Zamknij

Europejski Dzień Pamięci Ofiar Nazizmu i Stalinizmu: Wanda Pestka opowiada o piekle w obozie w Potulicach

09:58, 23.08.2019 E.D Aktualizacja: 10:10, 23.08.2019
Skomentuj

Dziś (w piątek, 23 sierpnia) przypada Europejski Dzień Pamięci Ofiar Nazizmu i Stalinizmu. Ciężka praca i głód doprowadziły do śmierci wielu więźniów niemieckiego obozu przesiedleńczego w Potulicach. Ustalono nazwiska 1297 ofiar. Aż 767 z nich to dzieci. Piekło przetrwała Wanda Pestka, która do Potulic trafiła razem z całą swoją rodziną. Opowiada o swoich przeżyciach.

Było jej zimno. Łachmany, które miała na sobie, nie dawały żadnej ochrony przed mrozem. Wstała wczesnym rankiem i poszła do pracy w szwalni jak każdego dnia w obozie w Potulicach. W porze obiadowej usłyszała hałas. Ktoś krzyknął, że Niemcy uciekli, że to koniec wojny. Wybuchło zamieszanie, część więźniów zaczęła uciekać, inni nie wiedzieli, co mają zrobić. Piętnastoletnia Wanda nie dowierzała, że piekło, w którym spędziła niemal trzy lata, właśnie się kończy. W ostatnią niedzielę stycznia 1945 r. razem z mamą i siostrą przekroczyły bramę obozu. Były wolne.

Minęło 77 lat od momentu, kiedy pani Wandzie Pestce (z domu Bielińskiej) odebrano szczęśliwe dzieciństwo. Mieszkała w Gostycynie razem z rodzicami (Józefem i Marią) oraz rodzeństwem: Stefanią i Romanem. 14 maja 1942 r. do ich domu wkroczyli Niemcy. Kazali im się wynosić. Nie pozwolili zabrać niczego, choćby kromki chleba, zabawki czy rodzinnej pamiątki. Mała Wanda miała wtedy trzynaście lat, Stefka była rok młodsza, a Romek był dziewięciolatkiem. Choć od opisywanych wydarzeń minęły dekady, dziewięćdziesięciolatce trudno o nich mówić. „Może lepiej pani tego nie pisze” – mówi z początku, ale po chwili wahania decyduje się opowiedzieć o tragicznym losie swojej rodziny.

"Prawdziwy Lucyper"

- Leżeliśmy w baraku, na mokrej słomie i oborniku. Jak świnie. Człowiek przy człowieku. Przez deski ciekła woda. Następnego dnia rano wysłali nas do lasu. Nosiliśmy do obozu gałęzie i drągi na plecach

– opowiada pani Wanda.

Nadzór nad dziećmi sprawowali kinderkapo. Często byli dla swoich podopiecznych okrutni. Jednym z najgorszych był Wojciech Jopek, po wojnie skazany na śmierć. Pani Wanda dobrze go pamięta. "To był prawdziwy Lucyper" - mówi. Każdy więzień musiał pracować, dla dzieci nie było taryfy ulgowej. Na początku rodzeństwo Bielińskich pracowało w lesie. Zaczynali o godz. 6.00.

- Jedzenie dostawaliśmy dopiero w porze obiadowej. Najczęściej była to cienka zupa zrobiona z byle czego. Wrzucali tam jakieś liście, o mięsie nie było mowy. Pamiętam, jak głodne, polskie dzieci przeszły przez siatkę, by wyjeść resztki z miski psa Niemców. Wylizały ją do czysta.

– mówi pani Wanda.

Takie „wyskoki” były ryzykowne. Niemcy pilnowali, by nikt nie jadł więcej niż przyznana racja żywnościowa. Kiedy głodne dzieci zbierały jagody, nie mogły zjeść choćby jednego owocu. Po całym dniu Niemcy dokładnie sprawdzali, czy języki nie są fioletowe. Jeśli były – nieposłusznych więźniów czekała kara.

W nowym numerze "Tygodnika" szczegółowo opisujemy piekło, przez które przeszła pani Wanda wraz z rodziną. Zachęcamy do lektury szczególnie dlatego, że już niedługo, 1 września minie dokładnie 80 lat od wybuchu II wojny światowej.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%