotowoltaiki, bo przelicza nam wyprodukowaną energię na liczbę ton dwutlenku węgla, którego nie wyemitowaliśmy do środowiska lub ilu równa się to posadzonym drzewom - przekazuje Kiedrowski.
W trakcie naszej rozmowy, według danych na żywo, wyprodukowana energia stanowiła równowartość posadzonych 42 drzew albo 30 ton unikniętej emisji CO2.
W bysławskim przedsiębiorstwie stosowane są również oprogramowania, a jakże: wspomagające optymalizację zużycia energii i materiałów. W kwestii energii JK korzysta z oprogramowania od dostawcy prądu - Enea Optima. Służy ono do monitorowania skoków energii - podając dane na bieżąco.
Z kolei do optymalizowania zużycia materiałów wykorzystywane są programy, które służą do projektowania kontenerów, pomagają bowiem zaplanować zużycie odpadów. Jak podkreśla przedsiębiorca, "nie ma idealnej sytuacji, w której kontener powstaje bez odpadów blachy". Zawsze jest jakiś odpad, ale firma stara się go minimalizować lub przerobić na coś, co jest potrzebne. Chodzi rzecz jasna o to, aby generować jak najmniej złomu. Do tego dochodzą energooszczędne maszyny i wysokiej klasy spawarki zużywające mniej energii.
Identycznie rysuje się kwestia farby, której niezbędna ilość jest wyliczona w taki sposób, aby jak najmniej produktu zostało na produkcji. Zakład dysponuje całym zakresem farb, które są przyjazne dla środowiska.
- Farby ocenia się na podstawie tak zwanych zawartości części stałych. Są związki lotne i stałe. Związki lotne to te, które trafiają do atmosfery, a stałe, które zostają. Bardzo dobre produkty mają po dziewięćdziesiąt parę procent tych części stałych. Najlepsze są farby tzw. wodorozcieńczalne, które niestety nie zostaną prędko wdrożone dla naszej branży, ze względu na specyfikę rynku. Po prostu klient nie zapłaci za farbę, która jest trzykrotnie droższa od tej, którą w tej chwili używamy. My jednak cały czas zastanawiamy się, jak tę farbę dopracować, aby była bardziej ekologiczna, zawierała więcej części stałych i była bardziej przyjazna dla osób, które ją aplikują na kontener, czyli lakierników, bo na to też trzeba zwracać uwagę. Obecnie współpracujemy w głównej mierze z polskim producentem farb, firmą Novol - wyjaśnia Miłosz Kiedrowski.
Od końca zeszłego roku ZPUH JK Miłosz Kiedrowski testuje nowy rodzaj paliwa w dwóch pojazdach ze swojej floty, które poruszają się po Niemczech i Skandynawii.
- Paliwo nazywa się HVO100. To jest biopaliwo. W Europie w tej chwili dużo mówi się o wycofywaniu się z samochodów z silnikami diesla. Jest bardzo mocny nacisk na pojazdy elektryczne (...). Wspomniane biopaliwo, przynajmniej takie są założenia, co na razie monitorujemy, ma zmniejszyć emisję CO2 o 60 procent - opowiada przedsiębiorca.
Paliwo powstaje z bioodpadów. Na początku zakład z Bysławia miał problem z dostępnością do tego paliwa, bo w Polsce po prostu go nie było. Przez około rok dyskutowano na ten temat z partnerem biznesowym ze Skandynawii.
- W tej chwili mamy umowę z Shell'em i tankujemy w Szwecji. W Polsce jest jedna stacja na południu kraju, która na razie eksperymentalnie udostępnia to paliwo. My tankujemy przy okazji wyjazdów na północ Europy - zaskakuje nasz rozmówca.
Rozwijając wątek transportu słyszymy, że w przedsiębiorstwie planowana jest stopniowa wymiana aut na nowsze, co również zredukuje spalanie.
- Wielokrotnie w skali roku, co w Polsce nie jest takie oczywiste, spotykamy się z sytuacjami, kiedy dla klienta końcowego ze Szwecji nie jest aż tak ważna cena i jakość, bo są to dla niego kwestie oczywiste, ale najistotniejsze są właśnie sprawy dotyczące ekologii. Mamy całą listę zapytań dotyczących tego, ile zużyliśmy paliwa, wyemitowaliśmy CO2, jaką liczbę osób zatrudniamy, jaka jest struktura zatrudnienia, czy mamy obcokrajowców. Na wszystkie pytania klienta musimy odpowiedzieć. W Polsce, kiedy jest organizowany przetarg, najważniejsza jest cena, może 5 procent to pozostałe kwestie. Szwedzi są gotowi zapłacić więcej za produkt, który spełnia wyższe wymagania - słyszymy.
Rozmawiając z Miłoszem Kiedrowskim dowiadujemy się, że wdrażane są projekty mające na celu dojście do zielonej stali. O co chodzi? Pierwszym etapem w drodze do zielonej stali jest jak największy udział złomu w produkcji, czyli jak najwięcej stali z recyklingu. Tego typu działania podejmuje ww. szwedzka huta SSAB.
- Oni produkują tak zwaną stal wysokogatunkową. Jest wytrzymalsza. Chodzi tu konkretnie o trudno ścieralną stal green steel, czyli "zieloną", która docelowo ma być zeroemisyjną. To szwedzkie przedsiębiorstwo jest w trakcie budowy huty, która będzie zasilana piecem elektrycznym z odnawialnych źródeł energii. Wpływ na środowisko ma być znikomy. Nam się udało - bo już pojedyncze arkusze tej stali zostały wyprodukowane w jednej z ich hut w Stanach - mieć tę przyjemność i okazję wyprodukować pierwszy kontener z zielonej stali. Trafił on rzecz jasna do Szwecji. W tej branży na pewno w Europie, a myślę, że i na świecie, jeszcze nikt nie zrobił takiego zeroemisyjnego kontenera. Oczywiście było to na razie w celach stricte marketingowych, bo nawet sama huta nie jest jeszcze w stanie zapewnić większej ilości takiego "zielonego" produktu - komentuje Kiedrowski.
Fot. ZPUH JK Miłosz Kiedrowski
Mając na uwadze wcześniejsze słowa naszego rozmówcy, bez zaskoczenia przyjmujemy informację, że polscy odbiorcy wytwarzanych przez jego firmę kontenerów, nie pytają o tego typu rozwiązania. Zapytanie pojawiło się z rynku niemieckiego, a w Skandynawii idea zielonej stali staje się normą, na którą naciskają zwłaszcza główni, czyli najwięksi odbiorcy.
- W szerszej, globalnej skali, produkcja z tej huty zostanie uruchomiona w pełni dopiero w okolicach 2030 roku. Jednak my robimy już pierwsze projekty i realizacje, aby pokazać się klientom. Udało się nam kupić tę zieloną stal tylko dlatego, że współpracujemy ze szwedzką firmą. Ona nie jest w tej chwili sprzedawana innym przedsiębiorstwom, niż szwedzkim. Na razie mógł kupić ją tylko SSAB i Volvo. Byliśmy pierwszą firmą spoza Skandynawii, która wyprodukowała coś z zielonej stali - słyszymy.
Więcej o projekcie green steel będzie można mówić dopiero, kiedy wskazana huta rozpocznie masową produkcję. Przedsiębiorca zwraca uwagę, że sam jest ciekawy, jak zareaguje rynek.
- Często jest tak, że ci najwięksi najszybciej myślą o ekologii i oni na pewno w to pójdą. Podejrzewam, że na rynku powstanie na początku swego rodzaju dualizm. Masowi odbiorcy i duże korporacje będą kupować produkty ze stali zielonej, a ci indywidualni i mniejsi na razie nie. Nie od razu Rzym zbudowano. To trochę potrwa - przewiduje.
Zdaniem właściciela firmy kontenerowej kwestie ekologiczne mogą stać się wyzwaniem - patrząc globalnie na konkurencję z Azji czy Ameryki, która nie skupia swojego zainteresowania wokół ekologii.
- W Stanach nie podpisano żadnej deklaracji jeżeli chodzi o emisyjność. Chiny pod tym względem robią, co chcą. Europa chce być zielona i bardzo dobrze, ale boję się, że możemy zostać zniszczeni kosztowo. Spójrzmy chociażby na to, co dzieje się w branży aut elektrycznych. Napływ chińskich samochodów, których marek nigdy w życiu nie słyszałem, jest ogromny, bo każdy zachwyca się ich ceną, a jakość zaczyna pomału dorównywać tej europejskiej. Ich nie obowiązują różne obwarowania po drodze. Wiadomo też, jak wyglądają tam kwestie dotyczące warunków pracy. Tego się trochę boję, że mimo wszystko reszta świata może nas trochę stłamsić. Widać, że od pandemii, po wojnę między Rosją a Ukrainą, ta zielona transformacja, tzw. Zielony Ład, trochę spowolnił. Europa wzięła na wstrzymanie ze względu na strach, co będzie dalej. Czy warto ponosić wysokie koszty, bo może będą potrzebne środki na zbrojenie. Żyjemy w niepewnych czasach. Największym odniesieniem jest branża automotive [przemysł motoryzacyjny - przyp. red.], która mocno ucierpiała - stwierdza szef firmy.
Pod koniec rozmowy wracamy do zasad zrównoważonego rozwoju. Dopytujemy, czy łatwiej wdrożyć przedsiębiorstwo w tę ideę, czy funkcjonować w zgodzie z ww. zasadami?
- Myślę, że już samo utrzymanie zasad zrównoważonego rozwoju jest stosunkowo łatwe. Trzeba się wszystkiego nauczyć i dążyć do tego, aby stały się one normą. Wprowadzenie może być trochę trudne, chodzi o przełamywanie pewnych barier, stereotypów, spopularyzowanie pewnych nowych nawyków, nauczenie się czegoś. Utrzymanie powinno być już prostsze- stwierdza Kiedrowski i dodaje, że w przypadku jego przedsiębiorstwa zmiany miały większe oddziaływanie na dział zamówień niż produkcji. Zmiany dotyczyły bowiem pewnych nawyków, innych dostawców czy rozmów z klientami.
Podsumowując, jaką przyszłość widzi Miłosz Kiedrowski dla ekotechnologii w branży, w której działa?
- Myślę, że to będzie dalsza, powolna transformacja. Praca nad zmianą mentalności naszych klientów, odbiorców, w stronę jak najbardziej czystych produktów - słyszymy.
Przyszłością ma być głównie zielona stal. Dalej w grze o środowisko pozostają: czysta energia i czyste paliwo.
- Od ogółu do szczegółu. Musimy iść w stronę zielonych rozwiązań. Nie ma innej drogi. Oczywiście mówimy tutaj o perspektywie przynajmniej 10 lat. Krok po kroku i oby żadne trudności nas nie napotkały. Nie zawsze jest idealnie, co pokazały ostanie lata pandemiczno-wojenne, które wprowadziły sporo zawirowań. Teraz też jest ciekawie - podsumowuje.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tygodnik.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz