W połowie grudnia ubiegłego roku na terenie sołectwa Lisiny (gm. Śliwice) Pracownia Badań Historycznych i Archeologicznych "Pomost" prowadziła prace archeologiczno-ekshumacyjne. Efektem jest wydobycie szczątek niemieckiego żołnierza poległego zimą 1945 roku z leśnej mogiły, która usytuowana była w pobliżu zabudowań. Co opowiada nam kierownik robót Adam Białas o ekshumacji w powiecie tucholskim?
Członkowie Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych "Pomost" prace archeologiczno-ekshumacyjne na terenie Lisin przeprowadzili w połowie grudnia ubiegłego roku. Wydobyto i - na ile to możliwe - zidentyfikowano szczątki niemieckiego żołnierza, którego życie dobiegło końca zimą 1945 roku. Dodajmy, że mogiła znajdowała się nieopodal wiejskich zabudowań, a jej dobry stan świadczy o tym, że lokalni mieszkańcy przez kilkadziesiąt lat dbali o miejsce spoczynku żołnierza wojsk nazistowskich.
- Tam był akurat żołnierz niemiecki. Był przy nim znak tożsamości, a więc rodzina mogłaby się dowiedzieć, gdzie ich bliski zginął. Od pochówku do ekshumacji upłynęło 80 lat, a w związku z tym ten znak tożsamości zdołał skorodować. Po prostu uległ rozkładowi i jest nieczytelny - mówi "Tygodnikowi" Adam Białas.
Co więcej, "Pomost" podaje, że dodatkową trudnością w odczytaniu znaku tożsamości, nie jest tylko jego zły stan zachowania, ale również przełamanie przedmiotu. Z powodu braku możliwości odczytania zawartych na powierzchni znaku tożsamości danych i dokładniejszego zidentyfikowania szczątek niemieckiego żołnierza, ekshumowane zwłoki docelowo spoczną na cmentarzu w Bartoszach koło Ełku. Tam istnieje zbiorowy, strzeżony obiekt, gdzie rodziny mogą odwiedzać swoich bliskich. Dodajmy, jak wyjaśnia nam Białas, na cmentarzu w Bartosze, przeniesione są szczątki żołnierzy niemieckich ekshumowane z terenu województw kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego.
- Był to człowiek w wieku około 20-25 lat. (...) Mógł zginąć śmiercią gwałtowną, a być może i nie, bo na wojnie ludzie umierają z głodu, zimna, wyczerpania. Na pewno był to człowiek młody, który raczej nie walczył, a został złapany. Trudno jednoznacznie ocenić. W każdym razie najprawdopodobniej zmarł czy też zginął, po dostaniu się do niewoli. Teoretycznie: wojsko radzieckie biorąc do niewoli pojedynczych jeńców bardzo często z różnych przyczyn - nazwijmy je technicznych - nie odprowadzało ich do sztabu, tylko zabijało na miejscu (...) Czy dokładnie tak było z tym żołnierzem w Lisinach, trudno powiedzieć. Były nawet takie opowieści ludności lokalnej mówiące, że on po prostu szedł i został złapany. Tego zagwarantować nie mogę - opowiada członek Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych "Pomost".
Skąd pewność, co do daty, o której wcześniej wspominaliśmy?
- To jest tylko i wyłącznie rok 45, bo wtedy się takie rzeczy działy. Jesteśmy pewni, że te wydarzenia miały miejsce zimą 1945 roku, podczas wejścia sowietów do wsi - zaznacza członek "Pomostu".
W mogile przy zwłokach nie znaleziono wielu rzeczy. Jak tłumaczy nam Adam Białas to, co mógł mieć przy sobie, mogło zostać mu zabrane ze względu na prawa czasu wojny. Ludzie w trosce o swoje dobro zabierali nieboszczykom to, co nadawał się do dalszego wykorzystania.
- Wojna dotyczy nie tylko żołnierzy. Jak zwykły człowiek miał sobie nogi odmrozić czy zmarznąć, to ściągnął buty czy kurtkę z nieboszczyka. Dlatego jest bardzo mało rzeczy odnajdywanych przy żołnierzach - dosadnie obrazuje kierownik robót Adam Białas.
W mogile odkryto także monetę. Dzięki niej członkowie fundacji oraz znawcy historii podejrzewają, że był to wcielony do niemieckiej armii Łotysz. Tego typu podejrzenia wielokrotnie wymieniane są w poście dotyczącym prac archeologiczno-ekshumacyjnych w Lisinach na Facebook'u "Pomostu".
Pracownia Badań Historycznych i Archeologicznych "Pomost" podejmuje się odszukiwania miejsc pochówku poległych żołnierzy niemieckich, polskich, a także Powstańców Wielkopolskich na terenie województw wielkopolskiego, dolnośląskiego, lubuskiego, zachodniopomorskiego, opolskiego oraz kujawsko-pomorskiego. Członkowie "Pomostu" na swojej stronie internetowej apelują o pomoc w identyfikacji tego typu miejsc.
- To są prace, które toczą się od wielu lat. Prowadzone są na grobach polskich, niemieckich, do niedawna również rosyjskich - tu obecnie nie są. Ich celem jest wydobycie wszystkich ofiar wojny. Jak to niektórzy mówią, sprzątamy po wojnie, ale trochę późno. (...) Mimo tego, że 80 lat minęło, to te sprawy jakby nie zostały zamknięte. Mówiąc obrazowo, ciała nadal leżą w lesie, płytko pochowane. Czy mamy je tak zostawić? Czy należy jednak te groby badać, a miejsca po tych grobach odtwarza, bo oprócz kontekstu historycznego pojawia się kontekst społeczny? Zawsze bowiem po ekshumacji i zbadaniu grobu ten nagrobek jest odtwarzany. Na pamiątkę i ku przestrodze - wskazuje Adam Białas.
Nasz rozmówca opowiada, że prace archeologiczno-ekshumacyjne wykonuje się przede wszystkim po to, aby identyfikować poległych, na których "rzadko, bo rzadko zdarza się, że ktoś czeka". Prace "Pomostu" opierają się również na szukaniu grobów, których nie ma albo są, ale mogą zniknąć. Dlatego, gdy ktoś zna takie miejsca, to Pracownia Badań Historycznych i Archeologicznych "Pomost" jest otwarta na nowe informacje.
Kierownik robót tłumaczy w rozmowie z "Tygodnikiem", że przed działaniami w terenie, pracownia musi uzyskać zezwolenia. "Pomost" zobowiązany jest przedstawić dokumenty albo zeznania lub po prostu w jakiś sposób wiedzieć, po co przychodzi.
- My też nie jesteśmy zainteresowani tym, aby otwierać groby, w których ktoś pochował swoje ulubione zwierzątko. Czasami potrzeba wielu godzin na ustalenie, gdzie mieszka ktoś, kto coś wie na temat grobu. To może być starszy człowiek, który pamięta to, co było dawno temu albo wręcz przeciwnie: młody człowiek - pasjonat. To może nie są sprawy, które decydują o naszym życiu i śmierci teraz, ale dla kogoś może być to bardzo ważne - racjonalizuje Białas.
Prace prowadzone przez Pracownię Badań Historycznych i Archeologicznych są prowadzone bezpłatnie. Właściciel terenu, gdzie te działania trwają, nie ponosi żadnych kosztów. Prace archeologiczno-ekshumacyjne mogą okazać się w praktyce pomocne. Dlaczego?
- Mamy sytuacje, w których ktoś chce budować dom albo chociażby położyć rurę czy kabel. Z jego ustaleń wynika, że jest na tym terenie jakiś grób. Musiałby więc za ekshumację zapłacić zakładowi pogrzebowemu. My jesteśmy finansowani ze składek rodzin zaginionych żołnierzy i dlatego właściciel terenu nie ponosi ani odpowiedzialności ani nie zostanie obciążony za przeprowadzenie ekshumacji. Nasze prace dotyczą nie tylko takich grobów oznakowanych, ale też tajemniczych zapadlisk, jakiś miejsc - lejów, gdzie wrzucono żołnierzy lub cywilów po wojnie. Szukamy grobów, których nie ma - słyszymy od naszego rozmówcy.
Adan Białas tłumaczy nam, że nie prowadzi się już planowych prac ekshumacyjnych mogił z czasów I wojny światowej ze względu na zbyt długi odstęp czasu, który upłynął od jej zakończenia. Ponadto brak już osób, które szukałyby swoich bliskich poległych w tamtych czasach. Kierownik robót "Pomostu" zwraca również uwagę na inny charakter I wojny światowej. Jako różnicę między I a II wojną światową podaje, że w 1945 roku niemieccy żołnierze na naszych terenach uciekali w popłochu, dlatego tyle jest pojedynczych mogił.
Od zakończenia ostatniego światowego konfliktu zbrojnego upłynęło 80 lat. Czy po tylu latach są ludzie, którym udaje zidentyfikować się swoich bliskich?
- Mamy takie przypadki. W zasadzie każdego roku zdarza się minimum jeden taki przypadek. Ostatnio mieliśmy nawet osobę cywilną, która została odnaleziona. Gdy ktoś w taki sposób odnajduje swojego bliskiego czy krewnego, mamy do czynienia z nawet wzruszającą historią - słyszymy.
Mimo że żołnierze niemieccy na początku wojny wyrządzili wiele złych rzeczy ludności polskiej, okazuje się że Polacy potrafili i potrafią nadal pochylić się nad losem tych żołnierzy, którzy uciekając, polegli. Przedstawiciel "Pomostu" dodaje, że dużo odkryć przypisuje się pracowni, do której należy, ale główna zasługa leży po stronie mieszkańców, którzy od kilkudziesięciu lat nieprzerywanie dbają o groby pojedyncze, często rozrzucone po lasach, rowach, polach...
[ZT]19609[/ZT]
Ciało żołnierza skrępowane było drutem. Jak czytamy na facebook'owym profilu "zastosowanie drutów lub sznurów do transportu zwłok było wówczas powszechną praktyką". Fot. pomost.net.pl
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz