- Nie należy nas postrzegać przez pryzmat kultowych w latach 90 filmów karate choćby z Brucem Lee. Stanowimy pewną zbiorowość otwartą na nowych członków. Krążą słuchy, że bywam ostry, krzyczę, jestem surowy. Bez tego nie miałbym posłuchu, nie byłby to klimat karate - opowiada nam szczerze sensei Tomasz Krygowski, który obchodził w ubiegłym roku ćwierćwiecze swojego prowadzenia tucholskiej grupy karateków w Międzyszkolnym Uczniowskim Klubie Karate "Shotokan" pod sztandarem SGI - federacji, której jest przewodniczącym. Tucholski instruktor to postać tyle barwna, co pracowita i patrząca w jednym kierunku. Wychował pokolenia karateków, którzy do dziś są jego przyjaciółmi.
Dąbrówka, Komorza - te dwie miejscowości Tomasz Krygowski wymienia jednym tchem jako pierwsze. Tam zrodziło się zamiłowanie do sportu. Grał w piłkę, spędzał wakacje, najlepsze tzw. szczenięce lata. Było też uwielbienie dla biegania, które trwa do dziś. Mówią o nim: najlepszy karateka wśród biegaczy, najlepszy biegacz wśród karateków. Czas na karate przyszedł zdecydowanie później. W wieku 21 lat tucholanin poznał kolegę Adama Ligmanna. Los sprawił, że po upływie bardzo długiego czasu dziś Tomasz Krygowski jest instruktorem Adama, wówczas jednak ten ostatni przygotowywał się do egzaminu na pomarańczowy pas karate.
- W tym okresie szukałem własnej drogi rozwoju i trafił mi się Adam - wspomina Tomasz Krygowski. - Pokazał mi trening, spodobało mi się i rozpocząłem moją przygodę z karate. Była to wczesna jesień 1993 roku. Zapisałem się na treningi odbywające się w SP 2 w Tucholi. Później mapa zajęć karate w Tucholi wiodła przez: tucholski "Nowodworek", Przedszkole nr 1 w Tucholi, SP 1 w Tucholi aż po halę sportową tucholskiego OSiR-u.
Pierwszym sensei tucholanina był Zbigniew Ruta z Wałcza. Dwaj karatecy współpracowali przez 15 lat, po czym ich drogi się rozeszły. Przełom nastąpił w 1999 roku, kiedy Tomasz Krygowski przejął grupy z Chojnic i Tucholi. Wcześniej (1997 rok) nadszedł czas na Czersk i później (2006 rok) na Śliwice. Federacja SGI (Shotokan Goshindo Institute Poland) zaczęła działalność w 2010 roku. Sam instruktor Tomasz Krygowski piął się po szczeblach instruktorskich, zdobył uprawnienia instruktorskie, jeździł na szkolenia, spotkania, zgrupowania.
- Trudno zliczyć wszystko na przestrzeni ćwierćwiecza, ale w całym tym czasie byliśmy niezwykle aktywni - kontynuuje Tomasz Krygowski. - Obecnie mam czarny pas karate i 4 dan. Grupa, którą szkolę, to grubo ponad setka osób z podziałem na stopnie i kolory pasa. W naszym kraju sytuacja jest dość, nazwijmy to, barwna, bo mamy trzy związki karate i jeszcze więcej federacji. Do SGI należą również ośrodki oddalone od Tucholi, jak choćby: Ostrów Wielkopolski, Pelplin, Ostrzeszów, Grudziądz.
Zapytany o największe wydarzenia w tucholskim karate, w ciągu tak długiego czasu, Tomasz Krygowski bez większego zastanawiania się wymienia Hiroshi Shirai i jego wizytę w stolicy Borów w 2019 roku. Zmarły w zeszłym roku mistrz karate shotokan to legenda tej sztuki walki. Dla tysięcy adeptów i ludzi związanych z karate na różnym poziomie to guru, mistrz i absolutny autorytet. Urodzony w Nagasaki, przeżył atak atomowy i później ponad pięćdziesiąt lat mieszkał w Mediolanie. Wizyta jednego z najsłynniejszych karateków na świecie była w Borach wielkim świętem. Drugi ze słynnych karateków to Claudio Ceruti - Włoch, który wielce sobie Tucholę upodobał. W 2009 roku był w Chojnicach, dwa lata później - w Tucholi. Wraca tu cyklicznie.
- Claudio Ceruti jest od 2009 roku opiekunem borowiackiej grupy na zewnątrz, poza granicami Polski, z czego bardzo się cieszymy - opowiada Tomasz Krygowski. - Stało się to w Innsbrucku, w 2009 roku. Mistrz Sherai wyznaczył Cerutiego do roli naszego mentora. Włochy stały się dla nas drugim domem, a sensei Claudio jest jak członek rodziny. Wyjeżdżamy do Florencji i w jej okolice trenować. Jest nasza stała grupa wyjazdowa. Byliśmy tam w sierpniu ubiegłego roku. Niezwykle pięknie wspominam trening w klasztorze położonym wysoko nad poziomem morza. Tego nie da się zapomnieć.
Karatecy z Borów jeździli również do Niemiec (m.in. Hanoweru, Hamburga, Berlina), gościli także 18 lat temu w Mediolanie u wielkiego Hiroshi Shirai. Wszystkie te wyjazdy, jak określa Tomasz Krygowski, dawały spełnienie i uczyły pokory, piękna świata i życia, sztuki karate. Poznawanie ludzi, z którymi do dziś żywy kontakt, jest wartością nieocenioną.
Tomasz Krygowski wychował wiele talentów w ciągu 25-letniej działalności. Część z nich, nawet jeśli wzięła rozbrat z karate, do dziś czynnie wspiera uczniów i instruktora. W grupach karate ze struktur SGI jest spora rotacja. Zazwyczaj, jak mówią statystyki, do zaawansowanego etapu treningowego przechodzi około 30% początkujących z grupy naborowej. Trenuje się też rodzinnie, często spotykany jest duet rodzic - dziecko. W Czersku w zajęciach uczestniczy pięcioosobowa rodzina.
- Pamiętam tych najzdolniejszych, którzy stawali często na podium - wspomina tucholanin. - Muszę być nieskromny i po cichu wymienić mojego syna Macieja, który jako młodzik w ciągu dwóch lat brał udział w jedenastu turniejach ogólnopolskich i dwadzieścia jeden razy zajmował pierwsze miejsce. Zdobył też tytuł mistrza Polski. Również drugi syn Wojciech stawał wiele razy na najwyższym stopniu podium. Świetnie prezentowało się na zawodach dawniej, jak i dzisiaj, wielu wspaniałych zawodników i zabrakłoby miejsca, żeby ich wszystkich wymienić. Na ostatnim Ogólnopolskim Mikołajkowym Turnieju w Mokrym moi zawodnicy zdobyli aż 60 pucharów. Śmiało mogę rzec, że ci ludzie to trzon reprezentacji naszej grupy na zawodach. Braliśmy udział w turniejach rangi ogólnopolskiej, federacyjnej czy międzynarodowej - w Niemczech. Jedno chcę wyraźnie powiedzieć: zawody nie są dla nas celem ostatecznym, bardziej zależy mi na kształtowaniu człowieka, dla którego karate to ważny aspekt życia.
Karate to dyscyplina będąca sztuką walki. Ma jednak głębszy wymiar. To także nauka pokory, szacunku wobec człowieka, sztywnych czasami form zachowania i postaw wynikających z tradycji czysto japońskiej. W przeszczepieniu na rodzimy grunt to zwykła kultura osobista i pewna klasa człowieka, która świadczy o jego wrażliwości, obyciu, wysokim poziomie moralnym i społecznym.
- Powiem bez ogródek: nie jesteśmy sektą, grupą ludzi nawiedzonych, oderwanych, jak to się często mówi: odklejonych - mówi Tomasz Krygowski. - Nie należy nas postrzegać przez pryzmat kultowych w latach 90 filmów karate choćby z Brucem Lee. Stanowimy pewną zbiorowość otwartą na nowych członków. Krążą słuchy, że bywam ostry, krzyczę, jestem surowy. Bez tego nie miałbym posłuchu, nie byłby to klimat karate. Poza tym chodzi też o zwykłe bezpieczeństwo w grupie. Bez dyscypliny byłby chaos, a brak posłuszeństwa to sytuacja, która może szybko wymknąć się spod kontroli. W pierwszej kolejności dużo wymagam od siebie, w drugiej także od innych. Dołączyć do nas może każdy - nie ma tu przeciwwskazań. Mam w grupie sześciolatków, mam też człowieka ponad sześćdziesięcioletniego.
Tomasz Krygowski mówi, że błędnie jest myśleć kategoriami kina, gdzie aktorzy - karatecy biją się pół czasu filmowego, wydają się nieczuli na większość ciosów, czasami też zaprzeczają prawom fizyki. Niemożliwe, by jak w filmie kilkulatek powalił jednym ciosem dorosłego. Owszem, bywają uderzenia groźne dla zdrowia i życia, zabronione na zawodach (uderzenia w tchawicę czy potylicę).
- W praktyce rzeczywistość filmowa nie miałaby racji bytu, bo po jednym solidnym uderzeniu pada się na ziemię i jest naprawdę po wszystkim, choć życzymy sobie, by takich sytuacji było jak najmniej - opowiada instruktor. - Sztuka walki jednak taką pozostaje; to nie tylko obrona przed napastnikiem, ale też kontratak.
Tomasz Krygowski przyznaje, że gdyby nie pomoc ludzi, firm współdziałających i sponsorów, jego działalność byłaby szczątkowa, o ile w ogóle by istniała. Bez rodziców młodych karateków też byłoby ciężko. Wspierają działania SGI logistycznie, są gotowi na każdą ewentualność, potrafią się skrzyknąć błyskawicznie z organizacją zawodów, wyjazdów, treningu. Wielką pomocą w ciągu całego istnienia grupy jest Dariusz Krygowski zapewniający wszelką oprawę techniczną, szczególnie nagłośnienie. Tucholski instruktor wymienia jeszcze ludzi szczególnie bliskich w tym, co robi i co tworzy: doktora Jacka Skórczewskiego z Bydgoszczy (od 28 lat przyjeżdża do stolicy Borów na treningi), Iwonę Sobczyńską - Budaj (jest opiekunką medyczną na turniejach) i Katarzynę Wesołowską (sędziuje i prowadzi turnieje finałowe).
- Z wielkiego dystansu czasowego wiele rzeczy widzi się inaczej, jednego jestem jednak pewien: nie żałuję ani jednego kroku z moimi podopiecznymi przez ćwierć wieku - mówi Tomasz Krygowski. - Ta przygoda wiąż trwa, a 25 lat minęło chyba zbyt szybko, bo najpiękniejsze chwile chciałoby się zatrzymać.
Instruktor działający już 25 lat w Tucholi wrócił w 2019 do biegania. Namówiła go do tego kuzynka Magdalena, z kolei Marek Wojtas rozpisuje plany treningowe. Tomasz Krygowski ma na swoim koncie niezwykły rekord: od 17 listopada 2020 roku biegał w każdym dniu bez wyjątku. Daje to ponad tysiąc pięćset dni codziennego biegania co najmniej pięciu kilometrów jednorazowo. Przebiegł też w życiu cztery maratony, w tym najbardziej prestiżowy - Maratom Warszawski.
- Kiedyś ktoś mi powiedział, że mam w sobie coś z konia, nie można mnie zaharować , nie zmoże mnie choroba, nic nie ugnie karku - uśmiecha się Tomasz Krygowski. - Oby ów ktoś był prorokiem; póki co, czuję się świetnie. Nie jestem z żelaza, pojawiały się kryzysy różnej natury, ale przechodziły w wielu przypadkach dzięki wspaniałym ludziom, których spotkałem i nadal spotykam w ciągu ćwierćwiecza. Jedną z nich jest moja partnerka Magdalena, która powtarza mi w kółko: "kto, jeśli nie ty?" Trzeba robić dalej to, co daje satysfakcję nie tylko mnie. Wszystkim dziękuję za piękny, długi czas solidnej pracy. To kawał historii. Swoim zawodnikom powiem tyle: jesteście wielcy i jestem z was dumny. Zapraszam do naszej grupy. Kontakt to Facebook - mój profil bądź strona www.sgipoland.pl. Marzenie? Spotkać się w tej samej formie i z podwójnym dorobkiem, jak dotychczas, za kolejne 25 lat.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz