Czy można połączyć muzykę Mozarta i grupy The White Stripes? Czy uda się powiązać dźwięki saksofonu i kościelnych organów? Czy można zagrać "Czardasz", "Taniec węgierski" i współczesną wersję "Ave Maria" na jednym koncercie? Oczywiście, że tak. Warunek jest jeden: to musi wydarzyć się w Tucholi.
Podczas trzeciego koncertu w ramach XI Międzynarodowego Letniego Festiwalu Organowego za klawiaturami organów zasiadł Piotr Rojek, na saksofonach sopranowym i altowym zagrał z kolei Ryszard Żołędziewski. Już z ich życiorysów jasno wynika, że są artystami z międzynarodowym doświadczeniem. Obaj koncertowali praktyczne na każdym kontynencie. Zarówno Rojek, jak i Żołędziewski potwierdzili swoje niesamowite zdolności w najlepszy możliwy sposób grając na żywo w Tucholi. Zabrzmi to banalnie i sztampowo, ale artyści podczas wspólnych wykonań rozumieli się bez słów, a nawet gestów. Dźwięki, które wydobywały się z ich instrumentów wzajemnie się przenikały. Nieoczywiste połączenie okazało się niezwykle harmonijne.
Tego wieczora Piotr Rojek wcielił się także w rolę prowadzącego. Potwierdził oryginalność duetu i zauważył, że jest to połączenie jednego z najstarszych instrumentów (organów) z najmłodszym – saksofon powstał dopiero w połowie XIX wieku.
"Seven Nation Army" na kościelnych klawiszach
Koncert rozpoczął się nieco mrocznym, może nawet przytłaczającym (?) utworem "Rhapsody" Claude'a Debussy. Z kolei następna "Elegiya" wprowadziła na chwilę nutę refleksji, klimat zadumy i zamyślenia. Bez wątpienia punktem kulminacyjnym koncertu były improwizacje Piotra Rojka. Jak jednak sam podkreślił, każda improwizacja potrzebuje wcześniej przemyślanych tematów przewodnich. Te, całkowicie nieświadomie, podsunął muzykowi ksiądz Maciej Szczodrowski, z którym rozmawiał w niedzielne popołudnie. Podczas dysputy wysnuły się dwa motywy: muzyka Mozarta i... niezwykle charakterystyczny fragment piosenki z 2003 roku "Seven Nation Army" grupy The White Stripes. Publika nie mogła uwierzyć, na ustach wielu osób pojawił się szeroki uśmiech – z księdzem Kalfem na czele. Na kościelnych organach wybrzmiał pop-rockowy hit znany na całym świecie, do tego połączony z Mozartem! Rojek mówił później (po burzy braw), że muzyka to też modlitwa, a sama modlitwa nie zawsze musi być patetyczna i poważna. Czasami jest radosna, szczęśliwa, wywołująca uśmiech.
Improwizacje zwiastowały nie koniec, a początek fantastycznego grania. W kościele zrobiło się po prostu energetycznie. Zresztą sam ks. Kalf przyznawał na finał: gdyby nie fakt, iż koncert odbywał się w świątyni, pewnie część publiki ruszyłaby do tańca. W ramach festiwalu takich wykonań jeszcze zwyczajnie nie było. Kilkukrotnie pojawiał się klimat jazzowego grania, ale przy improwizacjach i dźwiękach saksofonu skojarzenia zwyczajnie nie mogły być inne.
Muzycy zagrali jeszcze m.in. suity Edvarda Griega, czy "Rumuńskie tańce ludowe" Béli Bartóka. Pojawiła się też "Ave Maria" współczesnego kompozytora Mirosława Gąsieńca. A na sam koniec znowu dwa mocne, muzyczne uderzenia, tym razem w klasycznym stylu: "Czardasz" Vittorio Montiego i "Taniec węgierski" Johannesa Bramsa!
Kolejny koncert w ramach festiwalu już 6 sierpnia, tradycyjnie o godz. 19:00. Wystąpią: Magdalena Kulig (mezzosopran) i Maciej Zakrzewski (organy). Czego można się spodziewać? Nie mamy pojęcia, jak widać artyści potrafią zaskakiwać. Jest to chyba zapisane w ich artystycznym DNA. I całe szczęście! Czeka nas kolejna, muzyczna uczta.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz