W Mikołajki w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tucholi było wyjątkowo świątecznie. Podczas wystawy „Niezwykła historia dziadków do orzechów” swoją kolekcję prezentowały Ewa Bielska i Grażyna Jasiek.
Takiej wystawy jeszcze w Tucholi nie było. Ewa Bielska i Grażyna Jasiek, namówione przez kolegę z pracy Marka Michalaka (który prowadził kiedyś Bibliotekę Pedagogiczną w Tucholi) przywiozły do Miejskiej Biblioteki Publicznej dziadki do orzechów. Dotychczas panie pokazywały kolekcję dwa razy. Dzięki nawiązaniu do opowiadania dla dzieci E.T.A. Hoffmanna "Dziadek do orzechów" oraz baletu Piotra Czajkowskiego w bibliotece zapanował świąteczny klimat.
Dziadek do orzechów według projektu Arystotelesa
Tradycyjny dziadek do orzechów ma często formę żołnierza. Nie zawsze tak było. O historii tego przyrządu - sięgającej czasów sprzed 8 tysięcy lat - opowiadała Ewa Bielska.
- Kiedyś łupano orzechy używając w tym celu zębów. Dlatego większość z dziadków to figurki, gdzie orzecha wkładamy właśnie między szczęki. Pierwszymi dziadkami do orzechów były kamienie. Potem zaczęto tworzyć przyrządy. Z przełomu IV i III w. p.n.e. z Rzymu pochodzi dziadek do orzechów w kształcie splecionych rąk. Mechanizm dźwigniowego dziadka przedstawił już Arystoteles
- opowiadała kolekcjonerka.
Dziadki do orzechów w kształcie żołnierza, górnika czy króla - czyli w najbardziej popularnych kształtach - zaczęto produkować w XVII wieku w Saksonii. Urządzenia często wręczano dzieciom pod choinkę. W bogatych domach dziadki były zdobione porcelaną, srebrem i złotem.
Dalszą część tej historii można przeczytać w "Tygodniku Tucholskim". Które dziadki kolekcjonerki darzą największym sentymentem? Który był pierwszy w całej kolekcji? Zapraszamy do lektury gazety, a tymczasem zachęcamy do obejrzenia galerii zdjęć!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz