Dwaj członkowie cekcyńskiego klubu Straight Outta Bar uprawiający kalistenikę pokazali z daleka od rodzinnych domów, co potrafią. Ich umiejętności zostały uznane za jedne z najlepszych w Polsce. Zostały zweryfikowane podczas nieoficjalnych mistrzostw kraju.
Aż na Śląsk udali się Ryszard Kulbaka i Mikołaj Włoch. Wyjazd na nieoficjalne mistrzostwa kraju zaplanowali dużo wcześniej, skonsultowali swoją decyzję z innymi kolegami po fachu - tym sportowym. Przygotowywali się solidnie do swojego debiutu w Workout Competition League. Rywalizacja najlepszych duetów w Polsce odbyła się w majówkę. Cekcyńsko – świekatowski tandem startował 2 maja w kategorii power. Ryszard i Mikołaj mogli podpatrywać rywali z racji tego, iż ich wynik w kwalifikacjach dawał im możliwość startu z dalszej lokaty na liście.
- Im lepszy rezultat miało się w kwalifikacjach, tym później się startowało – wyznaje Ryszard Kulbaka. - Występowaliśmy jako piąty team. Całe zawody miały się odbyć pod chmurką, jednak przeniesiono je do sali ze względu na paskudną aurę..
Gimnastyków czekały podczas występu przed sędziami trzy niełatwe rundy. Czwarta – niespodzianka – zarezerwowana była dla dwóch czołowych duetów. Pierwsza prezentacja siły, precyzji i umiejętności polegała na wykonaniu czterech ćwiczeń – m.in. podciągnięć, pompek na poręczy. Wszystko trzeba było zakończyć w ciągu kwadransa.
- Sędziowie patrzyli chłodno na wykonywane ćwiczenia, ale oceniali każdego sprawiedliwie – opowiada Mikołaj Włoch. - Często nie zaliczali zadań, gdy wykonano je nieprawidłowo, nieprecyzyjnie. Każdy element rundy był oceniany skrupulatnie, nie było miejsca na margines błędu. Aż trzy duety na tym etapie nie zmieściły się w limicie czasowym.
Nie mierz siły na zamiary
Drugi start w zawodach wymagał nie lada siły, a przy tym wielkiej precyzji. Drżały mięśnie, a trzeba było zachować ciągłość ćwiczeń, nienaganność sylwetki, wszelkie proporcje i zasady. Tym razem do wykonania były tzw. dipy – pompki na poręczy z obciążeniem. Po uwzględnieniu wagi zawodnika dobierano odpowiedni ciężar, ale sam startujący mógł wnieść swoją modyfikację – dodać obciążenie, bo im większy ciężar się dźwignęło, tym więcej punktów było do zdobycia. Tutaj Ryszard Kulbaka bije się w piersi.
- Muszę przyznać, że zbyt bardzo pewnie się poczułem i dostałem lekcję pokory – mówi. - Mikołaj zrobił to bardziej rozsądnie, sensownie i odpowiednio dla siebie dobrał balast; mnie trochę poniosło. Pierwsza runda wyczerpała mnie bardziej, niż to czułem. Siły na pewno były, ale zabrakło precyzji podczas wykonywania ćwiczeń. Ja przesadziłem, wziąłem na siebie 90 kilogramów przed dipami, Mikołaj zaś 35 na podciągnięcia.
Wielki finał i przegrana o włos
Trzecia obowiązkowa dla każdego teamu runda polegała na wykonywaniu pompek na poręczach – znów z obciążeniem. Tym razem Ryszard Kulbaka stąpał twardo po ziemi i podciągał się z dodatkową masą 32 kg. Jego kuzyn zmagał się z ciężarem 48 kg. Zasada była prosta – trzeba było wykonać jak najwięcej powtórzeń. Atlecie z Cekcyna zaliczono pięć, sportowcowi ze Świekatowa – osiem. Największe napięcie nastąpiło podczas ogłaszania wstępnych wyników. Straigh Outta Bar dostał się do ścisłego finału z inną parą sportowców.
Ustalono, że każdy duet musi wykonać 60 tzw. podciągnięć australijskich (podobnych do wiosłowania na symulatorze), poza tym tyle samo przysiadów z tzw. kettlem (obciążnikiem podobnym do czajnika). Od zawodników wymagano również 100 pompek i 40 podciągnięć. Pozostawiono pełną swobodę dla samego duetu – do sportowców należała decyzja kto, ile i jakich ćwiczeń wykonuje.
- Okazało się, że złoto przegraliśmy tylko o 20 sekund – mówi Mikołaj Włoch. - Byliśmy lepsi w przysiadach i „autralijczykach”, z kolei rywale nadrobili stratę z nawiązką, wykonując pompki i podciągnięcia. Wygrał z nami duet o przewrotnej nazwie Gruby i Chudy – jeden człowiek z Łodzi, drugi z Ostrowa Wielkopolskiego.
Mikołaj i Ryszard odebrali nagrody i pamiątkowe statuetki, medale, gadżety. Główny organizator – Polski Związek Kalisteniki i Street Workoutu zaprosił bohaterów zawodów do kolejnych startów. Wielkim plusem było poznanie na żywo ludzi, których widziało się tylko dotąd wirtualnie, w tym m.in. mistrza i rekordzistę świata w podciąganiu z obciążeniem – Michała Filę.
- Nie spoczywamy na laurach, trenujemy dalej – kończy rozmowę Ryszard Kulbaka. - Opolski sukces nas zmotywował. Dziękujemy wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób nas wspierają.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz