U schyłku PRL-u, pod sam koniec lat 80. ubiegłego wieku na wrocławskim placu Kościuszki pojawił się niezwykły jak na owe czasy plakat. Umieszczono go w kilku egzemplarzach w którymś z licznych okien wystawowych. Plakat był fotomontażem i przedstawiał ten sam plac Kościuszki, ale lekko zmodyfikowany: na pokrytych wieloletnim brudem, burych elewacjach budynków pojawiły się kolorowe neony i reklamy największych zachodnich koncernów.
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale wtedy taki widok wywoływał u odbiorców westchnienie tęsknoty. Nikt nie wiedział, ani nawet nie przypuszczał wtedy, że bardzo podobny obraz stanie się wkrótce rzeczywistością. Fotografia kusiła wizją dobrobytu i powszechnej dostępności dóbr, które wtedy były trudno dostępnym luksusem. Nikomu do głowy by nie przyszła myśl, że reklama zewnętrzna może przeszkadzać, szpecić, zbytnio kontrastować z otoczeniem etc.
W Wiedniu było odwrotnie
Grupa artystów wiedeńskich, składająca się z rzeźbiarza Christopha Steinbrenera, fotografa i grafika Rainera Dempfa oraz architekta Martina Hubera przeprowadziła latem 2005 roku niezwykły eksperyment. Przy współpracy z samorządem lokalnym artyści na dwa tygodnie zasłonili żółtą folią wszystkie reklamy na wiedeńskiej Neubaugasse – jednej z najbardziej znanych w tym mieście ulic handlowych. Zniknęło wszystko: szyldy, banery reklamowe, reklamy podświetlane itp. Nawet napisy na szklanych witrynach sklepów zasłoniły pasy żółtej folii.
Efekt? Ulica jakby zamilkła. Miejsce agresywnych reklam zajął spokój, rzecz by można: taoistyczna pustka, niezwykle pożyteczna dlatego właśnie, że jest miejscem, które można wypełnić. I rzeczywiście pojawiły się w wywołanej tą akcją dyskusji głosy domagające się przywrócenia stanu poprzedniego, bo obecny stał się nie do zniesienia. Wywoływał brak orientacji i poczucie zagubienia. Akcja o nazwie Delete! uzmysłowiła wielu ludziom, jak bardzo reklamy uliczne stały się częścią ich naturalnego otoczenia.
Istotne było użycie jednego jedynego koloru. Nagle w świadomości przechodniów pojawiły się monochromatyczne prostokąty, kwadraty i pasy, a także trójwymiarowe figury, których na co dzień nie postrzegali, bo dopiero bez liter i obrazów stały się wyraźnie widoczne, tworząc coś w rodzaju malarskiej i rzeźbiarskiej instalacji.
Całkiem się nie da
Gdyby ktoś chciał taki eksperyment powtórzyć, musiałby na jego miejsce wybrać deptak: efekt przy „normalnej” ulicy zepsułoby przecież oklejanie samochodów, które – przejeżdżając bądź stojąc w danym miejscu – wdarłyby się ze swoimi przekazami w reklamową ciszę.
Ale i tak warto byłoby chyba zobaczyć coś takiego na żywo. Choćby po to, by chwilę odetchnąć i chwilę pomyśleć.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz