Zamknij

"Artyści uciekają do lasu" RELACJA I GALERIA Z PLENERU W BRDZIE

12:05, 07.10.2021 P.P Aktualizacja: 12:12, 07.10.2021
Skomentuj

Ale współcześnie uciekają nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą. - Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki na plener niż te, które są tutaj - słyszeliśmy od nich w Brdzie. - Mogę tylko żałować, że przez dwa lata Zbyszek Wodecki musiał mnie namawiać, aby zrobić ten pierwszy plener.  Bo teraz mielibyśmy już dwunasty, a nie dziesiąty - konkretnie, w swoim stylu, chwali komisarz pleneru Jan Wołek.
 

- Artyści przyjeżdżają tu, by w zgodzie z naturą, w tych właśnie okolicznościach, tworzyć. Robią to co roku. Cieszę się, że twierdzą, iż jest to dla nich ten wybrany plener, na który przyjeżdżają bardzo chętnie - mówi Halina Janowska-Giłka, prezeska stowarzyszenia "Via Natura", radna powiatowa, znana przedsiębiorczyni, jednocześnie także miłośniczka sztuki. To właśnie sztuka jest jej zdaniem niezbędnym i skutecznym oderwaniem od codzienności. W tym przypadku reprezentuje pensjonat "Zielony Wiatr", w którym "zaciera się" granica między powiatami tucholskim i chojnickim, nawet między różnymi województwami. Administracyjnie położenie nie ma jednak najmniejszego znaczenia, bo przybywają tu ludzie z obu regionów, a ponad to generalnie z całej Polski. Jest tak w przypadku artystów nieprzypadkowych, dużego formatu, przedstawiających swoje prace w różnych zakątkach świata. Miejsce w Brdzie wybierają raz do roku, dołączają do nich także nowe osoby, w taki sposób tworząc historię Ogólnopolskiego Interdyscyplinarnego Pleneru Malarskiego im. Leona Wyczółkowskiego. Przedsięwzięcie przez większą część września obchodziło pierwszy poważny jubileusz - 10-lecie. Tak długo też obserwuje je i pisze o nim "Tygodnik Tucholski", a w tym roku był wyłącznym patronem medialnym wydarzenia. Halina Janowska-Giłka podkreśla, że koncepcja pleneru (gospodarzem jest także senator Andrzej Kobiak), jego artystyczny rdzeń, pozostają te same. Ten na 10-lecie wyróżniła jednak wystawa otwierająca - w Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy Galerii Sztuki Nowoczesnej.

Po bydgoskiej wystawie artyści przez dwa tygodnie oddychali "Zielonym Wiatrem", bo właśnie w pensjonacie spędzali twórczy czas. Odwiedziła ich młodzież z pobliskiego Rytla, bo goszczenie młodych adeptów malarstwa jest już podczas pleneru tradycją. Na plener zaglądał i podglądał przy pracy "Tygodnik Tucholski". 

-  Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki na plener niż te, które są tutaj - słyszeliśmy. Dłuższą rozmowę uciął sobie z nami malarz Andrzej Fogtt, artysta, który w dorobku ma uczestnictwo w wystawach w największych europejskich stolicach. 

- Natura była i jest moją główną inspiracją. W tym konkretnym przypadku jest to np. rzeka Brda. To nie przypadek, że ja tutaj jestem - usłyszeliśmy od nietuzinkowego artysty, który zdradził nam, że szykowana jest i wystawa, i albumowa publikacja dotycząca dwóch rzek: Bugu i właśnie Brdy. Podkreślił, że takie spotkania jak te w pensjonacie w Borach Tucholskich, gdzie to przyroda ma stanowić natchnienie, wcale obecnie w świecie sztuki nie są regułą. Teraz to nawet rzadkość.

Wodecki namawiał go dwa lata

O idei pleneru rozmawialiśmy także z jego artystyczną "głową" - komisarzem pleneru.

- Mogę tylko żałować, że przez pierwsze dwa lata Zbyszek Wodecki musiał mnie namawiać, aby zrobić ten pierwszy plener. Bo teraz mielibyśmy już dwunasty, a nie dziesiąty - komentuje, rozmawiając z "Tygodnikiem" i chwali  w konkretny, znany sobie sposób artysta Jan Wołek - malarz, pisarz, poeta, autor książek, twórca także tekstów niezliczonych piosenek, w tym tych zaśpiewanych przez Zbigniewa Wodeckiego. To nieżyjący już Wodecki, nazywany u nas przyjacielem Tucholi, Borów Tucholskich, ale także pensjonatu w Brdzie, w którym ukochał sobie spędzać czas, jest autorem pomysłu, by w tym miejscu realizować plener malarski na dużą skalę. 

- Kiedy Zbyszek męczył mnie tym tematem, pytałem go wprost: jak ty, facet, który nie może zapanować nad własną fryzurą, wyobraża sobie ogarnięcie kilkunastu artystów w jednym miejscu?! Tylko że ja wówczas nie znałem potencjału tego miejsca. Wszystko zmieniło się, gdy już go sobie uświadomiłem - przyznaje Jan Wołek. Został pierwszym komisarzem pleneru dekadę temu, jest nim bez przerwy do teraz. On co roku dobiera, zaprasza uczestników, on opowiadał o ich pracach podczas finału - wernisażu, który odbył się w "Zielonym Wietrze" w piątek. Wieczorna wystawa w "Zielonym Wietrze" została poprzedzona koncertem zaprzyjaźnionej z tym miejscem Renaty Zarębskiej, licznymi wzajemnymi podziękowaniami, przemowami gości.

- Artyści uciekają do lasu - słusznie zauważył jeden z gości wicemarszałek województwa kujawsko-pomorskiego Zbigniew Ostrowski.

Wyciągnąć pomocną dłoń do młodych ludzi

Malowanie pod okiem zaproszonych malarzy, wyróżnianie ich. A potem największa nagroda - zaprezentowanie ich prac podczas wystawy, i to wśród prac cenionych artystów! Na takie wyróżnienia w historii plenerów malarskich im. Leona Wyczółkowskiego mogli liczyć młodzi uczniowie, np. z bydgoskiego liceum plastycznego, ale też dzieci z Tucholi. Mowa o plenerze, którego lwia cześć zawsze odbywa się w Pensjonacie "Zielony Wiatr". Jego ostatnią edycję relacjonowaliśmy tydzień temu. Organizatorka Halina Janowska-Giłka nie tylko tym razem, ale też w poprzednich latach podkreślała, jak zależy jej na stałym zaangażowaniu grup młodzieży, stąd różne wizyty, czas na wspólne, twórcze spędzenie czasu. Teraz obrała nieco inną taktykę.

- Chociaż to nieco inna dziedzina, jako Kawaler Orderu Uśmiechu, na rzecz dzieci staram się działać od lat.  W tym roku na plenerze jest podobnie, a postanowiłam pójść w kierunku indywidualnym, wybierając jedną osobę, której udział w plenerze, spotkanie z malarzami, odwiedzenie dużej wystawy, mogłyby być pomocne. W wyborze pomogła mi dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 1 w Tucholi i Katarzyna Piotrowska [prowadzi bardzo popularne warsztaty w Tucholi "Sztukarnia" - red.]. One wskazały mi na generalnie bardzo dobrą absolwentkę tej szkoły, ale też z taką pasją, artystyczną - tłumaczy "Tygodnikowi" Halina Janowska-Giłka.

W innym kierunku siebie nie widzi

Gdy organizatorka pleneru opowiadała o wybranej osobie, ta... siedziała akurat obok, ale zajęta była tworzeniem, malowaniem. I to nie pod byle jakim okiem. Lekcji na bieżąco udzielał jej, a nawet malowali wspólnie, sam Jan Wołek - wieloletni komisarz pleneru, bardzo wszechstronny artysta o przynajmniej ogólnopolskiej renomie. Przyjemnością było patrzeć, jak wspólnie pracują, a my wykorzystaliśmy tę chwilę, by porozmawiać z samą młodą, wybraną wcześniej przez organizatorów bohaterką, Dominiką Baturo. Podkreślmy, że Dominika została właśnie uczennicą 1 klasy Liceum Plastycznego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy - szkoły prestiżowej, do której dostać się jest trudno. Trafiają tam uczniowie bardzo wyróżniający się pod względem plastycznym. Młoda osoba, odpowiadając na nasze pytanie, ani na moment nie oderwała się od malowania. 

- Zaczęło się od tego, że kiedyś w Tucholskim Ośrodku Kultury były zajęcia plastyczne... Stwierdziłam, że dobrze byłoby na nie pójść. To było jeszcze w klasach I-III. Później, już po skończeniu klasy III, swoje zajęcia stworzyła pani Katarzyna Piotrowska, gdzie było więcej malowania i rysowania. Zaciekawiły mnie, spodobało mi się - wspomina początki swojego plastycznego zainteresowania Dominika Baturo. Czy w międzyczasie malowała także w domu, do tzw. szuflady?

- Tak. Mam w domu nawet pudełko ze swoimi o wiele starszymi pracami, nawet z przedszkola. Jest ich bardzo dużo - uśmiecha się w odpowiedzi. Przyznaje, że w swoim artystycznym zainteresowaniu, lubi próbować wielu nowych rzeczy. - Mogę przyznać, że jest to dla mnie zajęcie także na nudę. Dlatego często szukam i tworzę też w innych technikach. Chyba nie ma techniki, której nie lubiłabym - słyszymy od młodej plastyczki. Dominika podkreśla, iż zależy jej, by ukierunkowanie plastyczne, artystyczne było jej przyszłością. - W innych kierunkach po prostu siebie nie widzę. A w tych bardzo. Zależy mi na kierunku artystycznym - zaznacza i wskazuje nawet, jaki zawód chciałaby w przyszłości wykonywać. 

- To np. grafik komputerowy. Mogłabym projektować postacie do gier. Myślałam także nad architekturą wnętrz. Mam na myśli projektowanie wnętrz, a niekoniecznie przestrzeni - tłumaczy Dominika Baturo. Warto uzupełnić, że ma już ona na koncie sukcesy w konkursach plastycznych. Zaznacza jednak, że największe znaczenie mają dla niej te, które dawały jej przepustki do kształcenia w wymarzonych szkołach, jak np. bydgoski "plastyk".

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%