Z okazji Świąt Wielkanocnych publikujemy fragmenty tekstu do nowego, poszerzonego wydania książki „Od Adwentu do Adwentu. Doroczne obrzędy i zwyczaje w Borach” Marii Ollick, które ukaże się jeszcze w tym roku.
Zbliżał się koniec Wielkiego Postu. Dawniej w Wielką Środę na Jutrzni (nabożeństwo przed wschodem słońca) kościoły wypełnione były wiernymi. Każdy chciał zobaczyć, jak proboszcz z wikarym po zakończeniu nabożeństwa wychodzą z kościoła główną nawą i uderzają brewiarzami o ławki. Tradycja nakazywała czynić to na pamiątkę Męki Pańskiej. Po zakończeniu ceremonii kościelnej młodzież męska, a właściwie wyrostki, z przygotowanymi wcześniej kijami zakradali się do kruchty, by po wyjściu księży z kościoła naśladować ich, uderzając kijami o ławki tak mocno, że obecni jeszcze w kościele wierni podskakiwali ze strachu. Przeganiani przez bogobojnych parafian wybiegali z kościoła, by swoje figle powtórzyć za rok. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że oczyszczanie przestrzeni za pomocą dźwięków liczy sobie tysiące lat. Używano do tego nie tylko kijów ale też grzechotek, dzwonków, piszczałek i innych przedmiotów. Echa tego rytuału przetrwały na Pomorzu np. w tzw. tłuczeniu garów. Było to rozbijanie starych garnków o drzwi chałupy.
Gospodynie zajmowały się porządkami. Do niedzieli wszystko musiało być oczyszczone: dusza, ciało, chata i całe obejście. Bielono chałupy, szorowano w izbie podłogi, wszystkie sprzęty, porządkowano szafy z odzieżą, bieliźniarki, skrzynie, wietrzono pierzyny i poduchy, myto statki (naczynia stołowe), prano i prasowano bieliznę i makatki, myto okna i sprzątano podwórza. Śmieci wyrzucano ukradkiem poza granicę obejścia. W ten sposób rytualnie uwalniano domostwo od robactwa i gryzoni. Od Wielkiego Czwartku rozpoczyna się TRIDUUM PASCHALNE i trwa do Wielkiej Soboty. Liturgia Wielkiego Czwartku jest niezwykła, bo na pamiątkę niezwykłych wydarzeń w Wieczerniku. W kościołach święci się oleje, kapłan obmywa wiernym nogi, tak jak czynił to Chrystus, obmywając nogi Apostołom. Podczas uroczystej mszy biją wszystkie dzwony, by potem zamilknąć i odezwać się dopiero w Wielką Sobotę wieczorem. Cichną też organy, nie słychać dzwonków przy ołtarzu, bo zastąpione zostały drewnianymi kołatkami. Po obrządku liturgicznym z ołtarza zdjęte zostają obrus, krzyż i świece na pamiątkę obnażenia Chrystusa. Ministranci i męska młodzież chodziła dawniej od domu do domu, kołatkami obwieszczając czas umartwiania i żałoby. Dawniej wieczorem lub rankiem w Wielki Piątek stosowano powszechnie obrządek zwany Bożymi Ranami. Polegał on na smaganiu wszystkich domowników gałązkami agrestu dla upamiętnienia biczowania Pana Jezusa. Jeszcze dzisiaj, szczególnie na wsi, zwyczaj ten jest żywo kultywowany. Oprócz obrzędów kościelnych, każdy dzień ostatniego tygodnia postu obfitował w zwyczaje, których korzenie sięgają czasów pradawnych, oparte są na mądrości ludowej i obserwacji przyrody. Dziewczęta zajmowały się barwieniem jajek (kraszanek), które farbowane były na całej powierzchni jednakowym kolorem przez zanurzanie ich w barwniku. Kolory uzyskiwano za pomocą naturalnych barwników.
Żółty kolor otrzymywano z liści brzozy, olchy, kory szakłaka, młodej jabłoni,
drewna morwy, łusek cebuli lub igieł modrzewiowych.
Czerwień uzyskiwano z marzanny, kory kruszyny i dębu, olchowych szyszek,
owocu czarnego bzu i suszonych jagód.
Pomarańczowy nasze prababcie wyczarowywały z marchwi i dyni w połączeniu z innymi barwnikami (np. czerwienią).
Brązową barwę otrzymywano z łupin orzechów, igliwia jodły. Aby uzyskać
ciemny brąz – wzmacniano go korą dębu i olchy.
Niebieski barwnik przyroda ofiarowała owocami tarniny. W połączeniu z czerwonym barwnikiem otrzymywano odcienie fioletu.
Zieleń – to sok z pokrzywy, niektórych traw i ozimin oraz liści barwinka.
Tych samych barwników używały Borowiaczki do farbowania tkanin i nici. Wywary przygotowywano bardzo starannie z surowców gromadzonych przez cały rok. Intensywność kolorów na jajkach uzyskiwano przez wielokrotność zanurzania, czas kąpieli, temperaturę i gęstość wywaru. Gotowe, pokolorowane jajka powlekano cienką warstwą oleju i polerowano, co nadawało im trwałość i elegancję. Kraszanki zdobiono też kolorowymi szlaczkami i kwiatkami. Na jednobarwnych jajkach wydrapywano ostrym narzędziem (grubą cerówką lub szpikulcem) drobne wzorki. Jajka farbowano też kolorowymi papierkami (bibułką). Zdobienia te charakterystyczne były dla pogranicza borowiacko-kociewskiego.
Dzisiaj, oprócz kraszanek, na naszych stołach wielkanocnych zobaczyć możemy pisanki, oklejanki oraz jajka zdobione najróżniejszymi, wymyślnymi technikami. Jest to wynik wzajemnego przenikania zwyczajów między regionami, komunikacji międzyludzkiej, również za sprawą kolorowej prasy i telewizji.
W Wielki Czwartek sadzono w sadach drzewka owocowe, a w ogrodach, skrzynkach i w doniczkach kwiaty. Dziewczęta obmywały w strumykach twarze, uważając, że woda w tym dniu nabiera niezwykłej mocy, dodając dziewczętom gładkości.
Wielki Piątek to najsmutniejszy dzień w roku. W izbach zakrywano wszystkie lustra. Czyniono to by zapobiec bólom głowy. Każdy wierzący wstępuje do ciemnego i cichego kościoła, by chociaż na chwilę pomodlić się pod krzyżem. Odprawiana jest też uroczysta uliczna Droga Krzyżowa. Poszczególne stacje stanowią bramy kościelne, Boże Męki i cmentarze. Tradycją wywodzącą się z dawnych misterii Drogi Krzyżowej jest zakończenie Liturgii Męki Pańskiej – odsłonięcie Grobu Pańskiego. Jeszcze dzisiaj w niektórych parafiach, tak jak dawniej, przy ukwieconym grobie wystawiana jest warta, a wierni adorują go przez całą noc. Zazwyczaj wartownicy to strażacy w galowych mundurach i w paradnych hełmach na głowie. Wierzący tłumnie, całymi rodzinami, odwiedzają grób Pana Jezusa w kolejnym dniu Wielkiego Tygodnia.
Trzeci dzień Triduum, to Wielka Sobota z Wigilią Paschalną w Wielką Noc. Jest to dzień święceń: rano – wody, w południe – pokarmu, wieczorem – ognia. Obecnie wodę i ogień święci się razem podczas wieczornego nabożeństwa. Przed kościołem pali się ognisko z gałęzi tarniny i szakłaku ciernistego. Palący się ogień święcony jest przez kapłana. Dawniej żarzące się polana lub węgielki zabierano do domów, ponieważ przed wyjściem do kościoła wszystkie domowe paleniska zostały wygaszone. Rozpalony na nowo ogień miał magiczną, oczyszczającą moc, tak jak ogniska rozpalane na rozstajach dróg wokół wsi i osad ludzkich. Miały one według pradawnych wierzeń bronić przed złymi duchami, a popiół z ugaszonego ogniska rozsypany po polu chronił plony przed gradobiciem.
Poza kościelnym i ludowym symbolizmem ognia również wodzie przypisywano magiczną moc. Rytualne kąpiele, obmywanie się w strumieniu lub jeziorze miały chronić przed chorobami skóry i oczu.
Od wczesnego ranka kobiety zajęte były przygotowywaniem święconki. Koszyki musiały być ozdobione bukszpanem, palemkami, serwetkami i wstążkami. W koszyku musiało znaleźć się obowiązkowo siedem potraw: chleb, baranek z masła, przyprawy (sól i chrzan), wędlina, ser, wypieki (baba drożdżowa) i jajka. Oprócz tego mogły być święcone inne smakołyki. Pierwotnie do kościoła zanoszono jedynie baranka z masła.
Chleb – symbol nad symbole – Ciało Chrystusa,
Jajko – dowód odradzającego się życia,
Sól – minerał życiodajny,
Wędlina – symbolizuje zdrowie i dostatek,
Ser – współistnienie człowieka i przyrody,
Chrzan – siła i krzepa,
Ciasto drożdżowe – symbol doskonałości.
Święcenie jadła odbywało się w kościele lub przed kościołem. W majętnych domach, szczególnie w pałacach i dworach, święcenie pokarmów odbywało się na dziedzińcu, gdzie przy suto zastawionym stole zbierała się cała społeczność – państwo, służba z rodzinami i parobki. Po pierwszej święconce, około godziny 12, ustawał post i można było już spróbować przygotowanych smakołyków, jednak w większości domów post obowiązywał do wieczora.
Wielki Tydzień to również okres związany z obserwacją pogody. Gdy w Wielki Piątek padał deszcz, mówiono, że niebo płacze; deszcz w Wielki Piątek – mokre lato, słońce zaś zapowiadało pogodę i dobre plony. W Dni Krzyżowe męka Boża, wstrzymaj się od siewu zboża.
Nasi przodkowie – Słowianie, nim Kościół uporządkował czczenie kultu zmarłych, obchodzili w tym czasie swoje święto zaduszne. Wierzono także, iż w tych dniach domy odwiedzane są przez drobne duszki opiekujące się zagrodami. Zostawiano im na piecu okruchy chleba i inne resztki jadła. Duszki zamieszkiwały zapiecki, miały też swoje kryjówki w stodołach i oborach.
Hanna Szymanderska w opisie zwyczajów świątecznych (Wielkanoc) podaje, że na Pomorzu specjalne wielkanocne wyroby – kiełbasy i wędliny przygotowywali rzeźnicy i masarze:
(…) Z wielką niecierpliwością oczekiwano naświąteczne kiełbasy i szynki, czekając zakończenia postu. W okresie międzywojennym na Pomorzu było to południe (12 godz.) w Wielką Sobotę. Wtedy np. w Tucholi odbywał się przemarsz porynku panów opasanych parówkami lub knebloszką (kiełbasą czosnkową).
O północy w Wielką Sobotę kończył się Wielki Tydzień. Wszystkie i obejścia posprzątane, w domu nowy ogień i święcona woda, pobielone ściany, gotowe smakołyki i serca ludzkie oczyszczone pokutą. Można było już tylko czekać na godzinę Zmartwychwstania Chrystusa, która jest nieznana i na zawsze pozostanie wielką tajemnicą.
Dzwony Wielkanocne
Kiedy ciszę wielkopostną
Dzwon nam przerwie, zakołysze
I zadzwoni i rozbuja,
Głosząc ludziom „ALLELUJA”!
To te dźwięki każdy wchłania,
W święty dzionek zmartwychwstania,
Każdy słucha ich radośnie,
Gdy drżą echem, hen rozgłośnie.
„Alleluja”! Chryste Panie
Chwała Ci za zmartwychwstanie! (Paula Wężyk, Anioł Stróż, nr 15/1927)
Wielkanoc zwana dawniej Jastrą, to najradośniejsze święto, zarówno w kościelnym roku liturgicznym, jak i w obrzędowym kalendarzu borowiackiej wsi. Kościelne dzwony w Niedzielę Wielkanocną brzmią szczególnie radośnie, oznajmując wszystkim Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Według starych wierzeń potężnych głosów dzwonów bały się złe duchy, a ludziom z serc wyrzucały wszelką złość, czyniąc je otwartymi, przepełnionymi dobrocią i miłością.
Wielkanoc jest świętem ruchomym. Wiadomo, że Chrystus zmartwychwstał z grobu z soboty na niedzielę, ale nie można ustalić dokładnej daty. W przeszłości było to przyczyną licznych nieporozumień. Za sprawą św. Bedy Czcigodnego i Karola Wielkiego ustalono terminy obchodów tego święta. Od przełomu VII i VIII wieku po dziś dzień Święto Zmartwychwstania Pańskiego obchodzi się w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca, między 22 marca a 25 kwietnia.
(...) A pierwszego dnia po szabacie, bardzo wczesnym rankiem, kiedy było jeszcze ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. (J 20, 1)
Obrzędów Wigilii Wielkanocnej nie można rozpoczynać przed zmierzchem, nigdy przed zachodem słońca. Odprawia się je w późnych godzinach wieczornych, tak aby około północy rozpocząć Mszę św., która jest integralnie złączona z Wigilią Paschalną i która kończy Triduum Paschalne. To Rezurekcja – najbardziej uroczysta msza w całym roku kościelnym.
Na pamiątkę tej osłoniętej nocą chwili na całej polskiej ziemi obchodzi się przed świtem Jutrznię – uroczystą procesję. Dawniej mszę rezurekcyjną odprawiano również o północy. Po tym uroczystym nabożeństwie wieś obchodzili bębniarze i z wielkim hukiem oznajmiali Zmartwychwstanie. Hałas miał upamiętniać grzmoty, które prawdopodobnie towarzyszyły osuwaniu się kamienia z grobu Chrystusa.
Po uroczystościach kościelnych wszyscy, jeżeli tylko mogli, spieszyli na święcone, czyli na długo oczekiwane wielkanocne śniadanie.
W Borach, tak jak zresztą na całym Pomorzu, główną potrawą wielkanocnego śniadania była jajecznica na słoninie – rytualne danie towarzyszące przy wielu innych świętach i uroczystościach rodzinnych. U biedoty potrawy świątecznego stołu były raczej proste: jaja, trochę kiełbasy lub wędzonej szynki, zylc (galareta mięsna), chleb i baba drożdżowa. Święconkę stawiano na stole, by każdy z członków rodziny mógł spożyć choć po kęsie.
Ozdobą stołu były: uformowany z masła baranek i malowane jajka – kraszanki. Po złożeniu sobie wzajemnie życzeń siadano do stołu, by najeść się nareszcie do syta po czterdziestu dniach postu. Nie we wszystkich domach dzielono się święconym jajkiem, podobne jak to czyni się w Wigilię Bożego Narodzenia, łamiąc się opłatkiem, a jeszcze dawniej chlebem. Śniadanie obfite i długo spożywane przeciągało się często do samego południa, tak że gospodyni nie zawsze przyrządzała obiad, częstowała wtedy jedynie rosołem z makaronem albo tłustym żurem z kiełbasą.
Po śniadaniu dzieci wybiegały do ogrodu albo do sadu szukać zajka czyli koszyków ze słodyczami, które wcześniej rodzice ukryli w krzakach agrestu, porzeczek lub pod miedzą.
Jastrowa Niedziela była dobrą okazją do zrękowin (zaręczyn), podczas których rodzice panny młodej i kawalera przy poczęstunku i wypitku omawiali przyszły związek, a szczególnie posag panny młodej. W tym świątecznym dniu wyprawiano też wesela.
Drugi dzień świąt – Poniedziałek Wielkanocny podporządkowany był od wczesnego ranka dyngusowi. Już przed świętami męska młodzież wybierała się do lasu, by nazbierać jałowca i gałązek brzozowych, które odstawione w wiaderkach w zacisznych miejscach wypuszczały młode listki. Wczesnym rankiem, kiedy jeszcze dziewczęta i młode mężatki były w łóżkach, chmary wyrostków z okrzykami, biegając od chałupy do chałupy, wpadały do izby, często uchylonym ukradkiem przez ojca lub brata, oknem. Chłostaniu zielonymi rózgami i jałowcem towarzyszyły piski dziewcząt. Obrona przed takim atakiem nie miała najmniejszego sensu. Nie było więc końca szamotaninie, gonitwom i śmiechom. Im bardziej dziewczyna została potargana i posiniaczona, tym rzekomo większe zapowiadało się powodzenie u chłopców. Mówiono wówczas, że dziewczyna ma wzięcie. Polewanie wodą w odległych czasach nie było tak powszechne. Zwyczaj ten zagościł na Pomorzu w końcu XIX wieku i jest dzisiaj bardzo popularny. Zanikło natomiast smaganie gałązkami jałowca. Chodzenie po dyngusie oznaczało też kwestę wielkanocną. Odwiedzając dom po domu, dynguśnicy po zrealizowaniu głównego celu składali życzenia, zawsze przymawiając się o dary. Zbierali do kosza jaja, kiełbasę, słoninę, placek a nawet nieco grosza.
Chto so nie daje rózgoma w Jatry bić,
Tyn nie bandzie mniał zdrowia nic. (ks. Bernard Sychta
Wędrując od domu do domu, gromada śpiewała i wygłaszała, czasem dzieląc się na role i drąc się na całą garę, takie oto przyśpiewki i rymowanki:
Jak my byli młode dziadki
Zbieralim po drodze kwiatki
Kawalery się dziwili
Dobry dyngus nam dawali
My się nie uczyli w szkole
Jeno przy cepach w stodole
I niech bandzie pochwalona
Rybka z miodem, ganś pieczona. ( z notatek Oskara Kolberga)
Dr Kazimierz Karasiewicz podczas wędrówek po Borach takie oto zanotował rymowanki:
Chodzimy tu po dyngusie,
Powiemy wam o Chrystusie.
W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek
Miał Pan Jezus wielki smutek, wielkie rany,
Żeśmy wszyscy chrześcijany.
A wy Panie, dajcie po jajeczku i po parze
A gdybyście więcej dali, byśmy więcej dziękowali.
albo
Przyszlim tu po dyngusie,
Opowiem wam o Jezusie,
Jezus zmartwychwstał
Dyngus nam dał,
Sukieneczkę na lato,
Kożuszek na zimę,
Rydz pod pierzynę
A wy Państwo nie dumajcie,
Jeno w torby jajka kładźcie.
I jeszcze jedna:
Powiedziała nam wasza kaczka
żeście napiekli pszennego placka,
Powiedziała nam wasza kokosza,
że zniosła jaj półtora kosza.
Powiedziała nam wasza świnia
żeście zabili jej syna,
Jak nie syna to córeczkę
Dajta choć szpereczkę.
Bo kto nam nic nie użyczy,
Ten na niebo niech nie liczy.
Bo św. Piotr z kluczykami,
Trzaśnie mu przed nosem drzwiami.
Jak świętowano Wielkanoc w mieszczańskiej rodzinie, relacjonuje tucholanka Małgorzata Trzcińska:
(...) Stół biało nakryty, na środku wazon z baziami i gałązkami rozkwitającej brzozy. Po bokach półmiski z gotowaną szynką, udekorowaną goźdźikami i obłożoną wędzoną kiełbasą
polską. Na innym półmisku kiełbasa biała, gotowana z kwaśną kapustą potem jajka białe i kolorowe, gotowane (...). Służba także dostała swoje talerzyki z jajkami i słodyczą, plackiem, ciastkami, tylko tym razem w kuchni. Dostawali też chleb z masłem obłożony szynką i kiełbasą. Nim w święconej wodzie na talerzu, pokropiła wszystkie dary i zmówiła króciutką modlitewkę i dopiero kiedy mamusia życzyła wszystkim zdrowych i wesołych świąt oraz smacznego jajka, goście, cała rodzina zasiadała do stołu. Było to jeszcze za czasów cesarza Wilhelma II (...).
W drugi dzień świąt chłopcy i kawalerowie smagali dziewczęta rózgami brzozowymi lub, jak pisze Trzcińska, według zwyczaju poznańskiego polewali wodą kolońską.
(...) Niektórzy amatorzy tej zabawy byli w zmowie z ojcem, który już zawsze usuwał klucze od panieńskiego pokoju (...). Jednakowoż zdarzało się też, że młodsze rodzeństwo dało się przekupić tabliczką czekolady i przygotowało drabinki za pomocą których kawalerowie wdostali się do naszych pokoi panieńskich. Wtenczas już nie było litości. W tak zwane trzecie święto był odwet na kawalerach (...). Po takim dyngusie zapraszano na wspólne śniadanie.
Oprócz znanego powszechnie dziś zwyczaju dyngowania, święta wielkanocne obfitowały też dawniej w inne zwyczaje. Jeden z nich nakazywał obejście ze święconką domu trzy razy zgodnie ze wskazówkami zegara, co miało wypędzać z gospodarstwa złe moce. Wierzono też, że w noc z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną wszystkie złe duchy tracą moc. Inny przesąd nakazywał w poranek wielkanocny, jeszcze przed wschodem słońca, obmyć w bieżącej wodzie, czyli w strumyku, oczy i całą twarz. Przynosiło się również wodę ze strumienia do domu,by wykąpać w niej małe dzieci. Zanosząc wodę do domu, nie wolno było ani rozmawiać, ani oglądać się za siebie. Niespełnienie tego warunku odbierało wodzie uzdrawiającą moc.
Już kilka tygodni przed Wielkanocą młodzież męska moczy brzozowe rózgi (śmigi), ażeby wypuściły listki na dyngus. W niejednych okolicach zamiast rózg brzozowych biorą rózgi zielonego jałowca; złośliwi dorośli chłopcy biorą pomiędzy rózgi brzozowe lub jałowcowe gałązki agrestu lub róży. Dynguspolega na tym, że chłopacy, a także dorośli mężczyźni, w drugie święto Wielkanocne dyngowali, to znaczy chłostali kobiety, zwłaszcza dziewczyny. Już od wczesnego rana chodzą chłopaki od domu do domu i proszą, ażeby ich wpuszczono na dyngus. Do niejednych domów, gdzie są dorosłe dziewczęta, starsze chłopaki wprost gwałtem się wdzierają; przekupują służbę, uczęstują wódką ojca lub brata, wkradają się do domu przez strych lub piwnicę, wysadzają drzwi albo wyduszają szyby z okien, a skoro się do domu zadostają natenczas biada dziewczynom. Mniej niebezpiecznie jest, jeżeli małe chłopaki chodzą po dyngusie. Pukają grzecznie do drzwi, aż im gospodarz otworzy. Skoro gospodarz drzwi otworzy, natenczas wygłaszają różne wiersze, np.
Przyszedł ja tu po dyngusie,
Opowiem wan o Chrystusie,
Który cierpiał srogie rany –
Za biedaki i za pany,
został złożon w grobie
I zmartwychwstał we własnej osobie.
Wielki Piątek, Wielki Czwartek
Chodził po dyngusie Bartek,
Dziewczętom się nawysmagał
i całusa się domagał.
Przyszedł ja też po dyngusie
Nie śni mi się o całusie.
Dla mnie jaja, kiszka, grosz –
Wszystko biorę w pusty trzos.
Wiem, że dziewcząt jest tu kopa
Może pozwoli pan gospodarz sam,
że wydynguję dziewczęta wam.
Po tym przemówieniu szukają za dziewczętami, które poprzednio się pochowały. Skoro dziewczęta odnaleźli, natenczas smagają po nogach lub rękach i przy tym wołają „Za Boże rany” lub „schów gołe” albo używając słów „dyngu, dyngu” i innych zwrotów, nieraz rubasznych. Po zakończeniu dyngusu wykupują się dziewczęta, tj. dają chłopakom jako odczepne jaja, kiełbasę, placka lub też pieniądze. Skoro dyngus odbywa się jałówcami, to mówią, że wtenczas cały rok pchły nie gryzą; skoro atoli ktoś przychodzi z rózgą brzozową, która nie jest dokładnie zielona, natenczas wypraszają go z domu, ponieważ dyngus z nie zieloną rózgą się za ubliżenie i niezaradność dyngującego.
(skreślił Karól Wiśniewski, Chojnice, pisownia oryginalna – „Niwa” 1927).
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz