Zamknij

Walka z glejakiem. "Często sprawdzam, czy Paweł oddycha"

16:54, 06.10.2018 Jarosław Kania Aktualizacja: 10:29, 25.10.2018
Skomentuj

Gdy pojawia się w progach śmiertelny wróg, nie jest lekko, a człowiek odkrywa w sobie pokłady dobra, poświęcenia, talentu organizacyjnego i motywację, by ów kryzys przezwyciężyć. W małżeństwie Karoliny i Pawła Hoppe codziennie odbywa się walka. On, niegdyś sportsmen u progu kariery, walczy ze śmiertelnym przeciwnikiem od 2005 roku.

Paweł Hoppe, wcześniej sportsmen urodzony w Nakle, mieszkający w Mroczy, teraz w Tucholi, w pełni sił potrafił pod koniec lat 90. ubiegłego wieku startować w ogólnokrajowych zawodach lekkoatletycznych, zdobywając sukcesy w sprintach.

- Była siła, były starty indywidualne i w sztafecie, medale, tam też [w Bydgoszczy - przyp. red.] poznałem moją Karolinę - zaczyna swoją opowieść Paweł Hoppe. - Wszystko zaczęło się tak nagle...

Podczas pobytu zarobkowego we Francji Paweł miał atak padaczkowy. Pojawiły się setki lekarskich pytań i podejrzeń, jednak nic konkretnego za granicą nie udało się ustalić. Dopiero po powrocie do ojczyzny szczegółowe badania w bydgoskim szpitalu potwierdziły najgorsze: glejak mózgu. W głowie mężczyzny znajdował się guz wielkości kurzego jaja. Wywierał ucisk na struktury mózgu, stąd też ataki padaczkowe – kolejne pół roku od pierwszego.

Klaudia – dar od losu w krytycznej chwili

Walka z ciężką chorobą to nie tylko sprawa Pawła, ale też najbliższych. Dziś, gdy tata Klaudii, młodej sportsmenki, wspomina jej przyjście na świat, oczy szklą się obojgu rodzicom.

- Córka przyszła na świat wówczas, gdy byliśmy na największym zakręcie, gdy nie wiedzieliśmy, co dalej robić, jak działać, dokąd się udać na dłuższą metę, by Paweł zdrowiał. Klaudia była najpiękniejszym darem od losu. Niecały miesiąc przed fatalną diagnozą pojawiła się u nas, gdy nadchodziło Boże Narodzenie. Nowy członek rodziny przekonał nas, że warto walczyć, bo jest dla kogo żyć. Otwierał się dla nas nowy rozdział życia, choć los pisał go w ponury sposób.

Gdy Paweł zachorował, leczenie nie było wielce agresywne i inwazyjne, poza samą operacją usunięcia guza i radioterapią. Gdy po pierwszym ataku choroby życie rodzinne wracało do normy, wszyscy odetchnęli z ulgą. Paweł podjął pracę, był szczęśliwy, spełniony. Gdzieś jednak trwało odliczanie aż do 2016 roku.

Wróg czaił się i zaatakował. Co dalej?

Przed dwoma laty zakończył się wznowiony etap spokojnego, rodzinnego życia. Pewnego dnia w aucie Paweł Hoppe doznał kolejnego ataku, po wielu latach. Koszmar wrócił ze zdwojoną siłą, bo okazało się po badaniach, że glejak nacieka i w mózgu z jednego guzka zrobiły się trzy. Co prawda nie ma odległych przerzutów, jednak głowa wciąż jest zajęta przez śmiertelnego wroga. Były kolejne operacje, nie obyło się tym razem bez chemii. Najpierw pięć razy w tygodniu, potem raz na cztery tygodnie. Raz na tydzień odwiedzały chorego lekarz i pielęgniarka na zasadzie leczenia paliatywnego. Na tym nie koniec: potężna garść tabletek różnego rodzaju (przeciwpadaczkowe, przeciwzakrzepowe, na ciśnienie i wzmacniające) to konieczność, by Paweł trzymał się na co dzień i by nie przyplątały się inne dolegliwości. Zresztą już teraz nie jest dobrze, jeśli chodzi o możliwość poruszania się: chory ma niedowład lewej strony; porusza się z trudem, nie jest w stanie wykonać najprostszych czynności na co dzień. Wielkim wsparciem są dla niego żona i córka.

- Często sprawdzam, czy Paweł oddycha, bo w każdej chwili może przyjść największy kryzys – mówi Karolina Hoppe. – Denerwujemy się gdy ktoś chrapie, mnie Pawła chrapanie uspokaja, bo wiem, że oddycha.

Wielkim hartem ducha wykazuje się nastoletnia Klaudia, uczennica jeszcze podstawówki. Jak twierdzą rodzice, na pewno przeżyła pewien szok, gdy choroba taty wróciła. Dziś spełnia swoją ważną rolę w rodzinie, potrafi odpowiednio zadziałać, gdy dzieje się źle, podejmować decyzje, opiekować się Pawłem.

- Mam słabsze i lepsze dni. Najgorsze jest to, że nie mogę się swobodnie poruszać. Bywa, że chcę być sam, choć odwiedzają mnie przyjaciele czy znajomi. Nie chcę, by nade mną się litowano, nie o to chodzi – przyznaje Paweł Hoppe. - Oczekuję, że będę traktowany normalnie, a moje leżenie w łóżku wynika, powiedzmy, z powodu przejściowej dolegliwości. Czy to oszukiwanie samego siebie? Bardziej sposób na normalność, recepta na co dzień, by żyć w miarę spokojnie przynajmniej w myślach. Czasami wkładam słuchawki w uszy i nie ma mnie dla nikogo. Muzyka pozwala się relaksować nie tylko zdrowym.

Z choroby lubi... żartować

- Żaden lekarz nie może przewidzieć, co się stanie, nie przedstawia żadnego scenariusza. Siedzimy na beczce prochu, wszystko jest jak tykająca bomba zegarowa – tak kolejny temat rozpoczyna Karolina Hoppe.

Na razie jest o tyle dobrze, że guz nie nacieka, ale też nie cofa się. Pawła czekają jeszcze wizyty w Bydgoszczy – wyjazdy na chemię, po tabletki, rezonans magnetyczny.

- Lubię żartować często ze swojej choroby, bo jeśli nie zachowam dystansu, co mi zostanie? Często stosuję czarny humor, który nie wszyscy rozumieją albo którego rozumieć po prostu nie chcą. Mam do siebie wielki dystans, to moja broń – szczerze mówi mąż Karoliny. - Z drugiej strony jednak rozmyślałem o tym, co będzie, gdy odejdę. Wybrałem już z pełną świadomością, za zgodą najbliższych, miejsce wiecznego spoczynku. Chcę być skremowany i pochowany na cmentarzu w Rudzkim Moście. To nie są już żarty, ale spokojna, przemyślana decyzja. Nigdy nie wiadomo, co będzie jutro, jak minie noc, czy się obudzę. Staram się być pogodny, patrzeć z optymizmem w przyszłość, ale wiem, jak jest. Po prostu nie jest dobrze. Czy będzie lepiej? Tego nie wie nikt.

Oczywistym problemem są też koszty leczenia. Jak przyznaje pani domu, co miesiąc na same tabletki wydawane jest kilkaset złotych. W większości są to leki nierefundowane.

Kinga i on byli bohaterami pięknej imprezy

Chorego można już było wesprzeć na wiele sposobów. W 2017 roku by organizowany dla Pawła turniej siatkarski. Prowadzona była wówczas zbiórka do puszek. Ponadto podczas ubiegłorocznej Mili Tucholskiej zbierano środki także dla Pawła, gdy łączono wszystko z datkami na żyjącą wówczas Kingę Kęsik. Dzisiaj istnieją dodatkowe formy pomocy. Pierwsza z nich to Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”. Tu można przekazać jeden procent z PIT-ów. Internetowy portal charytatywny zrzutka.pl prowadzi też zbiórkę dla Pawła. Wystarczy wejść na stronę i postępować zgodnie z instrukcją.

- Każdy dzień to dla nas nowe wyzwanie i wielki znak zapytania. Żyjemy jak normalna rodzina, są sprzeczki, bywa podniesiony głos, nikt nie chodzi na palcach. Wierzymy, bo nie ma innego wyjścia. Walczymy – kończy rozmowę Karolina Hoppe.

Gdy na koniec z uśmiechem przyznała, że jeszcze wiele lat będą małżeństwem, Paweł ze śmiechem stwierdził, że długo nie pociągnie, bo… żona go wykończy.

Możesz pomóc Pawłowi:

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko” – KRS 0000186434 z dopiskiem: 121/H Paweł Hoppe

Portal charytatywny zrzutka.pl (KLIKNIJ TUTAJ)

(Jarosław Kania)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%