Ogrom rodziców zainteresowanych losami szkół w Kiełpinie i Stobnie ruszył do Urzędu Miejskiego w Tucholi. Odbyło się tam spotkanie z radnymi, burmistrzem, a nawet autorem audytu krytykowanego przez środowiska obu szkół. Nie wszyscy zmieścili się w sali sesyjnej, a część słuchała dyskusji stojąc na korytarzu. Efekt spotkania? Brak przełomu, ale za to walka na argumenty każdej ze stron, a nawet propozycje alternatywnych rozwiązań, byleby nie zamykać ani Kiełpina, ani Stobna.
Żadnych nowych informacji i tylko jedno proponowane rozwiązanie
Zapowiadana „racjonalizacja siatki gminnych szkół” (a de facto zmniejszenie liczby placówek z 8 do 6) już od kilku miesięcy budzi ogromne emocje w środowiskach wiejskich, gdzie placówki są najmniej liczne, a tym samym, jak wskazywał niejednokrotnie burmistrz Tadeusz Kowalski, zagrożone likwidacją. Mocno wyczekiwanym dokumentem był audyt oświaty, którego wykonanie gmina zleciła firmie zewnętrznej z Olsztyna. Trzy tygodnie od publikacji odbyła się dyskusja nad owym opracowaniem, w którego podsumowaniu znalazło się wskazanie do likwidacji szkół w Kiełpinie i Stobnie. Wspólne posiedzenie komisji działających przy Radzie Miejskiej w Tucholi miało miejsce w środę (13.11), a przybyłe na nie reprezentacje z dwóch szkół były tak liczne (ok. 60 osób), że nie wszystkim udało się wejść do sali sesyjnej ratusza.
W trakcie spotkania audyt spotkał się z miażdżącą krytyką ze strony rodziców, dyrektorek szkół, ale i kilku radnych, a jego autor stanął pod ostrzałem pytań. Wytknięte zostały mu liczne błędy, jak i brak w opracowaniu odniesienia do aspektu społecznego, a właśnie z jego względu – jak wyjaśniał swego czasu na naszych łamach włodarz – ratusz wydłużył termin wykonania audytu o miesiąc. Rodzicom niektóre treści, zawarte w audycie, do złudzenia przypominały wcześniejsze wypowiedzi Tadeusza Kowalskiego, czego nie omieszkali zaznaczyć.
W odczuciu broniących placówek ich likwidacja powinna być ostatecznością, a nie pierwszym krokiem, od którego gmina chce rozpocząć uzdrawianie finansów. W trakcie blisko 4-godzinnego posiedzenia padły różne propozycje związane z gminną oświatą. Od okrągłego stołu, przez likwidację jednej z miejskich szkół (konkretnie SP nr 3), po wydzielenie części budynku SP w Stobnie na działalność komercyjną. Nie zyskały one jednak uznania w oczach włodarza. Jego zdaniem innego wyjścia, jak zamknięcie szkół w Stobnie i Kiełpinie, po prostu nie ma, bo to rozwiązanie powinno przynieść stosunkowo szybkie i wymierne efekty. Tadeusz Kowalski podkreślał przy tym, że decyzja o ewentualnym rozpoczęciu procesu likwidacji szkół będzie należeć do radnych, a nie do niego i że żadna decyzja nie została jeszcze podjęta. Część uczestników spotkania odniosła jednak inne wrażenie. W niniejszej publikacji staramy się przytoczyć, jak najwięcej wątków, które pojawiły się na posiedzeniu.
Barbara Drewczyńska, zastępczyni przewodniczącej komisji oświaty, kultury i sportu dopytywała audytora m.in. dlaczego w przypadku SP nr 3 w Tucholi audyt nie uwzględnia kosztów związanych z funkcjonowaniem oddziałów przedszkolnych, w przeciwieństwie do innych placówek. Zauważyła też, że jest to jedna z dwóch szkół, w których wysokość dopłaty gminy na ucznia (w roku 2023 i2024) przewyższa kwotę subwencji. Za to w przypadku SP w Kiełpinie dopłata z gminy jest jedną z najniższych wśród szkół wiejskich, a od kilku lat w jej murach uczy się najbardziej stała liczba uczniów – około 72.
Jak można było zestawić ze sobą dane dotyczące liczby uczniów przypadających na etat nauczycielski i koszt etatu w szkołach miejskich
i wiejskich?
– dopytywała radna.
W jej przekonaniu takiemu porównaniu powinny podlegać podobne środowiska. W przygotowanym opracowaniu Drewczyńskiej zabrakło danych odnoszących się do demografii w poszczególnych obwodach szkół. Sama bez problemu, takie informacje znalazła w BIP-ie.
O tym też powinniśmy mówić, a nie tylko o liczbie dzieci z podziałem na miasto i gminę
– zauważyła.
Jak podawała dla przykładu, liczba dzieci urodzonych w roku 2023 zarówno w przypadku obwodu SP nr 3 w Tucholi, SP w Stobnie i SP w Legbądzie wynosiła 11. A w obwodach pozostałych szkół, za wyjątkiem SP nr 1 i 2, było to 10 dzieci. Radną zastanawiało, dlaczego autorzy audytu wskazują tylko jedno rozwiązanie mające poprawić sytuację finansową w oświacie – zamknięcie dwóch szkół wiejskich, nie proponując przy tym żadnej alternatywy. Podnosiła też, że rekomendowane przeniesienia uczniów do szkół, w przypadku likwidacji placówek, nie uwzględniają ich faktycznych warunków lokalowych, np. liczby sal i ich metrażu. Doprecyzujmy, w audycie wskazano,
że uczniowie ze Stobna mieliby dojeżdżać do Raciąża, a ci z Kiełpina do szkoły w Legbądzie lub SP nr 3 w Tucholi.
Audytorzy sugerują, aby rodzice uczniów posłali swoje dzieci do innych szkół, może nawet poza gminę. A gdzie troska gminy o swoich uczniów i subwencję, która za nimi idzie? (...) Rzekome oszczędności, symulowane przez audytorów z ewentualnej likwidacji dwóch szkół, nie uwzględniają kosztów związanych z dowozem uczniów, godzin pracy świetlic i opiekunów. Przy założeniu zawartym w omawianym opracowaniu, że nauczyciele z SP w Stobnie i Kiełpinie znajdą zatrudnienie w innych szkołach, jakie będą faktyczne oszczędności wynikające z likwidacji tych dwóch placówek? W końcu to wydatki osobowe dominują w wydatkach gminy na oświatę, stanowią około 87 proc.
– mówiła.
Dodawała, że opracowanie nie zawiera informacji, co stanie się z budynkami i dziećmi w wieku przedszkolnym z obwodów likwidowanych szkół.
Nasuwa się brak strategii rozwoju gminy Tuchola, w tym strategii rozwoju oświaty z uwzględnieniem sytuacji demograficznej, co nie pozwala racjonalnie planować ewentualnej reorganizacji sieci szkół w gminie
– podsumowała radna. W jej odczuciu audyt nie dostarczył radnym żadnych nowych informacji. Znali je z corocznych opracowań przygotowywanych przez dyrektora Gminnego Zespołu Oświatowego i dyrektorki szkół.
Karolina Redlarska zauważyła, że zgodnie z definicją audytu „jego wynik nie powinien wskazywać winnych” ani być „formą represyjną, tylko wspierającą”. Audytora pytała m.in. o to, czy spotkał się z dyrektorkami szkół i ile wynoszą koszty dowozu i odwozi dzieci do szkół, biorąc pod uwagę rozwiązania z audytu. Radną interesowało również, co po audycie. Jaki jest kierunek działania? W odpowiedzi usłyszała od burmistrza, że na ten moment żadne decyzje jeszcze nie zapadły, ale jeśli doszłoby do likwidacji jednostek, to obiekty po nich należałoby zagospodarować z uwzględnieniem głosów mieszkańców.
Analizując audyt radna wyłapała błędy jeśli chodzi o liczbę uczniów (niższa niż w rzeczywistości) i drążyła, czy w takim razie budynek SP w Raciążu „udźwignie ten problem”.
Pochylając się z kolei nad danymi demograficznymi zauważyła, że dopiero w roku 2028/2029 w szkołach widoczny będzie spadek liczby uczniów. Odnosząc się do wizyty rajców w szkołach wiejskich mówiła, że każda z nich jest placówką wyjątkową.
Każdy dyrektor tworząc koncepcję pracy szkoły, przystępując do konkursu, przygotował wizję i strategię rozwoju wynikającą chociażby z potrzeb środowiska lokalnego i jego możliwości. Czy dzisiaj te potrzeby nie mają znaczenia? (...) Jak chcemy dokonać zmian, skoro na temat oświatowych problemów było tak mało spotkań w gronie osób zainteresowanych? Dzisiaj doświadczamy, jak ważne jest współdziałanie w obliczu problemu. Środowiska szkolne pokazują nam, jak poprzez problem budują relacje, działania, walcząc o dobrobyt i serce swojej wsi
– podnosiła.
Zdaniem Redlarskiej należałoby powołać zespół ekspertów wszystkich placówek oświatowych w minie, na czele z dyrektorkami i ich zastępczyniami, członkami rady pedagogicznej i rady rodziców, pracownikami niepedagogicznymi oraz przedstawicielami organu prowadzącego i w takim gronie wypracować model zrównoważonego oszczędzania. Ale i zastanowić się, czy różne formy przekształcenia działalności wchodzą w grę, tak by ratować placówki wiejskie, np. zagospodarowanie części budynku SP w Stobnie pod inną formę działalności.
Określmy strategię rozwoju naszej oświaty, dokonajmy analizy SWOT, która będzie warsztatem do zarządzania zmianą. (...) Likwidacja placówek jest najprostszym rozwiązaniem. Raz zamknięta placówka będzie niezwykle trudna do odtworzenia, a co za tym idzie lokalna społeczność straci jedną z kluczowych usług
– to mówiąc radna Redlarska zaapelowała, aby zasiąść d okrągłego stołu wraz z ekspertami z zakresu oświaty. Polecała również kontakt z Fundacją Operator Oświaty, która mogłaby przedstawić swoją ofertę, jak utrzymać szkoły przy życiu. To spotkało się od razu z pozytywnym odzewem ze strony dyrektorek SP w Stobnie i Kiełpinie. Natomiast we współpracy z LGD „Bory Tucholskie” Redlarska dostrzegła szansę prowadzenia świetlicy w ramach działalności klubów młodzieżowych. W dalszym toku dyskusji zaproponowała jeszcze poszerzenie audytu o symulację dotyczącą przeniesienia uczniów z Raciąża do Stobna.
[FOTORELACJA]3700[/FOTORELACJA]
Radny Dariusz Karnowski w omawianym audycie nie doszukał się celu ani kierunku. Nie bardzo wiedział, czemu opracowanie miało służyć, skoro zawarte w nim informacje były już wcześniej znane radnym.
Nikt we własnym kraju nie jest prorokiem. (...) Zawsze jest tak, że jak ktoś obcy coś powie, to wygląda to inaczej. Ktoś inny patrzy na to wszystko z boku
– pospieszył z odpowiedzią Piotr Garbacz – autor opracowania. Wskazywał przy tym, że go, w przeciwieństwie do rodziców i nauczycieli, z placówkami wskazanymi do zamknięcia nie łączy emocjonalny stosunek. Patrząc na demografię i oszczędności, jakie miałoby przynieść zamknięcie dwóch szkół wiejskich (około 6 mln zł) i zapowiedzi podwyżek w oświacie od nowego roku, wskazane rozwiązanie radny uznał już za niewystarczające.
Jeżeli nie uciekniemy do przodu i nie sprawdzimy naszej liczby szkół w Tucholi, to moim zdaniem jest to tylko doraźne działanie, które nie rozwiązuje naszego problemu związanego z dokładaniem do oświaty
– podnosił radny. Wracając do szkół wiejskich, jego zdaniem sama wielkość klas w Stobnie powinna być jakimś drogowskazem dla audytora.
Nie wyobrażam sobie, aby dzieci z tych warunków w Stobnie poszły w mniejsze klasy do Raciąża
– przyznał Karnowski.
Radny i sołtys sołectwa Kiełpin, Krzysztof Baran, podobnie jak jego przedmówcy, wątpił czy zamknięcie szkół przyniesie faktyczne oszczędności. Zebranym przypomniał, że audyt miał także zawierać kwestie społeczne, a tych w opracowaniu brakuje. Zresztą żadnego spotkania z mieszkańcami Stobna czy Kiełpina w tym celu nie przeprowadzono, choć temat racjonalizacji sieci szkół żywo ich interesuje. Dowodem na to była obecność na posiedzeniu przedstawicielek KGW z Kiełpina i strażaków ochotników.
Marta Landmesser z rady rodziców stobnieńskiej podstawówki też dopytywała o przedszkolaki oraz wskazywała na liczne inwestycje poczynione w obiekcie w ostatnich latach, w tym wymianę pieców czy remont kuchni.
Poczynione inwestycje są tylko dowodem na to, że myśmy nie zakładali, że z problemem ewentualnej likwidacji szkół spotkamy się tak szybko. (...) Mogę zapewnić, że dzieci ze Stobna czy Kiełpina będą miały ofertę
– mówił burmistrz, zapewniając po raz kolejny, że żadne decyzje jeszcze nie zapadły.
„Gorzką analizę” wyników audytu przedstawił Daniel Mira ze Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Sołectwa Stobno. Kończył ją wniosek o całkowite odstąpienie od planów zamknięcia placówek edukacyjnych, a w szczególności SP w Stobnie. Samego audytora pytał m.in. o to dlaczego nie uwzględnił analizy zakładającej przeniesienie uczniów z Raciąża do Stobna.
Wedle naszej niezależnej wiedzy przedstawione przez nas propozycje były najlepsze
– odpowiedział Piotr Garbacz. A te zgłaszane przez radnych i rodziców zdawały się po raz kolejny odbijać od ściany, czego nie omieszkał wytknąć Daniel Mira.
Przedstawiciele rodziców ze SP w Kiełpinie: Judyta Katka, Grzegorz Drewczyński, Violetta Wesołowska, też przeanalizowali dokładnie audyt, w tym stosunek subwencji do kosztów, który w ich szkole nie różni się zbytnio od tego w placówkach miejskich. Zapytali wprost: czy kosztem ich szkoły gmina próbuje ratować przed likwidacją, którąś z miejskich placówek? W opracowaniu nie znaleźli informacji czy w przypadku przeniesienia uczniów z Kiełpina do Legbąda szkoła pomieści wszystkie dzieci. Doszukali się za to „kalki ze słów burmistrza”.
Wnioski po prostu nasuwają się same
– w takich słowach do ich uwagi odniósł się Tadeusz Kowalski.
Jak można zamknąć szkołę, która jest sercem naszej wsi i jest idealna pod względem gabarytów do takiej liczby uczniów, jaką posiada?
– pytali rodzice. A z tego, co zdążyli się zorientować, likwidacja SP nr 3 w Tucholi przyniosłaby takie same oszczędności, jak zamknięcie szkół w Kiełpinie i Stobnie. Przy
tym, ze względu na bliskie sąsiedztwo SP nr 2, zmiana placówki dla wychowanków „Trójki” ich zdaniem nie powinna być aż tak dotkliwa, jak w przypadku uczniów na wsi. Rodzice nie mogli zrozumieć, dlaczego do likwidacji została wyznaczona ich szkoła (najtańsza z wiejskich szkół) i czemu nie przedstawiono symulacji dowozów dzieci ze Stobna do Kiełpina.
Nie liczyły się tylko cyfry i finanse. To jest nasza propozycja. Analiza kosztów z 4 lat nasunęła taki wniosek, że te dwie szkoły, w tym Kiełpin, trzeba rozważyć do likwidacji
– brzmiała odpowiedź audytora.
Jako że rodzice z Kiełpina od 8 października nie doczekali się odpowiedzi na swoje pismo od burmistrza, w trakcie posiedzenia złożyli na ręce przewodniczącego rady skargę na takie działanie.
Maria Zabrocka, stojąca na czele kiełpińskiej szkoły, zabierając głos posiłkowała się ulotką wyborczą Tadeusza Kowalskiego z kwietnia tego roku. Można było z niej wyczytać, że „pomimo wielu niesprzyjających okoliczności finanse gminy są w dobrej kondycji”, a jednym z założeń na tę kadencję jest modernizacja bazy oświatowej szkół.
Ta modernizacja chyba nie polega na likwidacji szkół
– zauważyła. Audyt określiła jako „tendencyjny, niekompletny i niewnoszący nowych informacji”. W tym momencie z uwagą, aby dyrektorka ważyła lepiej słowa, przyszedł przewodniczący rady, który w trakcie tego samego spotkania został upomniany za ponaglanie jednego z wypowiadających się gości. Kontynuując, Zabrocka podnosiła, że pożądane byłyby wszelkiego rodzaju symulacje, których zabrakło w audycie. Przyznała jeszcze, że nie może pogodzić się z faktem, że pierwszym pomysłem na uzdrowienie oświaty jest likwidacja szkół. Do burmistrza oraz rady, w imieniu swoim i rodziców, zaapelowała o zdrowy rozsądek i spojrzenie na sprawę z szerszej perspektywy.
Zamknięcie szkoły na wsi przyniesie dalej idące skutki niż jednej ze szkół miejskich
– stwierdziła. Burmistrza ubodła natomiast do żywego jej wypowiedź, że szkoły zamyka lekką ręką. Zrewanżował się przypomnieniem, że SP w Kiełpinie była w programie naprawczym, więc krytykę można by zacząć od siebie.
W czasach gimnazjum placówka w Stobnie mieściła prawie 300 uczniów i teraz też byłaby w stanie tyle pomieścić. Jej dyrektorka Alicja Górecka podkreślała, że szkoda byłoby nie wykorzystać takiej infrastruktury, tym bardziej, że szkoła w Raciążu boryka się z problemami lokalowymi.
My mamy póki co w Stobnie dziurawą drogę i szkołę. I bardzo nam zależy, żeby ta szkoła, jako serce wsi, została
– podnosiła Górecka, wskazując przy tym na wiele sposobów jak możnaby zagospodarować obiekt. Na dachu da się ustawić fotowoltaikę, a część budynku przeznaczyć na inne cele, np. żłobek czy miejsce aktywizacji seniorów.
Tworzenie miejsc, w których przebywają małe dzieci z osamotnionymi osobami w wieku starszym przynosi niesamowite korzyści społeczne
– mówiła, nawiązując do badań naukowych. Atutem Stobna jest też dobrze wyposażona kuchnia, która stwarza możliwość przygotowania kompleksowych
posiłków.
Ufam mocno w to, że dojdzie do rozmów z naszym udziałem, tak abyśmy wszyscy zainteresowani mogli się nad problemem oświaty pochylić
– dodała Górecka.
Burmistrz Tadeusz Kowalski informował, że gmina od lat dokłada do oświaty z własnych środków i to coraz więcej. Przysłowiowym gwoździem do trumny były jego zdaniem ostatnie, 30-procentowe podwyżki dla nauczycieli, za którymi nie poszło pełne finansowanie z budżetu państwa (zamiast 9 mln zł gm. Tuchola otrzymała na nie 3 mln zł). Spore wydatki na tym polu ograniczają działanie samorządu w innych obszarach, chociażby inwestycjach, kulturze czy sporcie. Dalej, wzwiązku z reformą finansowania samorządów, od przyszłego roku do gmin trafiać będzie subwencja ogólna. W jej ramach, na zadania oświatowe, gmina Tuchola ma otrzymać 28 mln zł, a w urzędzie miejskim potrzeby w tym zakresie oszacowali na 53 mln zł! Do oświaty nadal więc trzeba będzie dokładać i to nie mało. Obraz sytuacji finansowej poszczególnych placówek miał pokazać właśnie audyt. Burmistrz do jego wykonania nie miał uwag.
Tak dużej sieci szkół, jak dzisiaj mamy, nie powinniśmy mieć dłużej, bo nas na nią nie stać. Mimo moich chęci i zabiegów nie umiem znaleźć rozwiązania czy recepty na to, skąd wziąć większą ilość pieniędzy, żeby takie szkoły, w których klasach uczy się po kilkoro dzieci, utrzymywać
– podnosił burmistrz, jak również że w szkołach wiejskich uczy się 21 proc. populacji uczniów, a w miejskich 79 proc. Uczestników dyskusji poprosił o rozmowę na argumenty i przykłady konkretnych rozwiązań, jak poprawić sytuację w oświacie. Sam nie widzi innego sposobu, jak tylko ograniczenie liczby jednostek oświatowych.
Chciałbym, aby rozwiązanie, które przyjmiemy, miało na celu dobro mieszkańców całej naszej gminy (...). Przy racjonalizacji sieci szkół możemy tak to zrobić, żeby nikomu krzywdy nie wyrządzić, ale musimy zadbać też, żeby krzywda nie działa się ludziom w starszym wieku, dla których brakuje miejsc w ZOL-ach, DPS-ach
– mówił.
Tadeusz Kowalski nie wykluczył, że z czasem racjonalizacja sieci szkół obejmie także Tucholę. Póki co miejskie szkoły broniły się wysokością kosztu na jednego ucznia. Jego zdaniem zamknięcie dwóch wiejskich szkół przyniesie szybkie i wymierne efekty, a przy tym poprawi parametry placówek w Raciążu i Legbądzie, do których mieliby trafić uczniowie ze Stobna i Kiełpina. Potrzeby wykonania innych symulacji włodarz nie dostrzega.
Tutaj potrzebne jest jedno konkretne rozwiązanie
– mówił, optując za tym wskazanym w audycie, ale i zaznaczając, że decyzje co do ewentualnej likwidacji podejmie rada miejska. Jednocześnie deklarował gotowość do rozmów, także z Fundacją Operator Oświaty. W jego odczuciu w trakcie środowego spotkania nikt nie wskazał sposobu na rozwiązanie problemów w oświacie.
Jaka jest nasza koncepcja oszczędności poza likwidacją? To nie jest mój problem. Ja nie mam takich kompetencji organizacyjnych, gdybym wiedział, jak zrobić oszczędności w oświacie, nie byłbym autorem opracowania a ministrem finansów albo edukacji. Moim zadaniem było dokonanie zestawienia kosztów finansowych szkół podstawowych i to zrobiliśmy. Część końcowa jest tylko propozycją
– odpowiadał na pytania radnych audytor.
Zebranych zapewniał, że są możliwości zagospodarowania nauczycieli ze szkół w Stobnie i Kiełpinie (mieliby wejść w tzw. godziny ponadwymiarowe w innych jednostkach, które w przeliczeniu na etaty dają ich 40), a rodzice w obliczu likwidacji będą mogli sami zdecydować do jakich placówek poślą swoje dzieci.
Gmina ma dwie szkoły za dużo i konkretnie wskazaliśmy, które to są szkoły
– podkreślał, wskazując na ich kosztochłonność, jak i to, że audyt został wykonany uczciwie i obiektywnie, bez sugestii ze strony burmistrza.
Uważał, że przy powstawaniu audytu starano się, aby wszystkie parametry były identyczne dla każdej szkoły. Co do kwestii społecznej, jak podnosił Garbacz, ta nie była przedmiotem opracowania, a sam aneks do umowy przedłużający jej realizację dotyczył propozycji przeniesienia dzieci z dwóch likwidowanych szkół. Powołując się na międzynarodowe badania naukowe audytor wskazywał, że mniej liczne oddziały klasowe wcale nie przekładają się na lepsze wyniki w nauce. Przygotowując audyt nie spotkał się z dyrektorkami szkół, bo nie miał tego w swoich obowiązkach. Na pytanie Karoliny Redlarskiej odnoście symulacji kosztów dojazdów, Piotr Garbacz zobowiązał się odpowiedzieć na piśmie do 22 listopada.
Pod odstrzałem innych pytań audytor zapewnił, że w audycie skupiono się na jedynych, obiektywnych danych, w tym danych historycznych i prognozach.
Paweł Jastak, dyrektor GZO wskazywał, że liczba urodzonych dzieci w danym obwodzie szkolnym nie ma faktycznego przełożenia na to, ile z nich rozpoczyna tam naukę czy opiekę przedszkolną. Dla przykładu w Kiełpinie około 1/3 uczniów z obwodu nie uczęszcza do tej placówki. I utrzymania takiego trendu dyrektor GZO spodziewa się także w latach kolejnych.
Zdaniem Pawła Cieślewicza, przewodniczącego rady miejskiej, zlecenie audytu było potrzebne, bo dało spojrzenie z zewnątrz. W przeciwnym wypadku burmistrz mógłby narazić się na zarzut, że „jest to pisane na zlecenie, a nie jest to zewnętrzna kontrola”. W jego odczuciu audytor z powierzonego zadania się wywiązał, a konkretne decyzje leżą już w gestii radnych.
Wojciech Kociński przysłuchując się dyskusji na temat audytu miał wrażenie, że każdy wspomniane opracowanie czyta na swój sposób. I też na swój sposób z niego korzysta przytaczając dane, które mu pasują. A jego zdaniem do tematu trzeba podejść całościowo, bo z nowym finansowaniem w przyszłym roku gmina pozostanie z brakiem w oświacie sięgającym 25 mln zł. Sam audyt postrzega jako wstęp do dyskusji na temat tego, jak gminna oświata powinna wyglądać.
To będzie jedna z najtrudniejszych decyzji, jaką będziemy musieli podjąć. Od kolegów i koleżanek oczekuje konkretnych propozycji, jak sytuację uzdrowić. Z drugiej strony jest społeczność całej gminy, która oczekuje od nas inwestycji. Jako radni musimy patrzeć też przez pryzmat całej gminy
– mówił.
Z kolei Ireneusz Wesołowski wskazywał, że spotkania i rozmowy są fajne, tylko czy od nich przybędzie gminie pieniędzy? Z danych, o które poprosił dyrektora GZO wie, że oddziały klasowe powinny liczyć po 30 uczniów, aby zarobić na płace nauczycieli, a ciągłe dokładanie do tego działu może w końcu wpędzić gminę w plan naprawczy. Sam, jako dyrektor szkoły powiatowej, wie doskonale, jak ciężko było mu w takiej sytuacji prowadzić placówkę.
Cokolwiek zrobimy musimy wziąć pod uwagę dobro dzieci, ich bezpieczeństwo, jakość nauczania, ale także bezpieczeństwo gminy. Ja deklarowałem się być radnym gminy i też muszę patrzeć na to, czym zajmuje się gmina
– dodał Wesołowski.
O racjonalne i przemyślane decyzje radnych poprosił Wojciech Grudzina informując, że nadwyżka operacyjna w ciągu ostatnich lat maleje nad wydatkami bieżącymi średnio o 4 mln zł.
W tym roku zbliżymy się najprawdopodobniej do poziomu zerowego, gdzie nasze możliwości inwestycyjne będą bardzo zagrożone
– mówił skarbnik.
Barbara Drewczyńska nie mogła zgodzić się z tym, że radni nie wskazali alternatywnych sposób uzdrowienia sytuacji w oświacie, zresztą swoje propozycje przedstawili także goszczący na sesji rodzice. Dlatego też zapytała, czy w ogóle jest jeszcze sens jakichkolwiek spotkań w tym temacie. Osobiście, mimo tego, że jest radną, odniosła wrażenie, że na ten moment sprawa jest przesądzona.
Sprawa w ogóle nie jest przesądzona. Jeśli pojawi się projekt uchwały, to wtedy rada miejska tym tematem się zajmie
– zaoponował Paweł Cieślewicz. Informował też, że w przypadku podjęcia uchwały intencyjnej kolejnym krokiem ze strony gminy będzie wystąpienie do związków
zawodowych i kuratora oświaty o opinie.
Jeśli opinia kuratora będzie negatywna, to sprawa umiera. W przypadku opinii pozytywnej staniemy przed możliwością podjęcia kolejnej uchwały
– uściślił przewodniczący rady.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz