Dramat rodziny Rolewiczów ze Śliwic rozpoczęła nieudana operacja sześcioletniej Irenki. Dwa tygodnie po tym zdarzeniu życie rodziny zostało zachwiane, ale dzięki udzielonej pomocy dziewczynka powróciła do sił. Stan Irenki uległ znacznemu pogorszeniu w maju ubiegłego roku. Przez 4 miesiące pozostawała na OIOM-ie. Od tego momentu dziecko, którego kiedyś „było wszędzie pełno”, przestało samodzielnie jeść i mówić. Rodzina nie poprzestaje w walce o powrót dziewczynki do sprawności. Do tego potrzebne są niemałe pieniądze na dalsze leczenie oraz rehabilitację. Wystartowała zbiórka.
Irenka Rolewicz to 6-letnia dziewczynka ze Śliwic. Jej dzieciństwo naznaczone było wizytami w szpitalach, ale te nie odbierały jej radości życia i energii. Sytuację zmieniła nieudana operacja. Teraz Irenka wymaga specjalistycznego leczenia i rehabilitacji.
Dramat rodziny, który zaczął się nieudaną operacją
Dziewczynka przyszła na świat z wadą serca - ubytkiem przegrody międzyprzedsionkowej. Jak czytamy na profilu prowadzonej zbiórki (LINK DO ZBIÓRKI tutaj: zrzutka.pl) dla Irenki, „przez pierwsze 5 lat życia funkcjonowała bardzo dobrze - była radosnym, wesołym i bardzo wspaniałym dzieckiem, wszędzie było jej pełno, przez co była tak bardzo lubiana przez wszystkich”.
Jak przekazuje „Tygodnikowi” mama Irenki, dziewczynka była wesołymi energicznym dzieckiem. Fot. Ewelina Rolewicz
Wszystko zmieniło się, kiedy podjęto próbę zamknięcia ubytku poprzez użycie Amplatzera, wchodząc przez tętnicę udową do serca. Podczas zabiegu wystąpiły komplikacje i od zabiegu odstąpiono. Dwa tygodnie po nieudanej operacji u Irenki wystąpił pierwszy atak padaczki. Wydarzyło się to w domu. Irenka przestała oddychać. Trafiła do szpitala, gdzie po wykonaniu badań stwierdzono lekkie niedokrwienia. Mimo tego dalej funkcjonowała poprawnie.
W maju 2024 roku trafiłyśmy na oddział kardiologiczny, który przez te lata był naszym drugim domem, Irenka miała wysokie tętno, po podaniu leków tętno się ustabilizowało na jeden dzień. (...) Dalej miała włączane kolejne leki, żeby ustabilizować tętno i byśmy mogli wrócić do domu, ale tak się niestety nie stało. 15 maja córka miała atak padaczki na oddziale, a to był dopiero początek jej dramatu. Przez cały dzień były kolejne ataki, potem doszły wymioty, odwodnienie. Pomimo podawanych leków i kroplówek córka słabła coraz bardziej, w nocy miała wahania cukru we krwi z 200 do 20 i doszło do wstrząsu kardiogennego, który uszkodził jej mózg w bardzo poważnym stopniu
- podaje mama Irenki - Ewelina Rolewicz w opisie zbiórki na stronie zrzutka.pl.
Fot. Zrzutka.pl
Dziewczynka trafiła na OIOM, gdzie lekarze przez 4 miesiące walczyli o jej życie. W tym czasie zostały założone PEG i rurka tracheostomijna, bo Irenka nie je w naturalny sposób, nie mówi. W niewielkim stopniu zaczęła reagować na otoczenie, co jest dla bliskich sześciolatki wielkim sukcesem. Dzięki długiemu procesowi rehabilitacji przyszły pierwsze efekty - Irenka może prosto trzymać głowę.
Po wyjściu ze szpitala postanowiliśmy z mężem umieścić na jakiś czas Irenkę w hospicjum, bo było to dla nas ciężkie przeżycie - stracić zdrowe dziecko. Teraz Irenka jest już w dużo lepszym stanie i niedługo zabieramy ją do domu, do rodziny i przyjaciół, gdzie mam nadzieję przy dalszej rehabilitacji (...) wróci jeszcze bardziej do sprawności
- wyjaśnia mama sześciolatki.
Na stronie zrzutka.pl na proces dalszego leczenia i rehabilitacji utworzono zbiórkę, której celem jest zebranie 150.000 złotych. Póki co dziewczynka będzie rehabilitowana w dotychczasowy sposób.
W hospicjum ma dostosowaną rehabilitację. (...) Irenka nie zawsze jest w stanie współpracować, bo ma rurkę tracheostomijną i jak ma bardzo dużo wydzieliny, jeżeli na przykład zaczyna kaszleć lub wymiotować, to wiadomo, że trzeba przerwać rehabilitację. Niekiedy jest tak, że chciałoby się z nią więcej popracować, a jest 10-15 minut, bo nie daje rady. Wszystko jest dostosowane do niej. Chciałoby się zrobić dla niej jak najwięcej, ale to jest chore ciało, chory człowiek (...). Na pewno będziemy chcieli [dostać się - przyp. redakcji] na turnus rehabilitacyjny w Małym Gacnie. (...) Gdy córka wróci do domu, na pewno będziemy chcieli na taki turnus pojechać
- oświadcza pani Ewelina.
„Jej było wszędzie pełno”
Jak mówi „Tygodnikowi Tucholskiemu” Ewelina Rolewicz, Irenka bardzo lubiła zwierzęta, zwłaszcza koty i psy.
Wiadomo, jak to na gospodarstwie. Każde dziecko mieszkające na gospodarstwie uwielbia zwierzęta i ona też taka była. Jej było wszędzie pełno. Mąż naprawia różne sprzęty, więc siedziała też w garażu z chłopakami.Takie wesołe, radosne dziecko. Uwielbiała ludzi. Zaczepiała każdego. Ktokolwiek obcy do nas przyjechał, potrafiła sprosić dosłownie do domu
- opowiada matka.
Fot. Ewelina Rolewicz
We wrześniu Irenka ma wrócić z olsztyńskiego hospicjum do rodziców i dwóch braci.To ułatwi życie całej rodziny.
Dojazdy są ciężkie. Trzeba to wszystko jakoś podzielić. Trochę być w domu dla chłopców, a trochę u niej. Trzeba jakoś dawać sobie radę
- mówi pełna mobilizacji Ewelina Rolewicz.
Słowa wdzięczności dla tych, którzy pomogli i pomagają dalej
Mama Irenki nie ukrywa wdzięczności za otrzymane już wsparcie.
Bardzo chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomagali i pomagają dalej. Córka w takim stanie jest od maja zeszłego roku. Wiem, jak dużo obcych ludzi nas wsparło. Dziękuję jednocześnie wszystkim, bo trudno było to zrobić każdemu z osobna. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie absolutnie wszystkim
- kończy pani Ewelina.
Fot. Zrzutka.pl
Artykuł ukazał się w papierowym wydaniu Tygodnika Tucholskiego 26 czerwca (czwartek).
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz